czwartek, 1 stycznia 2015

1 stycznia, czyli tradycyjnie: Happy New Year

Co patrzę na blogi to jakieś podsumowanie roku. A ja tak patrzę na swoje foldery zdjęciowe i myślę sobie, że wszystko już było. Daliśmy kalendarz z "Polką na każdy miesiąc" dziadkom i pradziadkom, to było dla nas, jak podsumowanie roku (zakładając oczywiście, że rok zaczyna się w marcu). Bo chyba w marcu ten nasz rok dopiero się rozpoczął. Wcześniej, w końcówce ciąży, kiedy toczyłam się przez świat niczym wielka orka, niespecjalnie miałam ochotę na przeżywanie: urodzin, rodzinnych spotkań, celebrację początku roku. Wypełniałam papiery dotyczące macierzyńskiego, odwiedziłam ostatnie targi rękodzieła przed porodem i utknęłam na porodówce. To było najdłuższe chyba radosne oczekiwanie w historii CSK w Ligocie. A potem poszło z kopyta i nie chce się zatrzymać. Z miesiąca na miesiąc jestem coraz bardziej zachwycona macierzyństwem. Moja córeczka rozwija się wprost książkowo. Perturbacje z jedzeniem chwilowo zawieszone, więc nie mam specjalnie na co narzekać. Tyle podsumowań.



Nie przepadam za wracaniem do tego co było. Wspomnienia są piękne i magiczne przy trzaskającym w kominku ogniu, kiedy z mężem oglądamy albumy i przypominamy sobie nasze, prywatne pierwsze zachwyty małymi rączkami, uśmiechami, nieporadne zmiany pieluchy, wchodzenie w to rodzicielstwo. To takie nasze chwile. Mimo ich niewątpliwego uroku bardziej cieszy mnie zawsze to, co niewiadome, co dopiero ma nadejść. W związku z czym nowego, 2015-go roku upatruję z niecierpliwością, mimo, że już jest, ciągle czekam, aż się rozhula. Wiele się będzie działo: Pola skończy pierwszy rok życia i planuję w związku z tym pierwszy, absolutnie kolorowy dziecięcy bal! Mnie stuknie kolejny rok, planujemy z mężem kolejne dziecko (czego nieco się obawiam, ale mniej, niż się tym ekscytuję na maksa!). W przyszłą środę mam o 8 rano stawić się w pracy, czego obawiam się najbardziej na świecie. Nie samej roboty, bo praca jak praca i do póki nie jest to inżynieria kwantowa to chyba sobie poradzę. Przeraża mnie zostawienie Poli w domu - z Lady Mamą, teściową, mężem. Wiem, że będzie bezpieczna i szczęśliwa, ale nie będzie miała obok siebie mamy, którą woła ostatnio na potęgę (choć czasem nazywa mnie tatą). Zdecydowanie nie jestem gotowa na taki dystans i powrót do pracy (zwłaszcza, że mój macierzyński kończy się dopiero za 2 miesiące, a praca będzie zupełnie inna, nowa). Ufam jednak, że przy wsparciu rodziny dotrwamy jakoś do czerwca. Potem planuję dłuuuugie, szkolne wakacje tylko z Polą. Może pojedziemy gdzieś z rodziną, może zamelinujemy się w Wiśle na trochę, może odwiedzimy Bachledówkę (w końcu chcieliśmy wybrać się w tatry wiosną, latem)?

Cieszę się na remont Pszczyny i nowe mieszkanie, pierwsze na 100% własne, w którym pomieszkamy dobrych kilka lat, a nie tak jak do tej pory: kątem u rodziców, w akademiku, w kawalerce (za drogiej). Nawet nie chodzi o mieszkanie o nie wiadomo jakim standardzie, designerskie wnętrza i leżenie na szezlongu pod kryształowym żyrandolem. Myśląc o Pszczynie przed oczyma mam wspólne śniadania, swobodę, nieporządek bez oceniających spojrzeń reszty domowników. Leniwe weekendowe poranki, snucie się po domu w szlafroku  (którego jeszcze nie mam, ale mam za to urodziny w lutym, więc mężu drogi...), zbieranie skarpetek, kłótnie o porozrzucane po domu kubki i chusteczki (ja) albo ciuchy, książki i papiery (mąż). Widzę, jak Pola spokojnie śpi w swoim nowym pokoiku a ja sprzątam jej zabawki z podłogi w salonie i zasiadam na kanapie z kieliszkiem dobrego wina albo herbatką na zgagę (jak już uda się ta ciąża). Widzę jak przygotowujemy się na nowe maleństwo, skręcamy kołyskę, jak przynoszę do domu nowe ubranka w rozmiarze 56 (i kilka nowych dla Poli w rozmiarze 86+). Na to wszystko cieszę się jak dziecko.

