piątek, 10 października 2014

Dziecko: level "on the move"

Spacery nigdy nie były u nas sielanką. Kiedy Pola była jeszcze najmniejsza i prawie nie spała, w dzień w wózku wyrażała swoje zniecierpliwienie. Przejawiało się to przeciągłym marudzeniem i postawą godną buntu nastolatki - wszystko jest złe: na rękach - nie, w wózku - nie, na siedząco - nie, w nosidle - nie. Potem nastały złote czasy spacerówki, kiedy Polka i tak nie korzystała z niej w pełni. Przez krótki czas zasuwałam z wózkiem gdzie się dało: Park Śląski, Muchowiec, park w Kazimierzu Górniczym. Nie straszne nam były i galerie handlowe czy jakiś spontaniczny wypad na kawusię do Starbunia - Polka była grzeczna. Dodatkową pomocą była Tula, która, jak powszechnie wiadomo, dla matki wsparciem jest ogromnym i dziecko usypia w tempie ekspresowym. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle odkryłam, że i ten krótki okres szczęśliwości odszedł do przeszłości.

Teraz, kiedy mała odpaliła swoje silniki, zwiedza mieszkanie, aż miło. Próba zatrzymania zazwyczaj kończy się spektakularną klęską rodziców. Polka zdobywa sprawności lepiej niż zawodowa zastępowa: przeskok przez śpiącego rodzica, zsów boczny z łóżka, pokonanie barykady z poduszek, przeraczkowanie przez całą długość pokoju, gramol wszelaki. Wszystko to dla niej teraz rozrywka pierwszej klasy. Im trudniej tym więcej ma dziewczyna zabawy. A satysfakcja malująca się na tej małej, permanentnie teraz zdeterminowanej twarzyczce - rozbrajająca. Odłożona do łóżeczka, w wolnych chwilach, zajmuje się wstawaniem. Nie ma co, gdyby aplikowała o pracę, dostałaby posadę na AWF jako ekspert od pionizacji wczesnej tudzież zdobywcy małoletniego. Dusza odkrywcy - po mamusi.

Jest tak otwarta na nowości, jak mogłabym sobie tego tylko wymarzyć. Ci z was, którzy pamiętają list do Poli, pisany kiedy jeszcze rozpychała się po zupełnie innym wszechświecie, wiedzą, jak bardzo to dla mnie istotne. Ten pęd w człowieku, jakaś życiodajna siła podsycana nowością. Niezaspokojony apetyt na życie w każdej postaci, uśmiech na widok wyzwania - wszystko to moja mała kruszynka ma! Łza się w oku kręci, jak dzielnie stawia czoła wszystkiemu, co dla niej nowe, nieznane. Nawet najstraszniejsza (często i dla dorosłych) przepaść, czyli bok łóżka, to dla niej świetna zabawa.

No, ale ten jej eksploracyjny pęd ma też swoje skutki uboczne. Rykoszetem dostają oczywiście rodzice. Taka ot sobie, podstawowa czynność zmiany pieluchy! Z nostalgią wspominam teraz swój niepokój po pierwszym przewinięciu grzecznego, spokojnego i prawie śpiącego noworodka! Teraz do działania nie przystępuję, jeśli wcześniej nie przystosuję sobie odpowiednio placu boju. Uzbrojona w telefon, który to absorbuje wierzgającą Polę zaczynam działać. Niestety. Komórka daje radę przez pół minuty. Później trzeba przykuć jej uwagę w inny sposób (często kosztem resztek godności rodzica), w przeciwnym razie mała zacznie wstawać, raczkować po całym łóżku. Z prędkością godną biegacza przemieści się dokładnie tam, gdzie jest woda, maści, pieluchy czy inne akcesoria. Wszystko chce sprawdzić, wszystkiego podotykać. Ciekawość ma godną podróżnika, co cenię. Nie ma jednak za grosz instynktu, który od lat chronił niemowlęcia przed wymarciem: strach przed nowością. Bez zbędnej refleksji pakuje do buzi absolutnie wszystko nie zważając na warunki sanitarno-epidemiologiczne (co mnie, matkę neurotyczkę, przyprawia o zawał serca). Gdzieś pomiędzy gonieniem niemowlęcia, zakładaniem pieluchy, wciskaniem na nią spodni czy marzeniu o włożeniu jej skarpetek (bo to faktem staje się rzadko) zastanawiam się jak sprostam większym wyzwaniom: obcinanie paznokci, czesanie jej, karmienie czy cokolwiek wymagające stabilnego siedzenia w jednym miejscu przez kilka minut. No nie usiedzi!

