czwartek, 31 października 2013

Soczek dla przyszłej mamy

Za oknem temperatura spada... dziś nawet kot skapitulował o poranku. Postanowił nie walczyć z szalonym 0 stopni i zakopał się głęboko pod kołdrą. Jutro Wszystkich Świętych, a co za tym idzie - rajd po cmentarzach i kolejna próba zsynchronizowania dwóch rodzin. To dosyć newralgiczny dzień. Niektórzy (mąż) nazywają go dniem Wszystkich Chorób. Panie, ubrane bardziej ekstrawagancko niż praktycznie prątkują bez krępacji przeziębieniem i grypą. Trzeba przeciwdziałań. Już wczoraj łyknęłam zapobiegawczo Prenalen, a dziś postawiłam na zdrowy, wyciskany sok, który dla pewności zrobiłam sama. Taka dawka witamin musi zadziałać!





Przepis:
10 pomarańczy (starcza na 2 do 3 soków) - ok. 9zł
Wyciskanie - ok 10 minut
Pomarańczowa, skręcana rurka - znaleziona u siostrzenicy

Bottoms up!

poniedziałek, 28 października 2013

Ciało rośnie!

Moja córeczka ma już ok. 20-25cm i waży 500-600g. To niesamowite jak duża już jest. Mogę bez problemu poczuć jak się rusza. Nawet mój mąż jest w stanie spokojnie poczuć mocnego kopniaka małej. To daje mu poczucie bycia z dzieckiem już teraz, ale zdecydowanie nie czuje on przez to mojej ciąży. Ja natomiast zdecydowanie się powiększam. Nadal czuję się zobligowana informować wszystkich, że jestem przy nadziei, by rozwiać ich wątpliwości - czy aby nie przytyłam? Mimo iż brzuszek sterczy z przodu całe ciało zmieniło swoje parametry. Zawsze miałam skłonność do tycia, a teraz, kiedy jest okazja zluzować z ćwiczeniami - rozrosłam się cała. Dobrze, że chociaż proporcjonalnie. Mimo to i brzuch, i biodra, i przede wszystkim tyłek - rozrosły się poza moją wiedzą i kontrolą! A wraz z przyrostem dobrodziejstwa skóra zaczęła cierpieć. Jako nieodrodna córka dermatolożki musiałam zacząć działać. Okazuje się, że sytuacja, jest patowa. Nie można zrobić nic, co przyniesie wymierne efekty. Wszystko oparte jest na tak dużej chemii, że szkodzi dziecku, a później karmieniu.

Postanowiłam jednak nie zgadzać się na słynne rozstępy, swędzenie skóry spowodowane jej rozciąganiem czy cellulit wytwarzany przez hormony. Sprawdzanie wszystkich produktów w Rossmannie nie wchodzi w grę, szukałam zatem u źródła - matki. Dowiedziałam się, że jest kilka serii kosmetyków, które zaprojektowano z myślą o przyszłych mamach. Większość dostępna jest w aptekach i drogeriach. Moim faworytem jest marka Tołpa. Nie są to tanie kosmetyki, ale za to działają stosunkowo dobrze. Uratował mnie dermo body, mum - balsam na zmęczone nogi. Faktycznie pozwala się zrelaksować po ciężkim dniu pełnym chodzenia z dodatkowym balastem. Kosztuje całe 38,99zł, ale wystarczy pewnie do końca ciąży. Mimo iż każdy chyba producent jest zobligowany do zalecania stosowania także profilaktycznego - nie trzeba tego robić bez potrzeby. Balsam ma co prawda właściwości nawilżające, ale nie zastąpi zwykłego mleczka czy masła do ciała.

Tołpa, dermo body, mum. Balsam na zmęczone nogi. Cena: 38,99zł. Dostępny w Rossmann lub na stronach producenta. Możliwość zamówienia przez internet! 

Dbałość o odpowiednie nawilżenie ciała często wystarcza. Nie trzeba dodatkowo używać kremów na rozstępy czy innych specyfików dedykowanych ciężarnym. Tołpa ma bardzo dobre kosmetyki nawilżające i spokojnie można pozostać przy tej marce, ale są też inne. Dobrą, polską firmą jest przecież osławiona Irena Eris, która pod szyldem Pharmaceris stworzyła serię M - jak macierzyństwo. Można tam znaleźć niewiele tańsze, ale równie efektywne kremy zapobiegające powstawaniu rozstępów (FOLIACTI), które, jak zapewnia strona producenta - są absolutnie rewelacyjne. Dostałam kiedyś jeden od siostry, zanim jeszcze zaszłam w ciążę. Stosowałam profilaktycznie, gdyż wcześniej wspomniana skłonność do nadwagi zwiększała ryzyko wystąpienia rozstępów i bez ciąży. Krem jednak nie działał rewelacyjnie. Być może jestem uprzedzona do Pharmaceris, gdyż marka ma tendencję do "wzbogacania" produktów czym popadnie. Przykładowo seria R przeciwko trądzikowi różowatemu zawiera wyciąg z mango, który zatyka pory i uniemożliwia odpowiednie oczyszczanie. To nielogiczny skład produktu, który nie pomaga - szkodzi trądzikowi w takiej postaci! Moja awersja do marki być może przełożyła się na wiarygodną ocenę preparatów z serii M, dlatego mimo wszystko - wierzę, że przy autentycznej ciąży sprawdziłyby się. Niemniej jednak można tym kosmetyko śmiało ufać, jako bezpiecznym w ciąży - a to najważniejsze.

Pharmaceris FOLIACTI, krem zapobiegający rozstępom. Cena: 30,80zł (online). Dostępny także w aptekach, np. SuperPharm. 

Innym preparatem, który aktualnie stosuję, jest Ziaja i seria Mamma Mia. To kosmetyki bardzo dobre, przyjemnie pachnące. Dodatkowym atutem jest szybkie wchłanianie. Po nasmarowaniu całego ciała można nadal szybko się ubrać i wyjść do pracy. Widocznie poprawiło się nawilżenie mojej skóry, mimo iż regularnie używam kremu dopiero od tygodnia! Ten również dostałam od siostry, która podobnie jak mama  - jest dermatologiem (i to świetnym!). Ufam więc dziewczynom, jako znawcom tematu i pozwalam sobie ślepo podążać za wskazówkami profesjonalisty.

Ziaja: Mamma mia, krem przeciw rozstępom. Cena: ok 22zł (wg ceneo.pl). Ogólnodostępny preparat (Rossmann, SuperPharm, apteki, drogerie).

Wspomagają mnie ponadto preparaty marek nieco droższych, ale rewelacyjnie sprawdzających się w sytuacjach kryzysowych (bardzo widoczne rozstępy, duże wysuszenie skóry itp.), np.: Eucerin: naturalny olejek pielęgnacyjny.

 Eucerin, naturalny olejek pielęgnacyjny. Cena ok. 35-50zł (ceneo.pl).

Mimo, że ciąża to nie czas na eksperymenty kosmetyczne - nie mogę nie oddać się szałowi balsamów, kremów, olejków czy innych zapachowych cudów. Będę więc na bieżąco dostarczać informacji o nowościach kosmetycznych podszeptanych przez dermatologów. Polecam też dopytać ginekologa-kobietę o najlepsze preparaty do pielęgnacji ciała w ciąży lub umówić się na konsultację dermatologiczną w tej sprawie. Lepiej już teraz odpowiednio zapobiegać, bo może okazać się to później zbawienne! Te z pań, które szczycą się szczupłą figurą mogą zbytnio nadwyrężać swoje włókna kolagenowe i powodować nieprzyjemne rozstępy. Pulchniejsze z mam uzyskają zaś dokładnie ten sam efekt zbyt dużą wagą. Najlepiej mają się te dziewczyny "po środku", które dodatkowo posiadają wysportowane i jędrne ciało. Niestety nie należę do takich, więc obrastam w wiedzę (i tłuszczyk) by potem dwa razy aktywniej drałować z wózkiem po parku.

Halloweenowe przebrania dla ciężarnych!

Ciąża pozwala zwolnić nieco tempo. Czasem rezygnujemy z pracy, innym razem z zajęć dodatkowych. Zdrowie malucha to priorytet, z którym żadna ciężarna mama nie polemizuje. Nie musi to jednak oznaczać rezygnacji z rozrywek. Impreza od czasu do czasu to tak samo dobry pomysł, jak wyjście na spacer. Organizm przyszłej mamy i tak powie wyraźnie kiedy ma już dość i delikwentka pójdzie po prostu zmęczona spać. Oczywiście odradza się intensywny clubbing, alkohol i papierosy - to nawet nie podlega dyskusji. Mówiąc impreza mam na myśli domówkę w miłym gronie, wypad do fajnej restauracji ze znajomymi czy inne, tym podobne rozrywki. Pod koniec października Andrzejki, a wraz z nimi popularne ostatnio Halloween. To dobra okazja na zrobienie kreatywnego przebrania. Sprawdzi się też w karnawale:

1. Pomaluj brzuszek w dynię! Farby do ciała kupisz albo w internecie, albo w dowolnym sklepie papierniczym (np. Empik). Występują w cenach od 5zł do 50zł. Wybierz te lepsze, bo najprawdopodobnie są mniej alergizujące. Wzór wybierz sama. To świetna okazja, żeby włączyć do działania tatusia, rodzinę czy przyjaciół. Możesz namalować na brzuchu co tylko zechcesz, niemniej jednak dynia sprawdza się najlepiej. Okrągły jest i już pewnie sterczy, więc spokojnie możesz kupić dużo pomarańczowej farby!


2. Innym pomysłem jest własnoręcznie zrobiona koszulka Halloweenowa. Kup zwykły ciążowy T-shirt (koniecznie czarny). Znajdziesz je np. w H&M. Kup farby do tkanin (również bez problemu dostępne w Empik), najlepiej białą i do dzieła! Po chwili twój kostium będzie gotowy.


3. Trzeci kostium to oczywiście Halloweenowa, ciężarna panna młoda. Idealną inspiracją będzie Kill Bill! Jeśli nie masz w domu nic odpowiedniego udaj się do ciucholandu albo sklepu z odzieżą indyjską i wybierz luźną, białą sukienkę, którą odpowiednio upniesz, by wyglądała jak z filmu. W dłoń weź miecz (kupisz je na stoiskach z dziecięcymi przebraniami) i możesz spokojnie imprezować w fantastycznym przebraniu:


4. Moim ostatnim pomysłem jest przebranie się za bohaterów filmu Juno (który swoją drogą można obejrzeć). Nastoletni rodzice to zabawny motyw (zwłaszcza u starszych mam i tatusiów). Przebranie będzie o tyle proste, o ile już zapewne dysponujecie gotowymi elementami odzieży. Juno chodziła bowiem na planie w pomarańczowo-białym T-shircie, jeansach i bluzie. Bardziej emblematyczny jest jej chłopak, którego charakterystyczny strój sportowy od razu konotuje skojarzenia z filmem. Strój zdecydowanie dla par. W How I met your mother, w jednym z ostatnich odcinków Lilly i Marshal przebrali się za tę właśnie parę... na odwrót (s09e05). Mimo iż Marshal nie zrozumiał idei przebrania... Lilly wygląda spektakularnie :)

czwartek, 24 października 2013

Kolorowa wyprawka dla niemowlaka

Kompletowanie wyprawki to strasznie trudna sprawa! Tyle wokół cudnych rzeczy. Odkąd odkryłam zakątki z rękodziełem omijam sklepy typu Smyk szerokim łukiem. Pamiętam, kiedy moja siostra była w ciąży (6 lat temu!) pomagałam jej kupić wszystkie niezbędne tekstylia dla niemowlaka. Byłyśmy w tedy mocną babską ekipą 3 pokoleń w sklepie z akcesoriami dziecięcymi w Tarnowskich Górach. Wtedy podjęłam decyzję, że dzieci to nie moja bajka. Pani ekspedientka, najwyraźniej najlepsza w swoim fachu, sprzedałaby nawet rosłego murzyna jako dobry prezent dla noworodka. Jej perswazja kumulowała się w zdrobnieniach. Tak więc poza łóżeczkiem (które ze względu na uzus zawsze zdrabniamy) siostra kupiła jeszcze prześcieradełko, pościelkę, kołderkę, buciczki, śpioszeńki, niezliczoną ilość koszuleczek, dywaniczek i inne materiałowe cudeńka. Pani sprzedawczyni była bardziej przesłodzona niż przedszkolanki na podyplomowych studiach z zajęć kreatywnych! Kiedy ja stanęłam w obliczu zebrania podobnego zestawu przeraziła mnie perspektywa ponownego spotkania z mistrzynią zdrobnienia. Abstrahuję tu w ogóle od obrzydliwych pasteli i królujących wszędzie misiów bez wyrazu. W zasadzie sklepy dla dzieci dysponują kilkoma klasycznymi wzorami: misie, gwiazdki, baloniki, króliczki, księżniczki, statki. Finito.

