niedziela, 25 stycznia 2015

Home sweet home

Lubię urlopy, ale powroty do domu lubię jeszcze bardziej. Pewnie, nie miałabym nic przeciwko kilku miesiącom na Bali czy w innym ustroniu sielskich tropików, z widokiem na morze, z piaskiem pod stopami i Polką śmiejącą się do fal (hm, czyżbym już szukała ofert na wakacje?). Ale tydzień w Alpach - świetny właśnie tydzień. Bo jednak warunki wszędzie dobre, ale w domu najlepsze - mimo sterty prania, rozpakowywania (nie wiem, jak u was, ale u mnie trwa prawie tyle, co urlop), pustej lodówki i ogólnej tendencji do nicnierobienia (a roboty sporo).



Tym domem, w którym właśnie mieszkamy, muszę nacieszyć się tą przestrzenią zanim się wyprowadzimy. Mieszkanie tata dobudował na poddaszu rodzinnego domu jakieś 10 lat temu. Pojechałam nad morze do zatłoczonego kurortu zarobić pracą w kebabie na panele i kilka mebli. Kupiłam dwa regały, szafę, biurko i łóżko. Mieszkałam tam całe studia. Później na krótko wyprowadziłam się do Włoch (oh, la vita e bella), do kawalerki w centrum miasta, do hotelu studenckiego. Wprowadziliśmy się z mężem na nasze już poddasze trzy lata temu. Od tego czasu rozbudowaliśmy bibliotekę, dorobiliśmy się części stołowej z prawdziwego zdarzenia i świetnej kanapy. Za jakiś miesiąc mam zamiar wkroczyć do Pszczyny z całą zamaszystością remontu. Wyniesiemy się z naszego poddasza, a razem z nami meble, i miejsca, w których żyjemy. Na przykład kuchnia, w której właśnie gotuje się obiad, w której przed chwilą parzyłam kawę, w której permanentnie miotam się na 10m2 i ciągle walę głową w uroczy i klimatyczny skos.



Przestrzeń dodatkowo ogranicza mi tam kojec, w którym Pola aż tak dużo nie siedzi. Ciężko tam funkcjonować, bo powierzchni roboczej niewiele. Dlatego tak bardzo mi się pali do nowej kuchni, jasnej, bez skosów, z wieeeeelkim blatem. A na tym blacie z kieliszkiem dobrego wina. Z miejscem na kojec i z dziećmi w tym kojcu spokojnie się bawiącymi.

A tymczasem swoją kuchnię lubię mimo jej mankamentów. Pamiętam, jak mąż własnoręcznie skręcał szafki z Castoramy, jak próbowaliśmy dopasować blat do nierównych skosów, jak ze zdziwieniem odkryliśmy, że kupiona bateria nie pasuje do zlewu. Jak głowiliśmy się, czy dwa palniki nas urządzą, no ale jak zmieścić większą płytę? Jak codziennie kucam przy lodówce, bo pod skosem nie ustoję. W końcu lubię w kuchni naszej gotowanie, które (jak mawia mój mąż, a wiadomo, że mąż najlepszą wyrocznią jest) idzie mi całkiem nieźle. Lubię też leniwe śniadania (zanim jeszcze zaczęliśmy jeść w jadalni).



 





Zdjęcia na ścianie też bardzo lubię, bo sama je robiłam, każe jest z innej naszej podróży: Barcelona, Vall di Fassa, Paryż, Rzym, Florencja, Kotlina Kłodzka, Frankfurt, Jeziora Plitwickie, chorwackie wybrzeże, Gdynia i nasz lokalny Muchowiec. Brać je do Pszczyny czy wieszać tam już nowe (Oxford, Alpy i inne małe podróże z Polą)?




Ciekawe, jakie wspomnienia będę miała z nowej kuchni, takiego tętniącego życiem, kipiącego obiadem, z zapachami poranka - serca domu. Miejsca, w którym co rano kotłujemy się i kłócimy przy śniadaniu, w którym tworzę swoje małe arcydziełka kulinarne, w którym patrzę na bawiącą się Polę, czy Polę pomagającą (jak wczoraj) rozpakować zakupy (dwa nadgryzione pomidory, jedno całkiem sprawnie ugryzione jabłko).




Kuchnia - magiczne miejsce. Niby taki urobek codzienny, kobieta tam zlana potem, przesiąknięta zapachem rosołu, z rękami po łokcie w mące. Z drugiej strony kuchnia to dla mnie miejsce całkowicie moje, codziennych wspólnych chwil, brojącej Poli, męża wracającego z pracy, gotującego się obiadu (bo przepisy 10-cio minutowe opanowałam do perfekcji), z radiem grającym w tle i kawą na blacie. Ważne, żeby była, dobrze, jeśli jest przemyślana (o tym będzie też post przy okazji remontu - planuję taką serię w sukurs PPD - jak zaplanować poszczególne pomieszczenia w domu wg. Instytutu Doświadczeń), ale najważniejsze, że tętni życiem. A czasem spokojem, kawą z wyszczerbionego kubka ze Starbunia (drodzy przyjaciele bliżsi i dalsi - zbliżają się moje urodziny, także ten, no...), najlepiej taka zrobiona przez męża - smakuje rewelacyjnie.


Pozdrawiamy rodzinnie
O & Co.

P.S.

Ekspresowe Instytutowe Ragu (ze zdjęcia powyżej):

Składniki: mięso mielone (wieprzowe lub wieprzowo-wołowe), czosnek (4 ząbki), dwa pomidory, 2 kieliszki Sherry (albo pół butelki czerwonego półwytrawnego wina), sól i pieprz do smaku, dwie łyżki oliwy.

Podgrzewamy oliwę i podsmażamy czosnek. Dodajemy mięso, lekko przyprawione i podsmażamy. Dodajemy pomidory, najlepiej bez skórki, dusimy, aż rozmiękną i puszczą sos. Dolewamy alkoholu i podgrzewamy, aż wyparuje. Jeśli za mało płynne - dolewamy ciut wody. Podajemy z makaronem (zdrowym, pełnoziarnistym, albo mniej zdrowym, klasycznym), posypujemy od góry parmezanem i pietruszką. Voila!

6 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Tobą kochana kuchnia to serce domu:) Pamiętam, że kiedyś wszystkie imprezy zaczynały i kończyły się w kuchni. A teraz ta dorosłość, dzieci i gotowanie to także przyjemny etap życia. Ja również uwielbiam swą kuchnię mimo wszystkich mankamentów, a może właśnie dla nich:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dalej tak mam z imprezami, że najlepsze są w kuchni (albo w łazience!) ;)

      Usuń
  2. Pewnie, że w domu najlepiej! Choć mi tęskni za podróżami... Trzeba sie za tym domem czasem stęsknic! Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co racja, to racja. Dzięki podróżom i niewygodom z tym związanymi skosy mniej wkurzają, kuchnia ciasna, ale własna - słowem - same plusy.

      Usuń
  3. Och, co za kuchenne sentymenty, wspaniale, choć zupełnie nie mojo-bajkowo. Ja uwielbiam kuchnie.... do goszczenia się w. Osobiście żadnej magii w kuchni dla mnie nie ma (to znaczy jest, idylliczna taka, najlepiej u Borejków z Jeżycjady, ale w mojej własnej... no nie bardzo), gotowanie to obowiązek, z którego często na szczęście udaje mi się wykpić (ave Matka Polka uwielbiająca gotować!) Także ten... Jak już będzie ta nowa kuchnia... To wiesz, ja chętnie się przyjdę pogościć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam oj zapraszam! Nawet na ten metraż, już teraz.

      Usuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!