środa, 28 stycznia 2015

Ostatni wpis o żywieniu Poli

Przychodzi taki moment, kiedy wrócę z pracy, położymy z mężem Polę spać i chcemy siąść każde przed swoim laptopem, najlepiej z paczką chipsów, ale nie... zamiast tego cisnę do garów. Gotuję obiad na "jutro", część chowam do lodówki, część porcjuję i zamrażam - będzie na sytuację awaryjną. Jadę jeszcze do całodobowego Tesco (jest co prawda 25 kilometrów stąd, ale jak mus, to mus). Pakuję do lodówki żarcie na cały tydzień, na lodówkę daję owoce, piszę schemat żywieniowy na tablicy w kuchni albo na lustrze w łazience i idę spać. Jest 1:00 AM, a wstaję ok 5:30 AM.

Wstaję - to znaczy zamierzam wstać o 5:30, ale ostatecznie zwlekam się z łóżka o 6:00 rano. Szybki prysznic, żakiet na grzbiet i śniadanie:

Śniadanie / 6:00-8:00

To chyba najbardziej problematyczny posiłek w ciągu dnia, bo w sumie nigdy nie wiem, co przygotować. Wypracowałam zatem kilka sprawdzonych rzeczy, które możemy jeść wspólnie, znaczy się z Polką razem.

Jemy jajka na miękko, sadzone, jajecznice. Pola z rzeczy śniadaniowych decydowanie lubi jajka - w postaci wszelakiej. Zagryza wszystko corissantem, choć bardziej chyba dla zabawy, niż żeby się najeść. Dostaje czasem kromkę z masłem i wędliną (drobiową) prokrojoną na takie miałe kwadraciki, jak mama mnie robiła. Zjada ochoczo.Czasem Pola je parówkę (o łał!), a czasem je owoce (bo zwyczajnie chce na słodko). Wtedy zjada Hipp'a (który swoją drogą do wygrania tu obok, po prawej!). Wypróbowałyśmy ostatnio kilka nowych smaków z serii "Wesołe Owoce" - takie owocki tylko w saszetkach, nie w słoiczku; W zasadzie nie różnią się niczym od tych słoiczkowatych poza opakowaniem, które osobiście uważam za bardziej praktyczne niż słoiczki (zajmuje mniej miejsca, lepsze w transporcie, świetne w terenie).



Śniadanie zjadamy wspólnie. Potem ja wybiegam i ufam, że osoba, z którą zostaje Pola (mama, teściowa, mąż) karmi ją tak, jak zaleciłam (albo chociaż podobnie).

II śniadanie / 9:00-11:00

To wiąże się z poranną drzemką, więc Pola dostaje mleko. Wypija ok 160 - 200ml (w zależności od apetytu przy śniadaniu. Śpi słodko.

Obiad / 12:00-14:00

W okolicach godziny 13:00 Polka je obiad. Stosuję zasadę umiarkowanego zaufania i karmimy Polę najpierw obiadkiem synkretycznym, czyli miksem wszystkiego. W znienawidzonej przez fanki BLW papce Pola dostaje wszystko to, co musi zjeść. Dostaje zupki warzywne gotowane na rosołku zmiksowane (ale nie na gładko) z mięsem drobiowym. Kiedy zaś zupki brak zjada jedzenie ze słoiczka (który znów podkreślam - do wygrania w konkursie po prawej stronie!). Tu jestem bardzo uważna, bo przy Poli alergii na mleko krowie muszę wybierać rzeczy, które tego alergenu w sobie nie mają. Staram się wybierać dla niej to, co lubi najbardziej, czyli - brokuły, szpinak, dynię, rosół. Bardzo jej te moje wybory pasują, bo zjada swoją porcję chętnie.


Na drugie danie Pola dostaje dokładnie to, co my: mięso smażone bez tłuszczu, gotowane na parze, warzywa gotowane na parze lub surowe - te, które można. Dostaje wszystko w kawałkach, z którymi jest sobie w stanie poradzić. Zjada mniej więcej 1/4, reszta ląduje na podłodze. Ale w sumie o to chodzi - niech się uczy i nowych smaków, i nowych konsystencji, a swoją porcję i tak już zjadła wcześniej. Pasuje nam taki deal.

