To świetna okazja do krótkiego omówienia sprzętów zimowych, które ułatwiają nam, rodzicom, przebywanie z dziećmi na dworze.
|
|
|
Wisła: Jawornik |
Kombinezon:
Kupiliśmy dla Poli kombinezon ze Smyka, bo był tani i wydawał się ciepły. Teraz widzę, że ma sporo wad i drugi raz bym go nie kupiła. Przede wszystkim rękawki i nogawki: przy rękawkach, które generalnie zostają na miejscu, zamontowano ściągacze, które mają pewnie chronić przed wiatrem i śniegiem. Niestety, ich dodatkowa funkcja to wkurzanie dziecka i rodzica, bo kombinezon robi się przez to sztywny a rączka w zasadzie traci swobodę. Rękawiczki się nie trzymają, pod ściągacz ich wcisnąć nie da rady. Rękawiczki kombinezonowe ciągle spadały i nie sprawdziły się za dobrze, dałam Poli inne (jak się dziś okazało - za małe, ale to szczegół). Z kolei nogawki kombinezonu takiego ściągacza nie mają, a tam by się akurat przydał. Każde podniesienie dziecka odsłania łydkę i nic nie poradzisz, trzeba znów malutką sadzać, stawiać, poprawiać - niekończąca się zabawa - jestem zbulwersowana tymi rozwiązaniami technicznymi. Do tego kaptur, który spada i jest za duży, żeby chronił główkę od wiatru - estetycznie dynda nam z tyłu, ot co. Jedyny plus, to, że kombinezon jest cieplutki i Pola w nim nie marznie. Po sezonie zimowym sprzedam go na Tablicy albo puszczę dalej, bo przy kolejnym dziecku oszalałabym chyba z takim sprzętem kolejną zimę.
Czapka, szalik, rękawiczki:
czyli zestaw denerwujący matkę i dziecko wprost proporcjonalnie. Czapka spada na oczy, szalik się przesuwa i odsłania szyję rękawiczki spadają bądź są ściągane przez delikwentkę. Tak jak kwestię 1 i 2 jakoś rozwiązałam, tak rękawiczki dalej mamy na siłę i niedopasowane, ale i tak etap dalej, bo używamy tych łączonych sznurkiem - dzięki temu nie muszę się martwić, że je zgubię.
Czapka najlepsza na świecie to prezent od mojej siostry, pilotka z Elodie Details zapinana na rzep pod szyją, wyściełana polarkiem. Z zewnątrz nieprzemakalna, jak nasz śpiworek do wózka. Pięknie wykonana w idealnym, acz z potencjałem na przyszłość, rozmiarze 12-24 miesiące. Zakończona spektakularnym pomponem. Nie zjeżdża na oczy, nie trzeba jej wiecznie poprawiać - jest idealna. Być może dokupię do kompletu też rękawice zimowe - co prawda bez sznureczka, ale może będą siedzieć na łapce?
Zamiast szaliczka używałyśmy do tej pory apaszek polarowych z Zazzu, ale ostatecznie porzuciłam płonne nadzieje, że kiedykolwiek ochronią moje dziecko przed zimnem i zaopatrzyłam nas (czy raczej Gwiazdka) w praktyczny golfo-szalik z Cocodrillo. Przyzwoita cena, fajne kolory. Świetnie chroni przed zimnem, dobrze przylega, nic nie podwiewa, nie trzeba się martwić.
Spodnie i kurtka:
Mamy jeszcze zestaw backupowy: spodnie narciarskie i kurtka zimowa. Kurtka jest z ZARY i zdecydowanie się sprawdza: ciepła, wygodna, miękka, ładnie leży. Początkowo kupiłam granatową, ale zły rozmiar. Wymieniałam na mniejszą, ale już granatu nie było (chlip, chlip). Wzięłam blady róż. Bywa to niefunkcjonalne (kiedy zapaćka się jedzeniem), ale całościowo produkt tak dobry, że nie ma na co narzekać. Do tego ubieram Poli zimą spodnie narciarskie ze Smyka. Bardzo fajne, nigdzie nie podwiewa, buciki się nie zsuwają, podnoszona Pola nie świeci gołą łydką - dobre są. Jednakowoż zrobienie takich spodni z NIEODPINANYMI SZELKAMI to jakiś horror logistyczny. Jestem pewna, że projektował to facet w wieku 20+ bez dzieci. Wyobraźcie sobie, że chcecie szybko i sprawnie niemowlę przewinąć, choćby w toalecie na stoku czy w aucie (sytuacja podbramkowa). Szybko w takim układzie równa się rozebrać całe dziecko, przewinąć, ubrać ponownie. Minus za logikę.
Buty:
Kupiłam dla Poli kozaki ze Smyka, marki Cool Club. Fioletowe, lakierowane, na rzepy i na zamek. Twarda podeszwa, usztywniane w kostce - Pola robi pierwsze kroczki, chciałam, żeby było bezpiecznie. Niestety buciki, które mi się podobały (Ecco, Primigi) oscylowały wokół 300-400zł! To zdecydowanie pomyłka, jeśli mowa o dziecięcych bucikach. Te ze Smyka kupiłam za 90zł (na przecenie 50%) i nie wyobrażam sobie innej ceny takich butków. Przyjdzie pora na poważny sprzęt z goretexu, kiedy mała będzie biegać samopas, pewnie w przyszłym sezonie. Tymczasem takie muszą wystarczyć, a wymiennie używamy jeszcze czasem tych góralskich, kupionych w Bukowinie u starej góralki. Ciepłe, wiązane, siedzą na nóżce. Polecam wszelkim niemowlęcym mamom!
Krem na buzię:
To poważna sprawa, bo przecież skórka na buzi takiego malucha jest bardzo delikatna. Zwłaszcza u Polki. Odkąd wróciliśmy z gór zmagamy się z rumieńcami na policzkach - czy to z przemrożenia, czy z alergii - nikt nie jest w stanie orzec, ani dermatolog, ani pediatra. Mówią, że obie opcje prawdopodobne. Siedziałyśmy przez tydzień w domu, nosa Pola nie wystawiała na zewnątrz, rumieniec się zaostrzał. Po wyjściu dzisiaj - też. Ręce matczyne opadają, ale buzię smaruję kremem najlepszy, jaki mam i jaki mi Lady Mama, dermatolog dziecięcy, zakupiła i stosować kazała - IWOSTIN SENSITIA, Krem ochronny z lipidami na zimę SPF 15, UVA 8. Ważne: używamy OD 3 miesiąca życia (najlepiej o skończonego 3-go!). Jak na dermokosmetyk to cena całkiem rozsądna (20-30zł).
Sama jestem zimowym ludzikiem i śnieg uwielbiam, dlatego chcę, żeby i moja córka go polubiła. A stać się tak może tylko, jeśli będzie jej na tym śniegu sucho i ciepło. Dlatego przed wyjściem zmieniamy pieluchę, ubieramy się ciepło, a na dworze szalejemy ile sił w płucach wspinając się na pobliskie górki, zjeżdżając na... jabłuszku (oczywiście z tatą), na sankach (też z tatą, albo z kuzynką Ulą). Czasem Pola na śniegu swawoli, czasem na rękach, czasem w wózku. Często przyjmuje taktykę: nie ruszam się, niech ten mróz minie. Wtedy litujemy się nad nią i wracamy do domu. A w domu, wiadomo - najcieplej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!