środa, 7 stycznia 2015

Dzień, w którym mama wróciła do pracy

Czas z Polą w domu wydawał mi się nieskończony - że mam jeszcze kilka lat, zanim wrócę do pracy, że moja córeczka jest za malutka, żeby ktokolwiek inny miał się nią zajmować. Przede wszystkim, że instytucja mamy jest niezastępowalna. Nagle otworzyłam oczy bardzo szeroko, przerażona, na miękkich nogach, wychodziłam dziś z domu i szłam (no dobra, jechałam) do pracy, w której będę teraz na pełen etat. A przecież już przyzwyczaiłam się do bycia mamą na pełen etat właśnie!



Nie mam specjalnie ochoty na kompromisy. Z lekką nerwicą za pasem zawsze chcę wszystko robić na 100%, tylko, że kurczę, wszystkiego się nie da. A pracować trzeba, bo to nie moja fanaberia z tym wcześniejszym powrotem do pracy, a przykra, dorosła konieczność. I dzieckiem się zająć trzeba - najlepiej trzeba. Jak sobie z tym wszystkim poradzić bez permanentnego wycierania oczu zapłakanych tym brakiem czasu na mamowanie. Ryczę mężowi na kolanie nie z mięczactwa albo innego ckliwego, pastelowego histeryzowania, ale dlatego, że nie jestem jeszcze gotowa na zostawianie małej w domu i pójście do pracy. Robienie festiwalu przed świętami dało mi przedsmak wstawania o 7 i wracania do domu o 22, kiedy córeczka już spała. Dni zrobiły się jakieś takie zapaćkane, szare, rutynowe. Tylko czekałam, aż wrócę do domu i spojrzę na nią śpiącą spokojnie w łóżeczku. Odżywałam zawodowo, robiłam coś ważnego i produktywnego, ale co z tego, jeśli z wyrzutami sumienia, bez przekonania, widząc coraz mniej sensu w krzewieniu nauki i wiedzy, coraz więcej w mamowaniu w domu, dresie i bluzie z H&M kupionej na przecenie przy okazji zakupów spożywczych - tak chciałam. Płytko?

Wcale nie. Cholernie dużo roboty przy tym wszystkim jest. Kiedy jest mąż w domu wleczemy się całą trójką leniwie przez długaśny poranek, ja odsypiam co mogę, mąż bawi się z Polą. Kiedy zaś pan domu znika w czeluściach Uniwersytetu wtedy trzeba zwlec się z łóżka i ogarnąć śniadanie, karmienie bardzo zainteresowanej wszystkim, absolutnie wszystkim dziewczynki. Później trzeba na nią uważać, bo chojraczy przy chodzeniu tak, że ostatnio rozcięła nawet dziąsło spektakularnie upadając na swój prezent gwiazdkowy (pchacz z Ikei, o którym niedługo). W międzyczasie należy zrobić obiad, cały czas trzymać mieszkanie w ryzach, od czasu do czasu coś nadplanowo wyprać, zmyć, pozamiatać. Skoczyć na zakupy, albo chociaż zamówić je w internetowej Almie (choć drogie tam mają okropnie!). Jak dzień ładny to spacer, a jak nie spacer to kołysanie małej do drzemki, karmienie obiadkiem, pilnowanie, żeby się napiła, ekstremalne zmiany pieluchy. Wieczorkiem wspólna kąpiel pełna przytulań i zabawy, aż w końcu spokojne, kojące zasypianie w matczynych ramionach. Tak wygląda standardowa dniówka od 7:00 do 20:00. I tak chciałabym, żeby wyglądała. Tymczasem będzie inaczej. Będę wstawała przed 6:00, żeby na 7:00 być już w robocie. Wyjdę z niej najwcześniej o 16:00, więc wracać będę bardzo późno. Na szczęście tylko dwa dni w tygodniu! Pozostałe dni przyjdzie mi w tym samym wymiarze godzin robić w domu, podczas gdy córeczką zajmować się będą jej babcie i tata. W środę za to popracuję tylko do 11:00 i potem będę do pełnej dyspozycji mojej małej, kochanej Poli.

Będę całować ją w nos, ona będzie w odwecie gryzła mój. Będę podbiegać z nią do lustra, a ona będzie głośno się śmiała. Będę goniła ją po domu i udawała, że nie dogonię, no nie dogonię jej! A ona będzie oglądała się do tyłu sprawdzając, jak daleko jestem (słodka jest, no!). Będę zabawiała ją przy obiadkach, a ona w zamian będzie pięknie wcinała koperkową. Będzie też pluła ziemniakami, wiadomo jak jest. Będę jej podpierać pupę, żeby myślała, że nadal stoi. A ona będzie przywierać do mnie ufnie całym ciałkiem. Będę ją kołysała do spania, a ona będzie mlaskała z zadowolenia usypiając. Będę siedziała przy łóżeczku i patrzyła, jaka jest spokojna, kochana i w domu. Będę wyć z nieszczęścia, że kolejnego dnia znów robota. Ale na szczęście tylko do czerwca, bo to w końcu projekt unijny. Potem znów przyjdzie mi szukać jakiejś roboty. Oby na dłużej (najlepiej na stałe) i oby na pół etatu. Bo od każdej roboty wolę być mamą.

Patrzę na książeczkę, którą wypełniam odkąd Pola się urodziła i z przerażeniem widzę, że powoli kończy się ilość wydarzeń, które wydawca przewidział na pierwszy rok życia dziecka. Wspomnień nigdy za mało, więc wklejam zdjęcia, ozdabiam album dedykowanymi naklejkami i wpatruję się oniemiała w kolejne, uciekające wielkie wydarzenia: pierwszy pokój, pierwsza zabawka, pierwszy ząbek, pierwsze wszystko, absolutnie wszystko. A tu już mebluje się w myślach drugi pokój, pierwsza zabawka poszła w odstawkę, ząbek ma towarzystwo 3-ech innych, kroczki są już drugie, a nawet trzecie. A te pozostałe "pierwsze" rzeczy przegapię. Więc notuję jeszcze pilniej, żeby było o czym pamiętać, za czym tęsknić.







Ckliwie się zrobiło, ale nie ma co płakać. Mogłabym siedzieć w korpo 5 dni od 8:00 do 16:00, a tymczasem nowy pracodawca idzie mi na rękę i pozwala dostosować wszystko do Polki. Mogłabym robić na słabo opłacanym stanowisku, a tymczasem zapłacą dość dobrze. Mogłabym w końcu wykonywać pracę bez sensu i polotu. Dostałam jednak taką, w której pomagam innym ludziom, pracuję przy fajnych projektach, ciekawych inicjatywach. Nie jest aż tak źle. Co nie zmienia absolutnie faktu, że już liczę dni do końca czerwca, kiedy to projekt się skończy, a ja jak uczniak rzucę teczkę w kąt i wyjadę na pełne, dwumiesięczne wakacje z Polą zamiast gór, morza czy czegokolwiek.

*Książeczka to Moje pierwsze lata. Dziewczynka wydawnictwa Arkady. 

9 komentarzy:

  1. Powodzenia na nowej zawodowej drodze życia :) I oby do czerwca! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pracy nieźle... oby tak było do czerwca ;)

      Usuń
    2. Powodzenia, oby tak było do czerwca :) Czasami mam wrażenie, że te chwile z dziećmi docenia się bardziej, gdy jest ich mniej. Jestem z moim w domu prawie cały czas poza 3 godzinami, które spędza w klubiku, a ja goniąc ze zleceniami na działalności, ale przez te kilka godzin zdążę zatęsknić, i się cieszę, że jest, że po niego idę, a tak to jak był w domu musiałam robić czasami coś koło niego, a nie z nim i w sumie mniej tego wartościowego czasu spędzaliśmy naprawdę razem tak jak teraz, a nie obok siebie, z czekaniem na drzemkę, bo to muszę skończyć to dopiąć. Teraz jest podział na czas na pracę, z dziećmi, na dom, nie zawsze idealny, ale jest. Sytuacja odmienna od Twojej bardzo, ale masz przynajmniej środę i weekendy. Życzę Wam byście je dobrze wykorzystały. I trochę zazdroszczę pracy poza domem, w której się możesz zrealizować, a z drugiej strony cieszę się, że jestem jednak więcej z dzieckiem, chociaż przy działalności, to też nie jest tak różowo w wyznaczonych godzinach. Ha rozpisałam się a miałam tylko życzyć powodzenia ;)

      Usuń
    3. A i książeczka super wygląda :) Ja zapisuje te chwile w Smash Booku, ale jest raczej nasz, a nie każdego dziecka osobno i w albumie Project LIfe, ale z systematycznością mam tu problem niestety.

      Usuń
    4. Smash book fajna sprawa, muszę pomyśleć o tym za jakiś czas :) No, ale faktycznie, sytuacje mamy całkiem odmienne. Ale doskonale rozumiem o czym piszesz: czas kiedy próbuje się pracować jednocześnie opiekując się dzieckiem jest taki trochę oszukany. Nicy coś robisz, ale jakby z wyrzutami sumienia. Podziwiam Cię za działalność własną, bo to ciężki los jak jest się mamą małego malucha. Tobie też życzę powodzenia!

      Usuń
  2. Ja chciałabym wrócić do pracy bo moja córka ma już skończone dwa lata ale niestety rok temu zrezygnowałam z pracy i teraz muszę zmagac się z bezrobociem a raczej rozkręcaniem własnego biznesu co jest próbą stworzenia czegoś swojego. A książeczka jest ekstra, moja córka dostała podobną ale jest troszkę kiczowata a Twoja wygląda bardzo elegancko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, wygląda nieźle ta książeczka a kosztowała mnie 20zł w Empiku! Też myślę o swoim biznesie ale za kilka lat, jak dzieci podrosną (a mam dopiero dziecko!), więc ciężko mówić kiedy i czy w ogóle się uda. Ważniejsze jest zapewnienie rodzinie stabilizacji, dopiero jak będą jakieś oszczędności będzie można poszaleć z realizacją marzeń. Oby jak najszybciej!

      Usuń
  3. ja bym chciała wrócić i nie chciała bym jednocześnie wracać.. wiesz o co mi chodzi. mam dość siedzenia w domu z dziećmi, ale jak mi przyjdzie robić na pełny etat to mi chyba serce pęknie. Weź tu zrozum matkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Najlepiej wrócić do pracy na pełen etat i zadbać w koncu o coś innego niż pełny brzuszek i czyste ubranko. A jednocześnie nosa z domu nie wyściubiać, żeby nic nie przegapić, chłonąć każdą chwilę i z upodobaniem ubierać nowe bodziaki i karmić na potęgę ;)

      Usuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!