Karmienie 7,5 miesięcznej Poli:
JAK:
Polka nie chce jeść z przyczyn ideologicznych. Woli zajmować się absolutnie wszystkim poza siedzeniem w krzesełku do karmienia. Kiedy jeszcze może uderzać w stół bądź dotykać naczyń - jest dobrze, ale wytraca zainteresowanie bardzo szybko, no i wtedy impas. Ani nie chce jeść, ani nie chce przestać marudzić - bo przecież jest głodna. Szukamy wtedy z mężem sposobów, żeby zjadła przynajmniej pół porcji, żeby coś jej do brzuszka trafiło, bo samo mleko już nie wystarczy.
Na Krystynę Czubównę
Filmy przyrodnicze, kojący głos Czubówny - pomaga! W zasadzie nie chodzi o zainteresowanie jej telewizją, bo wiemy, że to zła metoda. Chodzi bardziej o dostarczenie jej bodźców, których szuka w najbardziej odpowiedniej dla niemowlęcia formie. Po ekranie pływają wtedy żółwie z Glapagos a Krystyna spokojnie snuje narrację o nieprzemierzonych dnach oceanu - sielsko. Działa przez 10 minut, kiedy Polka faktycznie zwraca na to uwagę. Potem projekcja robi się zbyt monotonna i trzeba zmienić taktykę.
|
Tu gościnne występy Kota Filemona |
|
Słodka jest z tymi rączkami! Pół bajki tak siedziała! |
|
I zjadła całe żółtko z jajka (aż się domagała więcej!) |
Onomatopeje
Pomagają wszelkie dźwięki, a szczególnie takie, które celują w godność rodzica. Symulacja buczenia, burczenia, grzęszenia, piania czy szczekania - wszystkie chwyty dozwolone. Uda się w takim ciągu podać Polce do pięciu łyżeczek.
Klasyczny samolocik
No, robimy to! Wiemy, że to karygodne, ale kurczę, podoba jej się! Nawet jeśli nie prowadzi do otwierania buzi i jedzenia z ochotą - przynosi jej radość, bo mała dziewczynka śmieje się w głos. Śledzi łyżeczkę. Nie kuma, że to jedzenie i że samolocik potrzebuje miejsca w hangarze (buzi/brzuszku), ale przynajmniej się odstresowuje malutka.
Na przegłodzenie
Gastrolog zachwalała, pediatra polecała. Wypróbowaliśmy (przerwa 4, 5-cio godzinna!) i obawiam się, że nie podziałało. Owszem, pierwszych kilka łyżeczek zjadła z ochotą, ale po pięciu się zatrzymała i wróciła do swoich dawnych nawyków. Generalnie metoda nie przyniosła nam żadnego pożytku.
Przez innych
W zasadzie, kiedy inni karmią Polę, działa to najlepiej. U Zuzy zjadła pięknie, teściowa też radzi sobie z karmieniem całkiem nieźle. Nawet pani Małgosia, która zostaje czasem z małą karmi ją wydajniej niż my (no dobra, niż ja, bo mężowi też idzie to lepiej). Obawiam się, że jestem tak zestresowana tym jedzeniem, że Polce udziela się mój nastrój. Generalnie należę do osób ze szczątkową cierpliwością. Mozolne karmienie wybrednego dziecka - to nie dla mnie. Ja się spinam, Polka też. Chętnie oddaję walkowerem misję karmienia innym.
Nerwowo
Czyli w moim stylu. Po prostu źle. Kiedy gdzieś się spieszymy, musimy wyjść z domu o określonej porze, kiedy ja mam na głowie coś stresującego (abstrahując od stresującego całościowo procederu karmienia) - nie udaje się. Zazwyczaj Pola kończy po zjedzeniu ok 80g jedzonka. W sytuacjach nerwowych zjada 30g.
Na luzaka
Czyli kiedy zajmuję się czymś innym w trakcie karmienia. Gadam czasem przez telefon, innym razem w tle leci mój serial i tam się skupiam. Kiedy gadamy z mężem o jakichś swoich tam dorosłych sprawach - wszystko to sprzyja karmieni Poli bo przestajemy się spinać.
