Niebawem druga tura naszej szkoły rodzenia. W świąteczny planning (który osobiście uważam za ciężki sport!) musiałam wpasować jeszcze kilkugodzinną pogadankę o porodzie i opiece nad noworodkiem. Nie wzbraniam się, wręcz przeciwnie, ale wolałabym odbyć te zajęcia w spokoju, bez nagonki prezentowo-rodzinnej i kiedyś, kiedy będę miała czas na zjedzenie obiadu! W tegoroczny grafik musiałam wpisać na czerwono przerwy na jedzenie, żeby nie zapomnieć!
Zaraz po świętach wyjeżdżamy na szczęście ze znajomymi do Wisły, do domu rodziny męża (gdzie nie będzie rodziny). Przejrzałam szafę i zobaczyłam tam kilka fajnych ciążowych bluzeczek galowych, trochę wyciągniętych t-shirtów po mężu i dziurawe getry. Nie mam zamiaru przez 10 dni paradować tam odszczelona jak stróż w Boże Ciało, w związku z czym pojechałam dziś do HM na dział Mama i wróciłam z relaksującymi spodniami dresowymi, t-shirtem ciążowym w groszki i bluzeczką, którą z radością będę musiała wymienić na rozmiar mniejszą :). A co! Mama musi mieć wygodnie.
Torba do szpitala niemalże spakowana - zadanie na zaliczenie od położnej, torba na wypad w góry czeka na spakowanie. Teraz jeszcze pakować przyjdzie mi prezenty, ale to mam nadzieję zrobić dopiero w piątek.
taaak, mama musi mieć wygodnie :) Ja się wkrótce biorę za pakowanie torby, termin na początek lutego, ale lekarz powiedział by po świętach zacząć to ogarniać. Tym razem daruję sobie szkołę rodzenia, bo mam jeszcze w miarę świeże wspomnienia - w końcu chodziłam na taką niecałe 2 lata temu :))) A, mego małża rodzina też jest z Wisły:))) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń