czwartek, 19 grudnia 2013

Mąż - własny najlepszy ;)

Czas świętowania rozpoczęty! Zapomniałam już ile obowiązkowych wigilii należy zaliczyć przed tą właściwą. Przede wszystkim spotkanie wigilijne w pracy u męża, później wigilia samorządu doktorantów, któremu szefuję i wszystkich doktorantów. W międzyczasie wigilia senacka (a jakże!) i jak się uda - jeszcze wigilia pracownicza (męża, ponieważ jedną dedykują studentom, drugą pracownikom). Z przyzwoitości nie pojawię się na wigilii pracowniczej w firmie u taty (konsekwentnie trzeba przebywać na L4), ale gdybym musiała zaliczyć i tą chyba nie dałabym rady pójść na tą 24-go dwa piętra niżej!

Poszukiwania prezentów dla rodziny zakończone, ale dla męża (zupełnie jakby nie należał do rodziny ;) ) nadal nie mam nic. Kupiłam dla niego już 3 prezenty i wszystkie rozdałam: dostanie je od mojej siostry, kuzynki i rodziców. Jadę jeszcze zorganizować prezent od jego rodziców (również wymyślony przeze mnie). Wszystkie są super, ale na własny nie mam już pomysłu. Nie kupię mu przecież kolejnych skarpetek! Być może biedak od własnej żony dostanie jakąś klasykę świątecznej żenady, a mimo to bez krępacji wysyłam go do IKEI, Silesii, Makro i innych enklaw tłumu i bożonarodzeniowej tandety dla realizacji moich planów i zachcianek. Dodatkowo opracowałam biedakowi grafik tych przedświątecznych dni wypełnionymi rozrywkami w stylu: pomoc w sprzątaniu, sprzątanie, zakupy, praca. Nie wiem jak on to znosi, ale za jego cierpliwość i uczynność chcę podarować mu na Święta coś wyjątkowego. Tylko, cholera, co?!

Zaraz po zakupach z teściową i rodzinnym obiedzie zaliczyliśmy z Ukochanym kolejne zajęcia w Szkole Rodzenia. Biedna położna, która tak jak ja wszystko w robi w ciąży, opowiedziała nam jak tuż po naszym ostatnim spotkaniu zaliczyła drugi wypadek samochodowy. Drugi, bo pierwszy miała tuż przed spotkaniem z nami. Mam nadzieję, że dziś nic jej się nie przydarzy i bezpiecznie wróci do domu ona i jej maleństwo. Ta przemiła kobieta wprowadziła nas w tajniki opieki nad noworodkiem i przepracowała z nami wszystkie możliwe chwyty i taktyki dotyczące kąpieli, ubierania i pielęgnacji niemowlęcia. Obserwacja, jak mąż zmaga się z body, pajacykiem, symulacją kąpieli - bezcenna. Przy okazji szalenie uspokajająca, bo zaangażowanie, z jakim to robił, było ogromne. Teraz jestem spokojna, że poradzi sobie z tym może nawet lepiej niż ja? Usłyszałam jakiś czas temu od znajomego frazę, że mężczyzna staje się ojcem dopiero, kiedy musi sam zostać z tym dzieckiem. Mój mąż od dawna już tym ojcem jest. Kiedyś zwrócił mi uwagę, że to ja pozbawiona jestem uczuć macierzyńskich wychodząc z założenia, że pokoik dziecięcy urządzam bardziej dla siebie niż dla małej Poli. Dziś obserwując go w akcji dotarło do mnie, że w ojcostwie on już się sprawdza. Bez narzekań i fochów z ogromnym sercem i zaangażowaniem. Dba o mnie i o Polę lepiej niż ja sama. Trafił mi się chyba najlepszy facet na świecie i piszę to bez przesady czy względnej kokieterii (wiedząc, że to pewnie przeczyta). Być może zrobię mu rano jajecznicę w porywie wdzięczności.

A tymczasem, ze specjalną dedykacją dla męża-humanisty specjalny świąteczny gadget. Do wykonania korzystamy z książek, które mamy podwójne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!