Na nowy 2015-ty rok planuję ponadto: wyprzedaże!! Wymianę wiosennej garderoby mojej córki (kolekcja H&M na wiosnę podoba mi się chyba w całości!). Fajnie byłoby też skończyć ten cały doktorat, bo temat powoli robi się Niekończącą się opowieścią i niechciałabym, żeby jedynym nawiązaniem stało się W poszukiwaniu straconego czasu (swoją drogą czytałam ostatnio, że we francuskim stylu jest mówienie tylko W poszukiwaniu, jakbym z Proustem znała się od podstawówki). Moja paryska obsesja nadal trwa i zanosi się na nową lekturę przewodnią na nowy rok. Rezygnuję z dziecięcych poradników na rzecz tych dla dorosłych i zamawiam już teraz Bądź Paryżanką gdziekolwiek jesteś czyli książkę o wdzięcznym podtytule Miłość, szyk i złe nawyki. Taki planuję mieć 2015-ty rok.

Źródło: Empik.pl


A wszystkim moim czytelnikom (którym dziękuję za każde z ponad 50 tys. wyświetleń!) życzę równie inspirujących, a przy tym lekkich i możliwych do realizacji postanowień noworocznych. Życzę Wam (a pośrednio i sobie), żeby ten blog był też dla Was miejscem relaksu i dobrej zabawy. No i przede wszystkim życzę Wam wszystkim nowych, doświadczeń ;)

A Pola (jak zrozumiałam z jej lakonicznej wypowiedzi) wszystkim życzy wymiennie kota bądź konia. Czasem też mamy i taty.


7 komentarzy:

  1. Do siego roku! Spelnienia marzen, dokonczenia doktoratu i samych pieknych chwil!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Sabinko :) Tobie i Gai też wszystkiego najlepszego!

      Usuń
  2. Pięknie się zapowiadają plany :) Doktorat, praca, kolejne maleństwo - kolejny mały cud ;) My po roku też się staraliśmy o drugiego bobasa :)

    W końcu dopatrzyłam się z którego miejsca na śląsku jesteście ;) Bardzo blisko się urodziłam .. w Rybniku, choć wywiało mnie na drugi koniec Polski ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopatrzyłaś się? Hm... a chyba nie pisałam gdzie obecnie jesteśmy, psikus googla pewnie. A Ty gdzie teraz?

      Co do planów to wiesz: praca - oby wytrzymać, doktorat - oby napisać, maleństwo - oby się udało! ;)

      Usuń
    2. A ja na wsi koło Koszalina ;-)

      Na pewno się wszystko uda! Choć w kwestii naukowej to podziwiam ja po dwóch kierunkach mam dość! Choć przez chwilę doktorat też mi chodził po głowie ;-)

      Usuń
    3. Kwestię naukową na razie stawiam na ostatnim miejscu, więc nie będę rozpaczać, jak się nie uda. Ale w sumie... czemu miałoby się nie udać. Widzę to: Pola się grzecznie bawi, ja cisnę kolejne rozdziały, dziecko nie płacze, mąż nie marudzi, promotor z uśmiechem akceptuje teksty - jaaaasne ;)

      Usuń
    4. Ja mam tak, że jak mam dużo roboty to zawsze potrafię się zorganizować, a jak za mało to lepiej gości do domu nie wpuszczać ;) Na pewno też się uwiniesz, a promotorowi najwyżej powiesz, że kobiecie w ciąży się nie odmawia i niech bierze wszystko jak leci :P

      Usuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!