Własna inicjatywność kilku ostatnich dni najwyraźniej postawiła mnie do pionu. W 10 dni na DaWandzie sprzedałam niemal wszystkie zrobione kocyki i poduszki niemowlęce. Zastrzyk energii był niesamowity. Choć brakuje mi jeszcze trochę by z kategorii "strat" przejść na "zyski", to i tak całe moje zrozpaczone jestestwo napełniło się radosną dziarskością. Materiałów leży w domu jeszcze sporo, będę miała z czego uszyć kolejne cuda do kołysek, wózków, łóżeczek. Wszystko to - wieczorami i w weekendy. W dzień jestem przecież matką roku, czyli noszę, śpiewam kołysanki, przewijam, karmię, zabawiam, rozmawiam z Polą.
Zabawianie stało się ostatnio zdecydowanie łatwiejsze. Odpaliliśmy z mężem karty edukacyjne z serii Oczami maluszka. Pola skupia na nich wzrok i uważnie słucha opowiadanych historii. Kontrastowe kształty wpadają w oko takiemu maluchowi, który dzięki temu łatwiej uczy się patrzeć i zauważać przedmioty. Cieszę się jak dziecko, kiedy moja córeczka wodzi wzrokiem za moim palcem i faktycznie patrzy na "żółte kółeczko", "czarny domek". Wyciąga nawet rączki, żeby dotknąć matowego białego i nabłyszczanego czarnego koloru.
Karty usprawniają także snucie narracji. Wymieniliśmy małej matę edukacyjną na pamiątkę rodzinną z czasów chrześnicy. Zaprojektowana jako wyspa pomaga nam w tworzeniu ciągów skojarzeniowych: wyspa - statek - rybka - kaczuszka czy innych. Płynnie przechodzę dzięki nim z tematu na temat. Opowiadam o morskiej żegludze, o piaszczystych lagunach, o zimnych północnych morzach pełnych fok, o kaczuszkach. Moim ulubionym połączeniem jest zestawianie ze sobą pszczółki i bąka. Tłumaczę Poli entomologiczne zawiłości gatunkowe niezrażona, że na karcie widnieje jedynie bąk-zabawka. Zestawiam wszystkie znane powszechnie rodzaje bąków i obserwuję, jak Polka cieszy się na słowo "pieluszka".
Im więcej mówię do mojej małej córeczki, tym więcej dostaję w zamian uśmiechów. Dzięki tym cudownym kartom przełamałam swoją barierę dialogu. Do tej pory rozmowy z noworodkiem przychodziły mi nad wyraz ciężko. Opisywanie wykonywanych czynności uważałam za bezcelowe, skoro Pola może poznawać je poprzez obserwację, a nie język. Karty rozgadały mnie do tego stopnia, że opowiadam małej nawet w jaki sposób właśnie zmieniamy pieluszkę.
Przepełniona energią działam na pełnych obrotach. Wieczorem, w piątek, padam wykończona i upatruję weekendu jak wybawienia. Mąż rano zajmie się Polą, będzie przynosił ją do karmienia, a ja leniwie odeśpię co moje. Pewnie się nie uda, bo...
Ale przecież wszystko to nieważne, bo kiedy ta mała istotka uśmiechnie się rano na mój widok zmęczenie rozpływa się jak niedawne sny i znów gotowa staję do działania.
te poranne uśmiechy (u nas z radosnym okrzykiem na dodatek) umilają mi cały dzień. Muszę kupić takie karty edukacyjne, podobają mi się :) Wesołych Świąt ;)
OdpowiedzUsuńSą w "Złej Buce" na katowickim rondzie. We wtorek jadę tam po nowy zapas książeczek dla dzieciaków kuzyna z Niemiec. Dzięki Wam kupię im 1001 drobiazgów (mają tam "Nad wodą" i "Piraci"!!) i serię z Ulicy Czereśniowej. Wesołych i dla Was.
Usuń