*wszystkie #tagi jak zwykle dedykuję Zuz, niezmiennie królowej hasztaga!
No, do Włoch nie poleciałam - choć na samolot o 19:00 może bym jeszcze zdążyła. Zamiast
La bella Italia są industrialne Katowic. Też dobrze.
Nasze
city od jakiegoś czasu zmienia się architektonicznie. Coraz więcej mamy nowych osiedli (które ostatnio są pod mocną lupą moją i męża) w stylu subtelnie nowobogackim. Co rusz, zza rogu, wygląda jakaś szklana ściana. Przechodnie odbijają się od lśniących wieżowców (Silesia Towers), przeglądają w nowych fontannach buchających do góry jakby chciały się wyszaleć przed zimą. Miejsko jest i jesiennie.
Trzecia pora roku zawsze była moją ulubioną. Wprowadza zamęt już na poziomie ubioru, bo nigdy, absolutnie nigdy nie wiem, co na grzbiet wciągnąć. Rano dwa stopnie, po południu dwadzieścia. Nie poradzisz. Przypomina mi to anegdotkę sytuacyjną opowiedzianą nam przez jedną panią profesor. Kiedy ta, jeszcze w latach studenckich, stała na przystanku autobusowym (rzecz dzieje się na ulicy Uniwersyteckiej w Katowicach), w latach 80-tych, w mocnym soc-realu, nagle, kątem oka (i swoim, i koleżeńskim) dostrzegła - co tu dużo mówić - Murzyna. Pan stał razem z innymi czekając na klasykę polskiego transportu. Spośród zebranych nie wyróżniał go tylko kolor skóry, ale też skąpa jesionka, którą próbował zacisnąć wokół siebie jednocześnie ściskając ramiona i pocierając całe ciało celem ogrzania. Jak można się domyślać w scenie bierze udział jeszcze klasyczny, polski październik - temperatura 0 stopni, śnieg. Wszyscy inni studenci cierpliwie grzeją się pod swoimi szalikami, czapkami i z pokorą godzą się, że w tym roku zima nieco wcześniej (a może po prostu jesień ostrzejsza). Murzyn natomiast wyraża swe ewidentne zniecierpliwienie warunkami atmosferycznymi na cały przystanek obwieszczając: "Jesienia, ku**a, jesienia!" - i dalej oklepywać całego siebie. Tak i sobie czasem mruczę pod nosem, kiedy już ubiorę kurtkę i szalik, a tu nagle piękne słońce, albo odwrotnie - kiedy zachęcona plusem na termometrze ubiorę tylko cienki sweterek, a tu nagle zawieje arktycznym podmuchem (prawie że).
Polki też nie potrafię ubrać na tę pogodę. Przezornie więc stosuję system warstwowy. Wychodzę z założenia, że lepiej zawsze zdjąć jej kurtkę, niż wciskać jej na grzbiet sweterek, kiedy rozszalała próbuje się wyrwać z wózkowych pasów. Bo przestała lubić podróżowanie w pasach. Do łask wrócił pałąk do wózka (a wraz z nim plan osłonki na pałąk wózka - czy Lela Blanc zrobi mi taką w nasze ulubione liski?). Nie mamy pałąka do Quinny'ego, ale z racji zbliżającej się zimy musimy sprawę wózka miejskiego mocno przemyśleć. Już widzę, jak na małych quinno-kółeczkach cisnę przez zaspy zadowolona z designu i lekkości wózeczka. Pola jest coraz większa, coraz sprawniejsza, a przez to coraz bardziej ruchliwa - nawet w wózku. W Bebetto jej niewygodnie, w Quinnym nie znosi pasów. W sytuacjach awaryjnych pozostaje nam Tula, ale przy coraz cięższej i coraz ruchliwszej Polce - nie zawsze się udaje. Sielankowe spacery wśród opadających liści, tycjanowskiej jesieni - to nie dla nas! Szłabym refleksyjnie przez park i goniła wzorkiem szalejące wiewiórki. Zbierałabym kasztany i małe z nich ludziki ustawiała w domu na stole. Słuchałabym nowego Roberta Planta czy innego Knopflera i tuptała do rytmu po dywanie z liści. Cieszyłabym się ostatnimi ciepłymi promieniami słońca igrającymi na nosach - moim i Polki. A ona radośnie śmiałaby się patrząc na kaczki w naszym parku. A tymczasem spacery wyglądają bardziej jak próba przetrwania. Mała waha się między wyskakiwaniem z wózka, siedzeniem, leżeniem, leżeniem na brzuchu, wykręcaniem się z pasów - nie może się zdecydować, więc płynnie przechodzi z jednego stanu w kolejny. Na rękach też jej nie wygodnie i nie rozumie, dlaczego nie może poraczkować po asfalcie. Ma w końcu skończone 7 miesięcy, jest już duża. Powinna robić co chce. Emancypacja naszej córki powoli staje się faktem. Testuje granice rodzicielskiej wytrzymałości. Wie doskonale, czego jej nie wolno i bacznie wychyla się z korytarza, żeby sprawdzić, czy zauważyliśmy jej dezercję z dywanu. Bawi ją mówienie "tata", kiedy ja uporczywie nalegam na "mama". Wie już, że karmienie z mamą równa się samowolka, a z innymi jedzenie, to jedzenie i nie ma negocjacji. Dyryguje nami ta mała królewna bez większych problemów, a my pokorni poddani, wyszkoleni do uległości przez kota, zgadzamy się z każdym jej rozkazem. Ze smoczkiem zamiast berła zasiada królowa na dywanie, w łóżeczku czy na panelach i włada domownikami. Aspiruje coraz wyżej, bo podejmuje próby pionizacji. Na dniach będziemy obniżać łóżeczko. Kilka razy nakryliśmy ją, jak obudzona, nad ranem, dzielnie coś ćwiczyła. A ćwiczy wstawanie! Moje niemowlę nie jest już leżącym, kwilącym słoneczkiem, nie jest już nawet kluseczką, bo wszystko co zje spala na przemieszczaniu się i wygibasach. Wraz z nową porą roku wchodzimy w kolejny etap - królowej.
