sobota, 14 lutego 2015

Walentynki

Oglądam sobie ten Rok z Perfekcyjną Panią Domu i nagle dostrzegam rozdział o Walentynkach. No, na Boga, Małgosiu, na ten temat mądrzyć mi się nie będziesz. Data urodzenia (14 luty właśnie) predestynuje mnie do bycia ekspertką w zakresie dnia na "W".


Jak przygotować romantyczną kolację?

Cóż, w tym momencie mamy na stanie blisko roczną Polę, która zaiwania po domu na dwóch nogach, więc oboje z mężem padamy ze zmęczenia. Do tego w pracy dali mi do domu karton (26 sztuk!) pączków i od czwartku nic, tylko tyję (atrakcyjność na poziomie Rowu Mariańskiego). Cały etat, projektowanie kuchni, przygotowania remontowe - wszystko to sprawia, że ostatnio nawet włączenie prania urasta do rangi arcy-cieżkiego zadania (no dobra, pralkę włączyłam, ale zapomniałam o praniu i wyjęłam je... a nie, jeszcze nie wyjęłam, także ten, no...). Romantyczna kolacja w takich warunkach i przy takim zapale do działania - no nie.

Z ironicznie uniesionymi brwiami czytam więc, że mam się zdecydować na "finger food: małe pierożki z nadzieniem z owoców morza, szaszłyki owocowo-serowe, ptysie z nadzieniem waniliowym".

Generalnie nie mam ciśnienia na wielką walentynkową ucztę, cały dom w burdelowej czerwieni, ja w bieliźnie z futerkiem i mąż obsypujący mnie różami i czekoladkami za 500 dolców. Wręcz przeciwnie - to moje urodziny, lubię jak jest "po mojemu". Co nie zmienia faktu, że ma być też romantycznie, bo czemu nie.

W Walentynki chodzi o miłość

Dostaliśmy propozycję, żeby wyjść sami wieczorem. Drugą, żeby pójść z siostrą moją i szwagrem na urodzinowe piwo. A ja ciągle nie mogłam się wyzbyć przekonania, że jedyne czego chcę w urodziny to być całą rodziną właśnie. W Walentynki, być z tymi, którymi kocham najmocniej - z mężem (z urzędu mu się należy) i z Polką (moją prywatną całoroczną Walentynką). Rano obudziło mnie więc brutalne dźgnięcie w oko i nieporadny całus, który bardzo szybko przerodził się w bolesne ugryzienie. Otworzyłam bojaźliwie jedno oko, a nade mną kiwała się roześmiana buzia Poli. Dumnie prezentowała swoje cztery zęby (czyli małe chwalipięctwo przy okazji) i gramoliła się na mój brzuch. Tuż obok siedziała moja siostrzenica, która również zaserwowała mi swoje czułości (siedmioletnie, więc bardziej stonowane) i piękną laurkę (mówiłam już, że uwielbiam laurki?). Mąż podsunął mi pod poduszkę książkę (prezent urodzinowy) i chyba chciał przepraszająco spojrzeć, że jej nie zapakował, ale musiał złapać spadające z łóżka niemowlę, więc czar prysł. Zostawił mnie, rozbudzonej i z potarganymi włosami, dziewczynki i poszedł dokończyć śniadanie. Najpiękniejszy poranek pod słońcem, najlepsze urodziny.

Obserwowałam jak Pola bryka po całym domu w bodziaku z napisem LOVE, jak chodzi (CHODZI!!) i nie mogłam uwierzyć skąd mi się wzięło tyle szczęścia w życiu. Rodzice wrócili z tygodniowej pielgrzymki do Jerozolimy, więc wśród, nazwijmy to roboczo - religijnych gadżetów i improwizowanego obiadu (robiony z zamrożonych świątecznych zapasów, zmęczenia Lady Mamy i mojego urodzinowego lenistwa) krzątaliśmy się całą rodziną. Ciotce chyba zaczyna się angina, siostra utknęła w pracy, szwagier dogląda budowy domu. My z mężem mailujemy naprzemiennie z panią Bożeną i Anetą - każda z innej firmy robiącej kuchnie, obie starają się bardzo, obie zachęcamy do zejścia z ceny. Która wygra?