Zupki dla Poli, które sama gotuję mrożę w pojemnikach na mleko z Aventu. Potem wyciskam je stamtąd, często z trudem, do foliowych torebek do mrożenia pokarmu. Mam dzięki temu takie jedzonko w kostkach zamrożone, mogę odmrozić jedną porcję zupki. Woreczki podpisuję i do zamrażarki.



Podwieczorek / 15:00-17:00

Pola zjada albo owocki (ze słoiczka lub "prawdziwe" - choć z prawdziwych lubi tylko jabłko i banana. Toleruje kiwi, winogrona. Truskawek nie, podobnie rzecz się ma z gruszkami. Co ciekawe to słoiczkowe owoce zjada bez mrugnięcia okiem!

Czasem jednak mała ucina sobie popołudniową drzemkę, więc zamiast posiłku jest mleko (objętość j.w.).

Kolacja / 18:00-20:00

Po podwieczorku kolacja nie jest Poli potrzebna do szczęścia, więc powtarzamy motyw z II-go dania: dostaje sample tego, co jemy my, taką mini sałatkę albo danie, które rozszerza jej percepcję smakową. Prawdziwą kolację stanowi mleko do spania zagęszczone kaszką (Nestle z lipą na noc, bo można je robić na naszym mleku modyfikowanym, albo Silnac czy ostatnio jakaś austriacka wersja Sinlac). Butla Polę usypia.

W nocy

Pola budzi się 1 lub 2 razy i za każdym razem wypija ok 160ml. Pobudki mniej więcej 1:00 AM i 4:00 AM. Kiedy budzi się rano, między 6 a 7, nie dostaje już mleka, tylko siadamy do śniadania.

W sumie:
3-4 posiłki stałe w ciągu dnia
560 - 880ml mleka modyfikowanego na dobę
Przekąski, jeśli konieczne (gdy za długie przerwy między posiłkami, lub zamiast II śniadania, zamiast podwieczorku czasem) - flipsy, wafelki ryżowe z Hipp'a.


Posiłki wydarzają się w podanych przedziałach czasowych, bo z niemowlęciem nie ma lekko i zwyczajnie trzeba się dostosować. Długość drzemki warunkuje godziny kolejnych posiłków. Generalnie dziecko głodne nie jest, je bardzo, bardzo ładnie, próbuje wszystkiego. Powoli odstawiamy jej Ketotifen, apetyt nadal ma dobry. Chyba wszystko jej smakuje, bo do jedzenia siada z entuzjazmem. Karmienie przestało być problematyczne (momentami bywa grymaśnie, ale u kogo nie bywa?). Wszyscy wyluzowali, ja spinam się tylko na tyle, by zawsze wszystko było pyszne. Pola coraz częściej wyrywa nam łyżeczke i uczy się jeść sama - cierpią na tym ubranka. A wszystko inne, całe te marudzenia, próby skutecznego nakarmienia jej, problemy z wypijanym mililitrażem - wszystko pierzchło i w zasadzie z perspektywy czasu nie wydaje się to aż tak dużym problemem. Czytam blogi różnych mam, które mają tak hardcore'owe przeżycia z karmieniem dzieci, że nasz mały incydent ze spadkiem wagi wydaje się jakiś kompletnie nieistotny. Cały, absolutnie cały czas miałam dziecko szczęśliwe, zadowolone, zdrowe, więc grymaszenie Polki biorę na klatę, nasze wysiłki wspominam teraz jako cudowne absurdy nadgorliwych rodziców.

Powrót do pracy dał mi perspektywę, której nigdy nie uzyskałabym w domu. Spuszczenie powietrza przyniosło powiew świeżości całej naszej rodzinie. Ciągle uważam, że robota to bez sensu, bo cały dzień z Polą i tylko tak spędzany czas się liczy, ale widzę też ile dobrego przynosi praca, wychodzenie z domu, inny krąg ludzi. W takich warunkach będę pracować do czerwca, później trochę wolnego. Docelowo marzy mi się połówka etatu, żeby nie robić wszystkiego na takiego wariata, jak teraz, żeby domem i dziećmi zajmować się spokojnie. A jak nie, to chociaż wolny zawód - nie pogardzę. A tymczasem - wracam do kuchni bo Pola budzi się właśnie ze swojej popołudniówki i coś pewnie będzie chciała przekąsić. O, już obwieszcza to swoim donośnym kwękaniem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!