CZYM:
Skip Hop recenzja
Fajne są naczynia dziecięce z Skip Hop. Śliczne, przyjazne dziecięcej ekspresji (czyt.: można w nie/nimi walić do upadłego). Wybrałam dla Poli motyw kotka, bo uwielbia naszego czworonoga i woła za nim "Ko". Podoba jej się, lubi jeść ze swojej miseczki ;). Jednak ja, jako matka zmywająca, mam kilka uwag. Nie posiadam zmywarki, więc myję ręcznie i dwudziałowy talerzyk ma te dwa rogi strasznie trudne do wyczyszczenia. Podobnie trudno wyjmuje się stamtąd jedzenie łyżeczką. Mogłoby to być pod mniejszym kątem. Podobnie za minus uważam niemożność podgrzewania naczyń w mikrofalówce. Wiem, że to zło, ale czasem nie zaszkodzi, zwłaszcza, że jedynie troszkę ocieplamy jedzenie, a nie podgrzewamy na maksa. Można je za to wyparzać w parowarze, ale tylko miseczkę, bo talerz się już nie mieści (to w kwestiach higienicznych uwaga). Minusy, jak widać, są dosyć marginalne i niespecjalnie wpływają na użytkowanie naczyń przez Polę lub mnie. Są po prostu śliczne i cieszę się, że pierwsza "zastawa" Poli jest taka ładna, że mała ją polubiła, że zwyczajnie daje radę. Pola je z niej codziennie już od 2 miesięcy i nie widać jak na razie żadnych wytarć grafiki, więc krzyżuję palce i liczę, że po prostu tak już zostanie.
Łyżeczki przegląd
Mamy kilka bo przed jakiś czas próbowałam dopasować łyżeczki do preferencji Poli. Najlepsze "branie" mają
te z Tommee Tippee - cztery łyżeczki, dosyć spore, w różnych kolorach. Są świetne do zupek, kaszek, owoców. Do tych bardziej papkowatych, zbitych obiadków lepiej sprawdza się
silikonowa łyżeczka z Chicco. Do jedzenia całych kawałków (jajecznica, ser biały - tak, dajemy jej, a co!) lepsze są
mini łyżeczki z Mam.
Sterylizacja naczyń i butelek w wieku 7 m-cy
Uważam, że nie jest już niezbędna. Polka zjada nam dywan, czasem poliże panele. Przeżuwa absolutnie wszystko. Myjmy butelki bardzo dokładnie i uważam, że to nam wystarczy. Niemniej jednak moja prywatna nerwica natręctw bierze górę i cisnę wszystko do parowaru przy każdej chyba okazji. Butelki z MAM wyparzam w mikrofalówce (bo mają taką funkcję), czasem w parowarze "ze wszystkim". Sterylizacja sprzętu w tym wieku nie jest już w moim przekonaniu obligatoryjna, niemniej jednak dobrze robi wszystkiemu, co permanentnie zalega w zlewie. Kiedy Pola je śniadanko o 8 rano, potem wpada w ciąg aktywności, który mnie skutecznie uniemożliwia zmywanie, nagle w zlewie robi się sterta wszystkiego. A na samym dnie ta miseczka i łyżeczki niehigienicznie oblepione kaszką. Po dwóch, trzech godzinach (o zgrozo!) samo wymycie nie wystarczy w moim mniemaniu. Po dokładnym oczyszczeniu naczyń wolę profilaktycznie wrzucić je do parowaru na kwadransik. Używam ich później z większym zaufaniem.