W wolnych chwilach proszę męża, żeby mi mówił o miłości, a on mi na to cytuje klasyków. Próbuje serwować mi różne fragmenty jednego wiersza licząc, że się nie zorientuję.

Sceneria walentynkowa niskim nakładem czasu i zerowym nakładem pieniędzy

Kwiaty. Kwiaty zawsze się sprawdzają. Najlepiej darowane, wtedy nie trzeba kupować samej. Osobiście najbardziej lubię te z Lidla. Cięte. Bukiety wyglądają jak kapelusze Heleny Bohnam Carter, nie lubię. Zupełnie jak prezesowi na imieniny i za grosz w nich klasycznego piękna. Proponuję zawsze umieszczać kwiaty w szklanych wazonach, bezbarwnych, wtedy najpiękniej pasują do każdej niemal scenerii. Nie gryzą się kolorystycznie, niczego nie psują, nie dominują.




Romantyzm to też świece, i te najpiękniej wyglądają, kiedy są różnych wysokości. Można pozbierać z domu różne ogarki i resztki (z proszonych kolacji i kolekcję świeczek Caritasu od 2005-go roku) i już jest romantycznie. Pozapalać na talerzach i będzie efekt wiejskiego wieczorku przy kominku (chyba, że ktoś ma kominek, to można zapalić w kominku).

Ta wypasiona kolacja, o której pisze Rozenek, generalnie się nie sprawdza. Widzę to tak - ja upocona jak mysz przy porodzie, próbuję nafaszerować cannelloni nadzieniem szpinakowym. Brudna po łokcie (bo oczywiście robię to w wizytowej kiecce) przeklinam pod nosem niepomna na siatkę językową dziecka pętającego mi się pod nogami (również umazane szpinakiem, a jakże inaczej). Mąż na ostatnią chwilę lata po Auchanach i kombinuje ekskluzywny deser - pewnie wróciłby z kremówką odstaną z trzy dni albo Kinder Niespodzianką ("Przecież chcemy mieć drugie, kochanie, prawda?"). Po dużej kolacji (bo z nerwów zapomnielibyśmy o obiedzie) pewnie padlibyśmy w fotelach przed telewizorem albo usnęli oglądając tandetną komedię romantyczną z lektorem (bo do okularów za daleko).

Na szczęście pozostawiłam kwestię romantycznego, wieczornego posiłku mężowi i uważam, że jest to najlepsze rozwiązanie z możliwych. Jeśli to mężczyzna zajmuje się romantyczną kolacją można zaufać w jego męskie poczucie instytucji restauracji: my dziś jedliśmy sushi. Świetne, najlepsze, rewelacyjne sushi, oglądając Zakochanego kundla. Najlepsze urodziny na świecie!




Prezenty walentynkowe

Tych nie uznaję. Nie lubię konkurencji - urodzinowe wystarczą. No, ale gest musi być, więc polecam taki (choć niekoniecznie świąteczny):


Trochę tak widzę Walentynki, jak w ostatniej scenie: trochę obciachowo, trochę z żartem, trochę na serio. A moje urodziny... cóż, pierwszy raz spędziłam je dokładnie tak, jak lubię, bez spiny, że musi być jakoś turbo wyjątkowo. I wiecie co? Pierwszy raz było.

6 komentarzy:

  1. No to wszystkiego najlepszego! Mój siostrzeniec też urodził się w Walentynki- ciekawe, czy będzie kochliwy w przyszłości:)?

    U nas wczoraj obyło się bez rewelacji, ale i tak było miło. A to jest przecież najważniejsze:).

    OdpowiedzUsuń
  2. No to sto lat, Droga Olgo! Niech Ci (Wam) się wiedzie:)
    Fajna data. Ja obchodzę równy tydzień wcześniej. W ogóle te lutowe wodniki-najlepsze!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO :)
    Data faktycznie rewelacyjna <3

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!