Kreatywne mamy, o których już pisałam przy okazji Guga Kids Design, uratowały moją wiarę w dziecięcy dizajn i pozwoliły mi cieszyć oczy wzorami, które nie są tandetne i pastelowe. Żywe barwy, kreatywne kompozycje - to było coś, co mnie urzekło. To wszystko zaś, co pastelowe, epatowało subtelną prostotą i elegancją. Kocyki i poduszeczki utrzymane w tonacji beżów, połączenia lnu, bawełny, polaru wyglądały tam niczym z najdroższych domów mody (a ceny nie były bynajmniej wygórowane). Patchwork urzekł mnie wszystkim. Zaczęłam już kompletować swoją wyprawę i zakupiłam kocyk w deseń, którego postaram się trzymać. Niemniej jednak inne wzory też zasługują na uwagę. Można z nich zrobić cudne pokoiki dla małych szkrabów:

Boho sowy od Little Sophie

Cudne wzory od Mammooni (wielki plus za super nazwę!)





Cuda z Fabryki Słoni

Dużo znajdziecie też na www.mamissima.pl i na www.muzpony.com.pl. Te ostatnie portale sprzedają od różnych producentów, więc najłatwiej będzie przejrzeć tam różne produkty. Nie można też zapomnieć o moim ukochanym www.zazzu.pl. Jak ich nie kochać? Spójrzcie:



W takim pokoiku musi się super mieszkać! Sama bym chciała...

środa, 23 października 2013

A może darmowe USG 3D/4D?

Już 16 listopada od 11:00 do 17:00 w Centrum Handlowym Pogoria w Dąbrowie Górniczej będzie można zrobić swojemu maluchowi darmowe usg 3D, a nawet 4D! Akcję organizuje Śląski Instytut Matki i Noworodka. Więcej znajdziecie na fb albo na www.simin.pl.

wtorek, 22 października 2013

4 months to go!

Kolejna wizyta lekarska jak zwykle rozpoczęła się moim i męża niepoprawnym społecznie zachowaniem w poczekalni. Nie rozumiem grobowej atmosfery szalejącej przed gabinetem lekarskim. Skoro utknęłam tam na nieplanowaną godzinę mogę spokojnie pożartować i zająć się roztrząsaniem bieżących spraw czy wątpliwości. Ignorując zatem zdegustowane spojrzenia kobiet wokół mnie konwersowałam podniesionym tonem na bezwstydne tematy (np. obiad, plany na jutro itp!).

W gabinecie lekarskim jak zwykle czekała na nas uśmiechnięta pani doktor. To dziwny widok. Kobieta pracowała prawdopodobnie cały dzień. Od 15:00 przyjmuje w gabinecie rozchwiane hormonalnie baby (i będzie to robiła do 21:00). Mimo to do każdej pacjentki podchodzi z uśmiechem i ogromną uwagą. Lekarz, który nie obraża się, bo o coś go pytasz, to skarb. Trafia się taki jeden na milion. Lubię myśleć, że wszyscy są w mojej rodzinie (bo służby zdrowia tu dostatek), ale podejrzewam co niektórych o nieprzestrzeganie społecznego kontraktu w wielu sytuacjach.

Nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele. Dziecko ułożyło się głową w dół i prawdopodobnie tak będzie leżała już do końca. Będzie teraz spokojnie nabierała wagi. Teraz liczy sobie podobno całe pół kilo. PÓŁ KILO! Skąd zatem te dodatkowe kilogramy? Z białego pieczywa i słodyczy - zapewne. Pół kilo to mimo wszystko sporo. Wyszliśmy z etapu fasoli i weszliśmy w rozmiar bakłażana. Bąbelek ma już swój finalny kształt. Teraz będzie tylko rozwijał swoje detale, takie jak rzęsy, brwi, nosek, cechy dystynktywne. Będzie dziewczynka piękniała i przygotowywała na swoje pierwsze, wielkie wyjście. Oznacza to, że pozostały mi tylko 4 miesiące na ciążowe narzekania. Najwyższy czas brać się porządnie za szkołę rodzenia, finalizowanie pokoju dziecięcego, organizację wyprawki i sprzętów dla niemowlaka i przede wszystkim: na czytanie ostatnich rozdziałów w przewodnikach po ciąży!