|
#ladniedziala, #takasprytna |
|
#niesamowitajest, #wwysilkachnieustaje, #dzielna |
|
#znudzonawlasnymiosiagami, #kucykilove, #kupilamjejgumkibomibraklodopieczatkipromocyjnejwLindex |
Jesień, moi Państwo, jesień (ćwiczę żargon wykładowcy). A dziś wyjątkowo piękna. Od rana słońce, aż okna bym myła, tak pięknie na dworze! Polka wystrojona, bo miałam ją zabrać ze sobą na Uczelnię. Pani Małgosia, która pomaga Lady w pracach porządkowych, zaoferowała się do opieki, więc oboje z mężem skorzystaliśmy i niczym dwa młodzieniaszki pomknęliśmy do Katowic znacząco przekraczając prędkość, z muzą na full, zimnym łokciem i innymi syndromami "psa spuszczonego ze smyczy". A po powrocie dostałam od Polki najpiękniejszy uśmiech na świecie i pełne przytulania usypianie na popołudniowe nunu (które to daje mnie, mamie, blisko półtorej godziny sjesty z serialikiem i czekoladą, tfu... sałatką!). Tak nam dziś pięknie, że nawet mi te Włochy do szczęścia niepotrzebne (za to kawa by się przydała, a w domu pustki).
|
#opaskemamaleczad, #akrobatka, #jazdabeztrzymanki, #pingwinzIkeinapierwszymplanie |
|
#znowupingwin, #Polkanawysokosciach, #wlozkurodzicow, #jestzabawa |
|
#kocham! |
Uwielbiam ten post :) To chyba na moje zamówienie :) Uwielbiam, gdy tak błyskasz elokwencją, szkoda Cię na dysputy o kaszkach i kupkach :)
OdpowiedzUsuńTak się dzieje, kiedy przestaje się funkcjonować w jednym tylko systemie. Coraz więcej mam pracy, a powszechnie wiadomo, że im więcej roboty, tym nagle więcej czasu i przejrzystości umysłu. Obym nie okrzepła!
UsuńZgadzam się, zgadzam! #jesieniakurwajesienia #zuzkrolowahasztagow #uwielbiamnouwielbiam
UsuńZuza wróciła do blogo-świata! I to w jakim #stylu! ;)
UsuńCudna jest. Pola. Jesienia bywa ładna, ale coś mi mówi, że to już niedługo. Półtorej godziny drzemki? Zazdrość.
OdpowiedzUsuńWprowadziłam jej stałe pory posiłków i je teraz co 3, 4 godziny. Dzięki temu jest w stanie lepiej spać. Teraz wygląda to tak: 8:00 - śniadanie, ok 1,5h drzemki, 12:30 - obiad, ok 1,5h drzemki (czasem 2!), 16:00 - mleko (ok 200ml), 19:00 - mleko (ok 200ml) i do spania. W nocy budzi się 2, 3 razy (23:00, 4:00, czasem o 2:00 - zależy od nocy) i spija na raz ok 150ml. Wstaje o pomiędzy 5:00 a 6:00.
UsuńPolska jesień jest najpiękniejsza, a już śląska w ogóle. Normalnie tęskno mi do mojej Rudy, choć w sumie tam nic nie ma:). Schodów też nie, dlatego właśnie Ruda ma przewagę nad Genuą he he.
OdpowiedzUsuńCo do anegdotki z Murzynem (lub afroamerykaninem, żeby było poprawnie politycznie), przypomniało mi się, jak kiedyś w zimie, zobaczyłam czarnoskórego chłopaka, ubranego na biało, a jego twarz kontrastowała z ubiorem i śniegiem wokół. Myślałam, że mam oczopląsy:).
Och, anegdotek rasowych Ci u mnie dostatek! Prowadziłam kiedyś zajęcia w szkole policealnej. Delikwent z pierwszej ławki mówi... "No i ten Murzyn", na co ja pouczam: "Proszę Pana, jeśli mówi Pan o Amerykańskim raperze, lepiej powiedzieć Afroamerykanin", na co zdziwiony uczeń odpowiada: "Ale dlaczego? Przecież Murzyn to narodowość!".
UsuńPola i kiteczki po prostu mnie rozłożyły! Szalenie uroczo wygląda!
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że jedna gumka zaginęła :/ A bez problemu mieści się w Polki otworze gębowym!!
Usuń