Krzesełka do karmienia - mini recenzja porównawcza
Pierwsze krzesełko które kupiliśmy dla Poli okazało się nienadzwyczajne. Duże, toporne, z ogromną ilością "bajerów", które miałyby nam wszystko ułatwić: regulowana wysokość siedziska, odchylane oparcie, zdejmowana tapicerka, dwupoziomowa tacka, blokada uniemożliwiająca dziecku wypadnięcie dołem, pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa, podnóżek. W efekcie nabyliśmy wielką krowę z mnóstwem zakamarków w metalowo-plastikowej, ciężkiej konstrukcji. Kiedy niemowlę je wszystko, ale to wszystko to natychmiast pokrywa się... zupką, deserkiem, kaszką, czymkolwiek. Czyszczenie krzesełka zajmowało mi tyle samo, co posiłek i doprowadzało do furii, bo do kilku miejsc nadal nie mam jak dotrzeć. Przy całej naszej dbałości o sprzęt - nie udawało mi się go doczyścić. Samo zaś krzesełko było zwyczajnie za wielkie dla małej Poli. Dziewczynce było w nim niewygodnie, zamiast jeść zajmowała się szukaniem wygodnej pozycji.
|
Tacka fotelika do karmienia jest zamontowana dosyć wysoko i takiemu małemu bobasowi sięga do brody. Mało komfortowa sytuacja. |
|
Wygląda na wygodne, ale jakoś tak dużo miejsca w środku, że nie sposób się zorganizować. Albo za daleko tacka albo za daleko oparcie. |
|
Podoba mi się kolorystyka fotela, ale już stopa na "stole" mniej |
|
Koniec końców corissanta zjadła, więc aż tak źle nie mogło być!
|
Widząc jej reakcje i zmęczenie sytuacją złożyłam krzesełko i już, już przymierzałam się do kupna tego najdroższego (lub po prostu drogiego) na rynku, bo wiadomo - cena gwarantem jakości. Na szczęście w porę przyszedł wyciąg z karty kredytowej i ostatecznie zdecydowaliśmy się na tanie (50-60zł) krzesełko z Ikei. Okazało się strzałem w dziesiątkę. Mała lubi w nim siedzieć, jest na tyle małe, że idealnie dopasowane, a na tyle duże, że mieści się tam poduszka ochronna (do kompletu za 10zł dokupiona). Ma krzesełko pasy (trzypunktowe), ale i tak ich nie używamy (takie w zupełności wystarczą). Krzesełko jest bardzo lekkie, szybko i łatwo składalne. A dodatkowo idealnie pasuje nam kolorystycznie do stołu i krzeseł, więc ja, matka, nie mam dysonansu, kiedy patrzę ja jadalniany kącik. Słowem - gra. Poprzednie trzymamy na wszelki wypadek. Pewnie sprawdzi się lepiej, jak Pola podrośnie. Będzie u dziadków na stałe, bo przecież jak się z malutką przyjedzie w odwiedziny to musi mieć gdzie jeść. Dobrze, że je mamy, ale gdybym drugi raz miała kupować - to tylko Ikea.
|
Mniejsze i bardziej "kameralne" krzesełko z Ikei |
|
Stół jest jej teraz na odpowiednim poziomie |
|
Może siedzieć wygodnie oparta i nadal dostawać do stołu. Krzesełko i stół jak puzzle pasują do siebie idealnie. |
|
Poduszka mogłaby być lepszej jakości bo dmuchana jest i trochę jak materac na wodę. |
Śliniaki przegląd
Pierwsze śliniaczki Poli były z jednej strony frotowe spieralne, z drugiej nieprzemakalne. Używaliśmy ich miesiąc, a później wywaliliśmy, bo mimo, że spieralne, to jednak zaszły jedzeniem i miałam wrażenie niedoczyszczenia. Teraz kupiłam jej dwa w sklepie Ekomaluch. Oba są super (
ten i
ten), choć są dosyć małe i kiedy będę je wymieniać, wezmę już ciut większe. Mamy jeszcze śliniaki z ceratki w piratów i w statek kupione offline i nobrandowo więc nie mam ich jak podlinkować, ale dają radę (pod warunkiem, że się ich nie wyparzy w parowarze, co jednym uczyniłam - marne skutki).