Tak skupiałam się na zmianach w moim ciele i psychice, że w ogóle nie jestem przygotowana na finalną zmianę. Niektóre książki zaznaczają wyraźnie: twoje wyobrażenie o macierzyństwie pierzchnie. Nie radzą liczyć na błogostan i budowanie więzi z dzieckiem. Raczej nastawiają matki na ciężką pracę i permanentne niewyspanie. Liczę się z tym - znam relacje z pola walki. Niemniej jednak mam wrażenie, że mnie ten temat nie dotyczy. Tak bardzo nie czuję się mamą, że nie mogę nawet wyobrazić sobie, jak to będzie zajmować się dzieckiem. Pomijając oczywiście fakt, że nie wiem, jak to się robi. Nie może to być zbyt trudne, gdyż wieki praktyki zrobiły swoje i cywilizacja jakoś przetrwała. Nie trzeba mieć specjalnych kwalifikacji zawodowych, żeby oporządzić niemowlę. Trzeba natomiast mieć w sobie cug do dzieci (a przynajmniej własnego), żeby chcieć to robić. A co, jeśli to nie przyjdzie? Jest przecież taka alternatywa, że nadaję się na matkę, ale powiedzmy dziecka 3+. Brak możliwości wizualizacji sprawia, że nie czuję się bezpiecznie z wizją narodzin dziecka. Ale obawy, paradoksalnie, bardzo uspokajają. Paranoiczne myślenie o własnym braku gotowości sugeruje, że to dla mnie ważne. Może to moja forma troski? Nie jestem jeszcze gotowa na dziecko i nie stanę się na nie gotowa tylko dlatego, że się urodzi. Gotowość nie musi jednak mieć wiele wspólnego z ogarnięciem całej sytuacji. Koleżanka opowiadała mi jakiś czas temu historię swojej mamy. Przy pierwszym dziecku ta ponoć zapierała się rękami i nogami, że macierzyństwo to nie to, że ona woli beztroskę i wolność. Coś musiało się zmienić, bo ostatecznie stała się matką piątki fantastycznych dzieci. Macierzyństwo rozwija - obym załapała to najszybciej, jak się da!

poniedziałek, 21 października 2013

Pokoje dziecinne w "One Tree Hill"

Pięknie się patrzy na serialowe aranżacje. Bohaterki wychowują swoje dzieci w pięknych wnętrzach. Kiedy jednak przychodzi, co do odtworzenia z pamięci tych telewizyjnych pokoików - w głowie pustka. Ponieważ ciąża nie sprzyja (w moim przypadku) aktywności fizycznej, służy natomiast godzinom spędzonym przed telewizorem, postanowiłam wykorzystać ten czas. Producenci serialowi nie nadążają niestety za moim apetytem na kolejne odcinki. Zabrałam się zatem za odświeżanie "One Tree Hill" z czasów młodości (polskie fatalne tłumaczenie serialu to "Pogoda na miłość". Okazuje się, że nie byłam pierwsza, bo Internet obfituje w screencaps poszczególnych odcinków. Można spokojnie pozbierać różne kadry w spójny opis dziecięcych pokoików.

Pierwszy bobas OTH, Jamie Scott nie dorobił się najwyraźniej klasycznego, amerykańskiego nursery room. Dopiero jego siostra Lydia, w 8 sezonie zamieszkała w absolutnym królestwie kiczu i księżniczkowego różu:


Kilka sezonów wcześniej, główna romansowa para produkcji Lucas i Peyton powili śliczną dziewczynkę. Dla małej Sawyer Scott tato przygotował iście chłopięcy pokoik w tonacji zielono-różowej:


W ostatnim sezonie pojawia się niespodziewanie syn jednego z nowszych bohaterów. Mały Logan jest już za duży na pokój dla niemowlaka. Na szczęście reżyser zadbał o odpowiednią ilość reminiscencji z przeszłości. Chyba najładniejszy pokoik dziecięcy, cały na niebiesko, dla chłopca nazwanego po Woolverine!



And last, but not least: Brook i jej świeżo upieczone bliźniaki (czy nazwisko Baker ma z tym coś wspólnego?) w pięknym, podwójnym pokoiku:


Osobiście uważam pokoiki z "One Tree Hill" za nieco przesadzone. Zabawek co niemiara, sprawiają wrażenie nieco nieuporządkowanych. Wnętrza zawsze robiły wrażenie w serialu, urządzane z kreatywnością i dbałością o indywidualizm. Niestety przy montażu pokoików dziecięcych zadbano o ich ogólność i folderowość. Niektóre wyglądają jak kartki z katalogów meblowych.

Obejrzenie kilku sezonów pod rząd skutkuje niestety takąż właśnie marudną krytyką. Czas chyba zmienić serial na jakiś czas. W "Przyjaciołach" przykładowo nie było osobnego pokoiku dziecięcego. Cała akcja działa się w dużym pokoju (włącznie z żenującą sceną w rytmie "Baby got back")!

A na podły poranek...

Polecam niezawodny zestaw:

- kawa bezkofeinowa (ekspresem Tchibo można zrobić cuda!)
- ubite mleko (mieszadełkiem z Media Markt za 5zł)
- trochę kakao na samą górę
- kubeczek w sweterku (Sweet Decor, 39zł sztuka)

Na tle globusa poranna kawusia wygląda zjawiskowo. Jakby z kubeczka wynurzały się szczyty Alp. W takich warunkach można spokojnie planować podbój świata!


Dizajn od małego





Na Guga Kids Design w Katowicach rozszalało się kolorowo. Można było zobaczyć całą masę słodkich gadgetów dla maluchów, które oczywiście zapragnęłam mieć. Wróciłam do domu dumnie dzierżąc kocyk i ochraniacz do łóżeczka z motywem leśno-jeleniowym. Skąd ten wybór? Moja (i znajomych) skłonność ku Brodce i jej "Grandzie" przełożyła się na chęć zapełnienia pokoiku dziecięcego miłym optymizmem. Na płycie Brodka wyśpiewała absurdy naszej rzeczywistości tak optymistycznie, że nie sposób nie puszczać jej co roku. Kiedy tylko pierwszy śnieg spada z nieba i zaczyna się nasze sylwestrowe szaleństwo - do końca już Brodka będzie nam śpiewać. A wszystko to dzięki Zazzu, który ponoć oswaja dizajn od małego.
Słuszna fraza: oswajanie dizajnu. Odpowiednia dla młodej matki, która uczy się do czego służą poszczególne elementy wyprawki. A ileż było cudnych rzeczy na tych targach! Kilka z pewnością jeszcze znajdzie się w naszym pokoiku. Może niektóre uda mi się samej zrobić? W końcu wszystkie chyba stoiska były efektem pracy matek, ich zainteresowań i pasji przerobionych na kobiece biznesy. Widać było pasję, z jaką dziewczyny dobierały materiały na swoje kocyki, ochraniacze, śpiworki, chusteczki, pluszaki. Patenty, na które wpaść może chyba tylko matka postanowiły sprzedawać innym, które jeszcze nie mają takiej siły przebicia. Ręcznie robione rzeczy mają w sobie za to tyle uroku, że rekompensują z trudem wydawane pieniądze, bo - drogie panie - nie jest tanio. Doskonale rozumiem, dlaczego kocyk kosztuje 150zł. Zrobiłam podstawową kalkulację, i gdybym sama miała wydziergać jeden tylko taki zestaw dla swojego malucha zapewne kosztowałoby mnie to drożej. Produkcja masowa, kupowanie hurtowe tkanin owocuje niższym kosztem produkcji, ale NA BOGA, dajmy paniom trochę zarobić. W końcu wartość rynkowa pracy jest nieprzeliczalna. A znaleźć można cuda bezcenne (fotorelacja m.in. tu: www.pannamiijejzabawki.pl).

Na razie zajmę się gromadzeniem własnych pomysłów na design. Wygrzebałam w necie kilka detali, które postaram się ostatecznie wcielić w dekoracyjną akcję:

Domek, który każda mama może zrobić samodzielnie!


Lampa balonik! Absolutny hit, choć zdecydowanie nie cenowy. Może tańsze alternatywy z Ikei? Albo... no właśnie. Czas na kreatywność. Koleżanka znalazła podobne w Barcelonie. Może być problem z dowozem...



Przejawy artystycznego zacięcia na ścianach. Osobiście spróbuję może z jelonkiem. Co Wy na to?