niedziela, 27 kwietnia 2014

Przystanek Śniadanie

Ach, co za dzień! Po moich wczorajszych "francuskich" lekturach niemalże uwierzyłam, że gminna mądrość znad Sekwany spłynęła na moją zdolność wychowawczą. Pola obudziła się w nocy tylko raz, pojadła na śpiocha i dzielnie spała dalej. Schemat 20:00 - 2:30 - 8:00 całkowicie nam z mężem odpowiada. Czy Poli wejdzie w nawyk? 


Obudziliśmy się wyspani i zdziwieni. Laktacja szalała zdezorientowana (połowa we mnie, połowa już wypływała w najlepsze) - czy to już czas na nocne wkładki laktacyjne? Kiedy Pola spokojnie jadła swoje pierwsze śniadanie mama (czyli ja) już planowałam swoje kolejne. Tym razem w mieście. Obdzwoniłam, ob-sms-owałam i już pakowałam małą do samochodu. Siostra wzgadziła propozycją wybrania się na Przystanek Śniadanie. Oglądała (ze swoją 2-letnią córą!) relację z kanonizacji. Druga siostra (a raczej jej mąż) poinformował, że w planach mają basen, a nie miejskie obżarstwo. Trzecia siostra nie ma dzieci, w sumie dziwię się teraz, że pominęłam ją w tym zaproszeniu. Ma przecież psa (a ile tam było tych psów!). Ostatecznie skład piknikowy ograniczył się do dwóch rodzin: naszej i tej z Tarnowskich Gór. Tak przynajmniej myślałam. Na miejscu czekała mnie jednak przyjemna niespodzianka. Udało mi się bezbłędnie zlokalizować (po wózku, torbie i ślicznej córeczce) Zuzi Clowes. Później dołączyła jeszcze Ruby Soho (rozpoznana po nosidełku i całej rodzince). Ależ miło się z dziewczynami gadało. Wszystkie mamy przecież dzieciaki w podobnym wieku (+/- 3 tygodnie). Kropka urodziła się chwilę przed Polą. Pamiętam jeszcze jak utknęłam na tej nieszczęsnej porodówce i z nudów przeglądałam "księgę gości" z wpisem m.in. Ruby. Miło było w końcu spotkać się na żywo. Cieszy mnie to tym bardziej, że spotkanie było nieplanowane. Tak mi przyszło do głowy namówić męża na katowicką eskapadę. Dobrze, że miał męskie towarzystwo, bo wynudziłby się biedak wśród tych babskich rozmów o akcesoriach, karmieniach, odparzeniach itp. itd. Mała Mi od Zuzi też cudny bobas. Malutka dziewczynka spała grzecznie w swoim wózeczku nieczuła na trajkotanie innych mam. A jak fantastycznie wyglądała w tych dżinsach! Sama pozazdrościłam i chyba Polce niebawem takie sprawię. Mama też robi wrażenie. Dobrze, że jej Towarzysz Mąż ostatecznie się pojawił, bo to niebezpiecznie taką żonę samą na długo w miasto puszczać ;). Do kompletu jeszcze ja z Polką i Agata z malutkim Alkiem. Chłopak od małego trafia na babskie towarzystwo. Na sali szpitalnej był ponoć otoczony samymi dziewczynami, dziś leżakował sobie w towarzystwie dwóch (a później i trzeciej) ślicznych dziewczyn. 

Zdecydowanie lepsza foto relacja u Zuzi


Maluchy wyglądały wybornie. Mamy jakby odżyły. Oczy wydawały się mniej zapuchnięte, zmęczenie nagle uleciało, wigor zastąpił ogólną niechęć. Chodziłyśmy z Agatą po stoiskach z nostalgią patrząc w kierunku grillowanych mięs. Stanęło na naleśnikach. A i tu impas, bo naleśniki z mlekiem, i z dżemem. Mimo usilnych próśb pani nie była w stanie nałożyć nam wiśniowego dżemu, tylko niewiele myśląc zaserwowała matce karmiącej truskawkową bombę. Nauczona doświadczeniem kelnerskim z młodych lat postanowiłam swojej porcji dopilnować:
Ja: Wiśniowy dżem proszę
Pani: Jest Pani pewna?
Ja: ...
(a po chwili widząc zbliżające się niebezpieczeństwo)
... Czy może Pani jednak użyć do nakładania innej łopatki? (Ta była cała ubabrana nieszczęsną truskawką)
Pani: Taką mam tylko (powiedziała ze smutną minką prezentując mi profesjonalny lizak cukierniczy)
Ja: (bagatelizując) Oj tam, oj tam. Poradzi sobie Pani.
W zamian otrzymałam naleśnika z dżemem wiśniowym i najgorsze spojrzenie w historii nienawiści.

