sobota, 2 sierpnia 2014

Poszliśmy

Wyszliśmy z mężem z domu. A Polka w nim została. Na małżeńskie niesnaski postanowiłam wyciągnąć lubego do kina na tandetę Hollywood: Sextape. Film boski - jak na komedię familijną przystało. Przechodzę widać kolejną kinową ewolucję. Z fascynacji historyjkami o licealnych miłościach przeszłam w fazę ekscytacji filmami o singlach i ich przebojach. Potem były klasyczne romansidła kopciuszkowe kończące się ślubem, teraz jaram się filmami o rodzinie. Wybieram widać tak, żebym mogła zastosować prostą metodę projekcji i przekonywać samą siebie, przez 100 minut filmu, że to ja tam biegam z idealną figurą i ogarniętym ciągiem przyczynowo-skutkowym, a nie Cameron Diaz (którą od wczoraj śledzę na Instagramie, a co!).

Film - przedni. Frywolna komedyjka o tym jak ważna jest seksualność (i to świadoma) w małżeństwie. A ważna jest, i każda z nas to wie. Kiedy na tym tle towarzyszą nam nieprzyjemne napięcia albo (nie daj Boże!) brak w ogóle takich sytuacji - sprawa jest patowa a jej widmo przenosi się chyłkiem na całą resztę pożycia małżeńskiego. Słowo po-życie wydaje się zaskakująco adekwatne dla kieratu małżeńskiej niedoli łóżkowej, no, bo jak seksu brak, to jakoś tak niemrawo się żyje - rośnie frustracja, wzajemne pretensje. Trzeba czymś rozładować atmosferę - albo pierścionkiem z brylantem, albo tradycyjną metodą zwaną "Come here Honey and act like a husband!". Po ciąży (w ciąży z resztą też) seks nie należy do najłatwiejszych zadań. Przy nadziei, z brzuszkiem wieloryba, to nie lada wyzwanie. Zwyczajnie - ciężko jest. Kiedy urasta się do rozmiarów solidnej baryłki z winem (którego jeszcze nie można wypić!) trudno o pożądanie i poczucie bycia seksowną. Mnie np. ochota na seks malała wprost proporcjonalnie do prędkości pojawiania się obrzęków i rozstępów. Po ciąży i okresie ochronnym też nie jest łatwo, bo zawsze są miliony rzeczy do zrobienia, kiedy już ten bobas zaśnie. A czasem nie zasypia, albo budzi się w najgorszym możliwym momencie. No i klops. Nawet nie wspominam o banale w stylu "nie chce mi się", bo odkąd Pola się urodziła momentów takich miałam aż za dużo. Co tu wybrać: szaloną noc w objęciach kochanka, czy 4 godziny snu, zanim mała wstanie nad ranem gotowa do zabawy? No nie wiem, serio, nie wiem (A raczej wiem i pełna wyrzutów sumienia kładę się spać). Dlatego właśnie trailer mnie przekonał, zbiegł się w czasie z nastrojem pełnym wzajemnego zniecierpliwienia, obietnica analogicznych, jak moje, problemów na ekranie zagnała nas do kina. Nie zniosłabym teraz chyba filmu o jakichś zupełnie nieprzystających do mnie rzeczy!

Sytuacja była ekstremalna, bo Lady akurat wybrała się w zastępstwo przyjmować pacjentów ciotki w Częstochowie. Ciotka na urlopie a nieporadna rejestratorka zapisała jej 15 klientów. Lady pognała z odsieczą, a co! Na posterunku został więc mój ojciec, który nigdy jeszcze Polą się nie opiekował. Napisałam mu szczegółową listę z uwzględnieniem kilku wariantów tematycznych:
- dziecko obudzone głodem
- dziecko obudzone kupą
- dziecko obudzone mokrą pieluszką
- dziecko obudzone grzmotami burzy
- dziecko obudzone własnym przemieszczaniem się w łóżeczku i niewygodą
- dziecko obudzone, bo zimno
- dziecko obudzone, bo ciepło
- dziecko obudzone, bo tak!
I wyjechaliśmy. 10 metrów od domu chciałam wyć i wracać, ale zdyscyplinowana przez męża zacisnęłam zęby. Skończyłam studia, mieszkałam za granicą, jestem człowiekiem renesansu, przeczytałam i Anię z Zielonego Wzgórza i Heideggera - na miłość boską, dam radę pójść do kina!

Zdenerwowana sprawdzałam telefon co 15 minut, na szczęście milczał cały seans (nie licząc telefonu teściowej, ale przecież nie ona pilnowała Polki, więc trudno już, oddzwonię). Wybraliśmy sobie miejsca z brzegu, w 5 rzędzie, koło wyjścia. Ostatni punkt na kartce dla taty brzmiał przecież: zadzwoń, wrócimy w 20 minut. Nie było potrzeby. Polka przespała cały nasz wypad. Wróciłam do domu a Ojciec siedział na taboreciku przy łóżeczku, wpatrzony we wnuczkę, sprawdzał, czy oddycha. Nawet nie zauważył, kiedy wróciliśmy, taki był przejęty swoim zadaniem. A ja głupia wątpiłam w jego kompetencje. No przecież mnie wychował! I siostrę. I kocha Polę nad życie, krzywdy jej nie zrobi, a całą resztę wymyśli - w końcu to od niego uczyłam się kreatywności i organizacji. Aż mi się głupio zrobiło. Dziecię spało jeszcze długo później. Obudziła się dopiero ok 2 AM na karmienie, potem o 5:15 na poranne wstawanie. Kochana!


A wracając do filmu: no uśmiałam się (a dawno już straciłam wiarę w komedie). Cameron Diaz uwielbiam (teraz jestem tego pewna, wcześniej tylko to podejrzewałam). Za Marshalem z How I Met Your Mother tęskniłam (i to bardzo). Fajnie było! Polecam zwłaszcza w 5 miesiącu po porodzie!

O.

2 komentarze:

  1. bardzo zachecajaca recenzja;-) zazdroszcze, że macie z kim zostawic Pole ;-) Dori

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo zachecajaca recenzja;-) zazdroszcze, że macie z kim zostawic Pole ;-) Dori

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!