Jak spędzamy nasze urlopowanie w Wiśle? Rewelacyjnie! Ja chodzę nieuczesana i wcinam kolejną tabliczkę czekolady. Mąż gra ze znajomymi w Mortal Combat, w wolnych chwilach dłubie w doktoracie. Bawimy się z Polką, która dla rodziców ma coraz mniej czasu. Woli przebywać z dwoma dziewczynkami ok 2,5 roku i jednym 9-cio miesięcznym kawalerem. Jest zachwycona!
Wczoraj rano jadła jajko z jedną małą dziewczynką. Najpierw karmiłam je na zmianę "na miękko". Moja zachłanna córeczka nie poprzestała jednak na zjedzeniu 2 jajek na pół z koleżanką i przyłączyła się też do nie swojego "na twardo" spektakularnie wywalając zawartość miseczki na podłogę. "MOJE" smutno zawołała koleżanka. Dobrze, że w kuchni było jeszcze jedno, awaryjne jajo, bo nie wiem, jak skończyłaby się ta sytuacja!
Jak widać na załączonym obrazku chwil "tatowych" jest w Wiśle co niemiara. Nie wiem czy to z racji mojego lenistwa, czy dlatego, że Wisła jest męża. To jego przestrzeń pełna jego dzieciństwa, którym to chce się z Polą dzielić. Razem chodzą po domu, patrzą refleksyjnie w okna, wychodzą na sanki. To mąż powozi na spacerach (co do najłatwiejszych nie należy, bo olaliśmy wkur*****cy całą rodzinę Bebetto i wzięliśmy lekkiego Quinny'acza). Wózek jedzie w zasadzie bez różnicy jeśli droga odpowiednio odśnieżona. Ciężej jest w miejscach gdzie nie ma chodnika albo gdzie polskie służby drogowe... dalej siedzą nad noworocznym piwem, bo z pewnością nie w robocie! Nie da się nim czasem zjechać ze schodów czy innych absurdalnie ekstremalnych powierzchni, ale coś mi mówi, że śnieg generalnie niewiele ma tu do rzeczy. Kiedy tylko pogoda (i chumory) dopisują spaceruje nam się nieźle, choć nie wyrywamy się jakoś specjalnie na dwór, bo rumieńce Polki dalej wpędzają mnie, matkę, w paranoję i wolę nie przesadzać, zanim sprawa nie przygaśnie.
Ale po co wychodzić (skoro pada przykładowo), jeśli w domu tyle do zabawy? Malutka uczy się chodzić próbując nadążyć za tymi dwoma torpedami, które pod jej nosem gonią się, wyrywają sobie zabawki, podają jej książeczki z nonszalanckim "Trzymaj". A Pola trzyma książeczkę wpatrzona w dziewczynki, jak w zjawiska, z buzią otwartą ze zdziwienia, że wszystko tak szybko, nagle i na dwóch nogach. Więc próbuje stać, chodzić trzymając nas za rękę, przy meblach. Jest niesamowita, dzielna, wytrwała, niezrażona, zdeterminowana - moja córeczka!
No i są jeszcze zabawki - cudze, najlepsze. A i własne odkrywa Polka na nowo (no nie tak na nowo, bo w końcu to prezenty gwiazdkowe). Świetnie daje sobie radę z zabawkami dedykowanymi grupie wiekowej 2+ (miś płaczący, bo ubrano go w sukienkę), lalki (wołające uniwersalne mama a resztę wykrzykujące w płynnej angielszczyźnie). Opanowała też laptopa z plastiku i namiot z kulkami.
A ja mam tu zadziwiająco dużo czasu dla siebie, mimo 9 osób nam towarzyszących. Zgiełk wspólnego urlopowania nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - wprowadza atmosferę luzu i wzajemnego tumiwisizmu, co przekłada się być może na zupełnie nieogarnięty dom, ale za to też na uwalniające poczucie pełnego relaksu. Z powodzeniem stosuję się więc do zasady "im gorzej wyglądasz tym lepiej odpoczywasz", więc paraduję w swoim nowym polarze z Lidla, dresie czy innym jeszcze szczycie sanatoryjnej elegancji. W piżamie przyjmuję księdza (bo i kolęda nam się napatoczyła). Z upodobaniem przyłączam się do dwulatek oglądających krecika i włączam mode "urlop".
U nas też poliki rumiane po każdym spacerze i to takim mocnym rumieńcem, który cały dzień nie schodzi. A poza tym.. Twój urlop brzmi mega - sanatoryjna elegancja rządzi (mam to samo w domu - dziś nie wyszłam z dresów ;)
OdpowiedzUsuńSanatoryjna elegancja zawsze w cenie. Rumieniec Poli chyba jednak nie jest taki jak u Was bo trzyma sie juz trzeci tydzień. Na szczęście zbladł, wiec może zniknie. To chyba jakaś alergia. Albo faktycznie przemnożenie. Sama juz nie wiem, czas pokaże.
Usuńchyba Humory Pani Doktorantko
OdpowiedzUsuńNa wakacjach ortografia odpoczywa!
Usuń