Jej wewnętrzna siła goni ją do działania także (a może zwłaszcza!) podczas spacerów. O, złote czasy Tuli! Dawne, słodkie dni grymaszenia. Przyszedł bunt wózkowy w całej swojej okazałości. Zgodnie ze złotą zasadą: kiedy już matka się na coś wykosztuje dziecko traci tym całkowicie zainteresowanie - po zakupie osłonek na pasy Polka powiedziała "dość" wszelkim szelkom. Zapięcie jej w pasy wózkowe jest już całkowicie niemożliwe. Nawet rodzic na poziomie EXPERT nie dałby rady, a co dopiero nowicjusze z 7-mio miesięcznym stażem! Mała zachowuje się, jakbym wykonywała zamach na jej wolność i nie pozwala się niczym skrępować. Szanuję jej decyzję, ale próbuję też znaleźć jakiś złoty środek, bo na miłość boską - wypadnie mi z tego wózka. Ostatni nasz spacer po Muchowcu skończył się niesieniem jej na rękach przez pół lotniska. Wcześniej próbowała mi po spacerówce raczkować, kręcić się, siadać przeciwnie do kierunku jazdy. Nie pomogło nawet odwrócenie spacerówki. Wtedy zaczęła wypadać pod pałąkiem spektakularnie uderzając się w niego na lekkim zaledwie wyboju. Z zawiścią spoglądałam na drugą Polę w wózku znajomej, która siedziała spokojnie i oceniała wygibasy mojej córki z krytycznym dystansem. Wniosek - Bebetto Luca odpadł w przedbiegach. Wózek jest twardy i prosty jak deska. Sama się zastanawiam jak można zakładać, że maluch wytrzyma w czymś takim dwugodzinny rajd po parku! Może większe dziecko, tak, choć osobiście czułabym się jak na imieninach u ciotki piątej wody, kiedy sztywno na krzesełku muszę grzecznie nabierać klusek do rolady. Siedzenie wyprostowanym na sztorc pasuje chyba tylko arystokratom, bo z całą moją dbałością o dziecięcy kręgosłup - maluchowi potrzeba swobody. Ani wkładka do wózka się na tym nie trzyma, ani moje dziecko nie ma jak wygodnie usiąść. Luca wielka jak na spasionego prosiaka (albo roczne dziecko po prostu) i malutka Polka gubi się w niej zupełnie. Nie ma żadnego oparcia, rączkami nie dostaje do niczego. Albo siedzi, albo chwyta pałąk. W każdej z tych pozycji jest niestabilna bo telepie się maleństwo w tej spacerówce jak pacynka. Nie dziwię się jej, że jest niezadowolona. Dodatkowo torba wózkowa zawieszona jak producent przykazał włazi na nóżki bobasa zabierając dziecku sporo miejsca. Tak jak gondola odpadła w pierwszej rundzie, tak spacerówka poległa w drugiej markę Bebetto skreślając dla nas zupełnie. Nie będę już dodawać, że ta krowa (wszystkich zwolenników z góry przepraszam za słownictwo podyktowane mocnym wzburzeniem) wykonana jest po prostu źle. Krzywa, niestabilna, chybotliwa, wielka buda, twarde siedzisko, a wszystko to osadzone na chwytliwym stelażu, który robi sprzedaż (bo podobny w designie użytkowym do top-ten sprzętów domowych).

Pełna niechęć!

Dezercji próba no 13748 
Przerzuciłyśmy się na Quinny'ego, do którego pałąk z poprzedniego posta dotarł dziś. Polka nadal nie jest zachwycona spacerami, ale przynajmniej jest w stanie jakoś w tym bolidzie usiąść. Mając ciągle podparte plecki z radością zjadała pałąk przez połowę spaceru. Drugą połowę prezentowała postawę spokojnego tumiwisizmu doskonaląc głoski "da-da" i imitując małą trąbeczkę ("turtututututuduuuu" a wszystko z klasycznym puszczaniem baniek ze śliny). Spacer trwał blisko dwie godziny i w końcu nie myślałam tylko o traumatycznym, pełnym płaczu i buntu, powrocie do domu przez całą długość wsi. Zamiast przygotowywać się na kolejne, żenujące zajście, mogłyśmy  z Polką skupić się na osłach z prawdziwego zdarzenia (To jej zdziwienie, kiedy wielki ośli łeb połknął marchewkę!), kaczkach (Pełna rezerwy postawa, kiedy wyszły z jeziora i zmierzały w jej stronę) czy huśtawce. Pierwsza wizyta Poli na placu zabaw zaliczona. Co prawda dzisiejsza towarzyszka spaceru oznajmiła mi, że "TAM NIE MA ZASAD", ale śmiem twierdzić, że konwenans obowiązujący w takich miejscach jest i ma się dobrze, a mnie przyjdzie dopiero go poznać. Can't wait!

Huśtawkowe love

No wszystko ugra tym uśmiechem, szelma mała!

Nom, nom, nom... 
Osiołek i nasz mały Tygrysek (bo sprężynuje, że hej)

8 komentarzy:

  1. Śliczna Pola !
    Bebetto kojarzy mi się nieustannie z moim Tako, spacerówka nadaje dla 2 letniego dziecka a nie dla 6 miesięczniaka ( czyli wtedy kiedy wyrosła z gondoli ) , nawet nie dla roczniaka bo nadal jest ogromna ! Nie dziwię się Poli zupełnie ;) Quinny jest super :)
    I jej mobilność mnie zaskakuje, taki sam ruchliwiec jak Małgosia !
    Kiteczki ma boskie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed chwilą się zarzekałam, że sprzedam to cholerstwo. No ale zima idzie... nie wiadomo jak będzie. Potem może drugi dzidziuś? Bez gondoli dziecko chować? No nie wiem... Eh, najchętniej sprzedałabym oba i kupiła taki: http://www.quinny.com/pl-pl/w%C3%B3zki/moodd/#accessories ze składaną gondolą na przyszłość :) Ale marzenie ściętej głowy bo pieniążków tyle nie ma :)

      Usuń
  2. Jak u nas. Zanim przystąpię do pampersowania muszę przygotować arsenał gadżetów, bo nie da rady. Rzecz jasna gadżetów dorosłych, bo zabawkami gardzi. A przypinać przypinam, mimo buntu na pokładzie, odkąd cudem złapałam dziecko, bo chciało kółko polizać.Czy Pola ma kicki??? no, zazdrość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Chodziła" do tej pory z bujnym Beatles'em na głowie, ale zaczęły ją włosy łaskotać w uszy, to spinam :) Piękne ma kitki, prawda to, ale spokojnie, zębów za to nie mamy :)

      Usuń
    2. Kółko polizać!!!!!! Hahahhahaha!!!! Brzmi znajomo :))))

      Usuń
  3. Wrzuć Polkę w Tuli na plecy, powinno zadziałać, takie ciekawizny na plecach lubią jeździć!
    P.S. Niesamowite jak urosła ta mała torpeda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obejrzyj tutoriale na YT, w Tuli to naprawdę nietrudne i bezpieczne, spróbuj! Zupełnie inna jakość:)

      Usuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!