Dialogów zapadających w pamięć było sporo. Mąż Agaty brylował dowcipem ("Nie mówić nikomu co robimy! Dziś chcemy być sami, musimy odpocząć" - jako riposta na nadopiekuńcze i wszechogarniające Matki Polki czyli nasze Lady Mamy). Wzorem tego założenia skarciłam męża, że śmiało opowiada mojej Teściowej o tym, co robiliśmy dzisiejszej uroczej niedzieli. Suma sumarum chciałam miły dzień mu zorganizować, skończyło się jak zwykle. Czym będę musiała go teraz przepraszać, skoro na jedzenie postawiłam rankiem?



12 komentarzy:

  1. Ale fajnie było! Za tydzień na pewno będziemy, chyba że deszcz lub inne niespodzianki nas wypłoszą. Bardzo się cieszę ze spotkania, dalej mi głupio, że nie załapałam od razu, że to Ty ( w końcu ileż może być małych Polek w tym wieku w okolicy:)), pomyślałam, że jesteś po prostu kumpelą Zuzi, pewnie przez tą wyluzowaną atmosferę, po której wcale nie było widać, że dopiero się poznałyście :))

    OdpowiedzUsuń
  2. W przyszłą niedzielę będziemy akurat w Wiśle, ale w kolejną myślę, wpadniemy. Albo tam, albo na piknik :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na piknik na pewno musimy się wybrać! do zobaczenia :) i wybacz me wszystkie faux pas. rzadko do ludzi wychodzę to i nie wiem jak się zachować :))

      Usuń
  3. O jaki fajny wpis, ha! Za komplementy dziekujemy:)))) Towarzysz Maz mowi ze sie nie martwi mnie sama puszczac w miasto bo Milly dobrym odstraszaczem jest:pppp

    Na sniadanku bylo super i akcja spotkanie zdecydowanie do powtorki!

    Ps. A nie jesz truskawek bo szkodza czy bo potencjalnie moga szkodzic?:> ja na przyklad potestowalam pare dni za rada poloznej (pierwszego dnia zjadłam dwie, następnego trzy, a potem - istne szalenstwo - piec i malej nic nie ma, wiec mam na truskawki zielone swiatlo, hurra! Moze nie od razu pol kilo ale zawsze cos:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla niemowląt najbardziej newralgiczny jest 3-ci miesiąc. Wtedy wyłażą wszystkie alergie i można ją na takie truskawki uczulić. Truskawki, owoce leśne, cytrusy to są alergeny, które mogą odpalić z opóźnieniem, więc wolę nie ryzykować. Ja na "Przystanku" kupiłam serek bez konserwantów, zadowolona zjadłam dziś na śniadanie i od razu Pola miała na buzi wysypkę. Chyba nawet super-hiper eko nabiał muszę jeszcze odstawić :( Więc łykam wapno, żeby się nie odwapnić i czekam, aż jej przejdzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tam, ja wlasnie nie chce wychowac malego alergika odstawiajac wszystko na zapas, jak jej wylezie uczulenie to odstawie i po sprawie. Nabialu tez chwilowo niet, obserwujemy kupy:p a skore, odpukac, ma jak pupcia niemowlaczka (standardowego niemowlaczka to znaczy, bo jej sie ciagle goi, ale idzie ku lepszemu, dzieki za wczorajsze rady! X)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas wcale nie tak różowo. Okazuje się, że co druga rzecz owocuje nam wysypką albo kolką. Na śniadania jem już tylko płatki owsiane... na wodzie. Sucharki. Na obiad stały repertuar: rosół i mięso rosołowe, kasza, ryż, cukinia. Przy niedzieli ziemniak i burak. Szału nie ma.

      Usuń
    2. O Bosz, umarłabym na takiej diecie! Biedna Ty!!!!!!

      Usuń
  6. i już po raz trzeci (po relacji u Ruby i Zuzi) żałuję, że nie mogłam być :) Ben dochodził do siebie po chorobie, ale jeszcze tam wpadnę, to i może na pogaduchy się załapię! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej soboty nas z kolei nie było. Udało się Wam wpaść?

      Usuń
  7. Ps. I jak tam Polka? Weszło jej spanie w takich szalonych ilościach w nawyk?:>

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!