Tak się jarałam Mikołajkami (z dużej pisać? A co tam, piszę!)! W sumie co roku się jaram, bo siostra ma urodziny, taka jakaś wyjątkowość rozlewa się po całym dniu. Zawsze coś robiłyśmy - leniwy Starbuń czy inne świąteczne klimaty (słuchanie
The Very Ally Christmas, o tak!) W tym roku siostra w domu, my w górach, jakoś przeżyjemy. Zaraz będę do niej dzwonić z życzeniami.
Chciałam też, żeby pierwsze Mikołajki Polki były magiczne. Musiał być śnieg, no to góry. Śnieg leży (ton nie ma, ale na sanki poszliśmy). Mimo szalejącego korpo-wyjazdu integracyjnego w całym hotelu jakoś nikt nie zakłóca nam tego świętowania.
Polka obudziła się ok 5:00. Dnia poprzedniego padła o 18:30, nie dziwota, że wstała wcześnie. Nowe miejsce, łóżeczko turystyczne - w sumie i tak długo pospała. No, to dawaj, od razu prezenty (swojego się doczekać nie mogłam!). Poli Mikołaj przyniósł cuda same! W paczce znalazła piękny zestaw z H&M, super body z reniferkiem i mikołajową czapeczkę. Był też szlafroczek (który będzie miał swoją odsłonę w innym poście) i pluszowy kot. Nie muszę pisać, co zrobiło na małej największe wrażenie, prawda? Ściskała kotka i mówiła "KO" (zdecydowanie dużymi literami mówiła) z radością. KO-chana jest!
|
Pierwszy mikołajkowy prezent Poli (nieskromnie dodam, że i mnie Mikołaj podarował - mufkę do wózka, w romby, śliczna jest!) |
|
Prezenty w użyciu - wszystko co ma na sobie Polka funduje Biegun Polarny vel mama z babcią! |
Jakimś magicznym sposobem udało mi się usnąć, kiedy mała z mężem demolowali pokój hotelowy. Obudzona krzykami spacyfikowała towarzystwo spektakularnie usypiając Polkę, która... wyspana wstała 15 minut później. Poszliśmy na śniadanie. A po śniadaniu - do sali zabaw.
|
W basenie z piłeczek Polka oczywiści nurkowała, tak jest tam malutka. Ale jak mogła się na mnie zdrapywać, to już chętniej działała. Sama nawet wskakiwała! |
|
Podobno przez to przeszła. Podobno... |
Dalej był spacer do remizy (bo jeśli sklep to gdzie, jak nie tam). Z powrotem fitness roku 30 minut z wózkiem w górę (20 stopni nachylenia stoku - średnio) - dałam radę. Ostatnie metry wysiłek cardio: niesienie okombinezowanego niemowlęcia 300 metrów do hotelu (nadal lekko w górę). Sanki oddałam walkowerem mężowi, z resztą, to jego działka tak powozić księżniczkę w różowej karecie.
|
Cudnie jej! I w kombinezonie (prezent mikołajkowy od babci), i w czapeczce, i na sankach. Santa's Little Helper, nie ma co! |
Polka zachwycona (coś nam się wydaje, że sanki to będzie nasz nowy środek transportu i przyjdzie nam niebawem kupić własne. Sanki. I Husky'ego,)
Mikołajki oficjalnie uważam za udane (choć będą się udawały jeszcze przez kilka godzin). W pokoju zrobiło się trochę cieplej, obsługa hotelu na medal, jedzenie rewelacyjne (o matko, jakie dobre mają jedzenie!), mąż kupił piwo na wieczór, korpo jutro wyjeżdża - czego chcieć więcej?
|
Jest majestatyczny, reprezentatywny i "wszystko co o nim mówią legendy" jest! |
|
Kiedy oglądałam zdjęcia promocyjne na stronie hotelu byłam pewna, że wzięli ze Stockphoto jakieś reprezentatywne. No nie wzięli, tak tam pięknie jest po prostu! |
|
Widoczek za widoczkiem. Jak zobaczyłam piękny, drewniany domek z napisem "na sprzedaż" nieznośna lekkość portfela zabolała jak nigdy jeszcze... |
Cudownie mikołajkowo ! Sanek i śniegu zazdroszcze !
OdpowiedzUsuńKo-tek podoba mi się najbardziej ! Tzn na drugim miejscu za Polą ! ;)
I mufki zazdroszczę !
Mufka daje radę, choć nieskromnie dodam, że napalam się jeszcze na jedną (taką na rogi Quinny'ego, albo na rękawice z La Millou... albo... na nowy wózek - w świetle nowego posta.
UsuńOch jakie piękne zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuńpozdr i zapraszam do nas
Dzięki. Przejrzałam na szybko Twojego bloga i chyba będę zaglądać po powrocie z urlopu :)
UsuńTatry! Odkryte na nowo późnym latem zdecydowanie wymagają odkrycia na nowo zimą. Dziękuję Ci za tą inspirację!
OdpowiedzUsuń