KIEDY:
Pory karmienia
Pisałam już o tym szczegółowo tu, ale dodam jeszcze jedną myśl domorosłą: jest tylko jedna pora karmienia - wtedy, kiedy dziecko jest głodne. Francuski wychów to jedno, a moje macierzyńskie instynkty to drugie. Jeśli Pola woła, że to już - karmię ją i nie czekam ustawowych 4 godzin między posiłkami. Jemy dosyć stale, choć czasem jedna drzemka nieplanowana wcześniej może nam całość schematy nieźle zmienić, ale nic to. Można to w skrócie naszkicować w takich przedziałach:
6:00-9:00 - śniadanko i mleko do porannej drzemki
12:00-15:00 - obiadek (często jeszcze zapijany mlekiem, bo mało zjada)
15:00-18:00 - podwieczorek w postaci butli mleka
19:00 nocne usypianie mlekiem
21:00-00:00 - I-sza pobudka na mleko
2:00-4:00 - II pobudka na mleko
5:00 -
Rise and shine! czyli mamo, tato - wstałam!
Co o której porze dziecko powinno jeść i dlaczego
Kiedy pewnego, pięknego poranka Lady spojrzała na mnie z dezaprobatą i obwieściła, że za wcześnie na owoce pokornie zrezygnowałam z deserku śliwkowego i zrobiłam Poli kaszkę. Teraz już tak nie robię, ale kilka zasad co do pór podawania jedzenia stosuję. Nie daję jej owoców po południu (czyli po 15:00 w moim przekonaniu). Owoce pobudzają jej perystaltykę jelit i zwyczajnie jest bardziej niespokojna w porze zasypiania, a i w nocy budzi się z przyczyn fizjologiczno-śmierdzących. Nie daję jej też obiadków po 17:00, bo są moim zdaniem za ciężkie na noc (a zasypia dwie godziny później więc nie). Rano staram się podawać kaszkę, bo (tu koronny argument, werble poproszę) uważam ją za danie śniadaniowe i jakoś tak mi się z porankiem kojarzy. Więcej zasad nie stosuję (i nie znam).
Karmienie nocne teoria i praktyka
Kiedy dziecko powinno przestać jeść w nocy? Moje? Wtedy, kiedy będzie się najadała w dzień. Do puki nie ustabilizuje się na jakimś konkretnym centylu nie będę jej odzwyczajała od butli, nawet tych kilka razy w nocy. Poza tym, jesteśmy w fazie ząbkowania, więc generalnie idziemy jej na rękę, niech ma. Podobno siedmiomiesięczne niemowlęta powinny już przesypiać całe noce. No cóż, moje niemowlę przesypiało całe noce przez prawie dwa pierwsze miesiące życia, więc swoje w tym temacie zrobiło. Jak będzie gotowa wróci do tego schematu - tak uważam i nie naciskam. W praktyce wygląda to tak, że wstajemy do Poli na zmianę z mężem. Możemy, bo pije mleko z butelki. Gdy była jeszcze karmiona piersią wszystko to szło nam łatwiej - przytulona i najedzona spokojnie zasypiała i drzemała w matczynych ramionach do 7, 8 rano. Odkąd dostaje to pełnotłuste mleko modyfikowane, które ponoć gwarantuje dzieciom lepszy sen - budzi się jak w zegarku po dokładkę. No nie dogodzisz! Jasne, że wolałabym mieć przespane noce i na dodatek wstawać z Polą zdecydowanie po pianiu pierwszych kogutów za płotem (albo chociaż po pierwszych dzwonach z kościoła nieopodal, no). No, ale, jak się nie ma... - wiadomo. Biorąc pod uwagę te wczesne pobudki - i tak jest to znikomy problem i przyznam się, że pozytywnie nie zaskoczyło to, jak bezwysiłowo się Polkę obsługuje. Czasem ciężko, ale generalnie nie narzekamy, dziecko mamy cudowne, a do problemów z jedzeniem już się po prostu przyzwyczailiśmy.
|
Oxford baby :) (I mistrz drugiego planu) |