czwartek, 22 stycznia 2015

Austria

Jak jest? Jest sielsko.

Wstajemy bladym świtem i pędzimy z mężem na narty. Polą zajmuje się wtedy apartament rodzicielski. O 12:00 zmiana - my wracamy do rodzicielstwa, dziadkowie na stok. Po 17:00 odbywa się regularna walka o względy małej dziewczynki.



A Pola na uroki obcego kraju jest jakaś taka obojętna. Nie zrozumcie mnie źle, bawi się świetnie. Tylko przyjmuje wszystko, jak jej należne niespecjalnie przejmując się różnicami międzypaństwowymi. Austria, czy Polska - koń, to koń.





Poznaje swoje kuzynostwo i dalszą ciocię z wujkiem. Od malutkiej Felicji nauczyła się wołać mamę pięknie artykułując każdą sylabę (moje serce szlocha z rozczulenia!). Nad ranem ląduje w naszym łóżku i rozbrajająco, przez sen, nuci własną wersję piosenki z Muminków: "Mamamamamamamamama, tatatatatatatatatata, mamamamama, tatatatata, ma". Rano trafia w objęcia babć i dziadków a my, jak nigdy, spokojnie pałaszujemy śniadanie. Wakacje!



Pola codziennie sankuje, spaceruje, podróżuje. Jutro planujemy tor saneczkowy, bo powoli brak kondycji daje się we znaki i oboje myślimy i jakiejś ideologicznie uzasadnionej dezercji z nart. Dzień Dziadka - świetna wymówka. Dziś był Dziń Babci, czyli kolacja naszego autorstwa, dobre wino - tak, jak lubimy. Jutro pałeczkę przejmuje kuzyn i będzie obłaskawiał dziadków. Na tle "alpenpanoramen".



Dziadkowie w wysiłkach nie ustają. Albo szaleją na stoku, albo wieczorami. W wolnych chwilach spotykają... własne kuzynostwo na tym samym wyciągu narciarskim. Gubią telefony, znajdują je w barach - druga młodość, jak nic! Tylko pozazdrościć, bo znajdują jeszcze czas, energię i siłę na harce z najmłodszymi. A my wysiadamy kondycyjnie i sapiemy towarzysko kładąc się spać przed 23:00. Co się porobiło?!




Na nic nie narzekamy. W szafie mamy bałagan. Nigdzie się nie spieszymy. Książki czytamy. Maile z pracy olewamy. Sama podejmuję jakieś spontaniczne decyzje o kierunku życiowej kariery, potem stwierdzam, że to absurdalne, albo nie, jednak sensowne, i zjadam kolejny kawałek ciasta. Piję kawę na tle Alp i generalnie nie marudzę, bo mi dobrze.



Przeraża mnie powrót do domu, mam ochotę na takie bycie w luksusie czasowym, na niegonienie się, bawienie się z Polą, albo patrzenie, jak pięknie bawi się z kimś innym.

A tymczasem trwam w tym, co mam i nie deprymując blogosfery, kończę te peany na cześć wolnego czasu, sportu i rekreacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!