wtorek, 9 grudnia 2014

Hotel Bachledówka w Cichym

Hotel znaleźliśmy na Grouponie, jednak sprawdzając dostępne terminy okazało się, że mają w zanadrzu kilka jeszcze promocji - skorzystaliśmy. Pomijając pośrednika i wilk syty, i owca cała: my zapłaciliśmy mniej, hotel nie płacił prowizji.

Dlaczego ten hotel właśnie? Bo chciałam wszystko: i luksus, i spa, i góry, i wieś, i internet w pokoju i wiele innych detali, które zaraz dokładnie opiszę. Hotel jest bardzo ładnym, nowym obiektem (stoi na wierchu blisko rok dopiero). Pokoje urządzone ma klasycznie, bez zbytniego przesytu, ale z miłymi, designerskimi akcentami (decor, żyrandol itp.). Dbają tu o detale, a to ważne. Do każdego klienta podchodzą z należytą wyjątkowością. Podoba mi się, że nawet Poli (która spędza tu czas za darmo, jak i inne dzieci do 3 lat) kładą w łóżeczku pięknie złożony ręcznik kąpielowy.



Infrastruktura hotelu jest dostosowana do małych dzieci, a to ważne. W restauracji hotelowej stoją dwa krzesełka dziecięce rodem od Szweda. W karcie widnieje menu dla dzieci. Kelnerzy są wyrozumiali dla kaprysów małej damy i z najwyższą dbałością podchodzą do rozkazów królewny. Podgrzewają słoiczki stosownie do instrukcji na opakowaniu, przynoszą małe łyżeczki, kromeczki i wszystko, czego Polunia potrzebuje.


Od samego początku obsługa hotelu stara się sprostać naszym potrzebom. Udostępnili nam w cenie pokoju pościel dziecięcą i czajnik (bo czajników normalnie w pokojach nie ma). Można tu jeszcze poprosić o wanienkę i też będzie w cenie pokoju, ale trzeba to podkreślić przy rezerwacji bo niestety mają tylko jedną na cały hotel. W razie "w" można też wypożyczyć łóżeczko turystyczne, ale to jest dodatkowo płatne - 30zł/doba. No... przy siedmiodniowym pobycie to już bardziej opłaca się kupić własne.


Basen też jest (w pewnym sensie oczywiście) przystosowany dla niemowląt. Ja - mama znaczy się - mogę stanąć w każdej części basenu z łatwością. To pomaga w powożeniu niemowlęcia i w wykonywaniu zeń różnych ćwiczeń w wodzie. Dodatkowo hotel oferuje za darmo możliwość skorzystania z pałąków do wody, piłki i innych gadgetów pływackich.


Sam basen generalnie robi wrażenie: dość spory (będzie z 10 metrów na 5 spokojnie, pewnie więcej), ładnie zrobiony. Cały jeden bok zajmuje wielkie okno z widokiem na góry. Zimą wrażenia są bezcenne, bo ten śnieg i ten kostium kąpielowy - wszystko razem daje przyjemne wrażenie dysonansu empirycznego. Lubię takie miejsca. Na basenie jest też jakuzzi, które można regulować trzema przyciskami (2 tryby bąbelków i jeden tryb światełek). Woda w jakuzzi 35 stopni - dla niemowlęcia jak znalazł. Basen zimny, ale Poli nie przeszkadzała temperatura wody, wręcz przeciwnie. 



Ponadto hotel dysponuje (o czym już pisałam) przestronną i dobrze wyposażoną salą zabaw dla dzieci.



Na stanie mają: domek, dwa stoliki z krzesełkami, basen z piłkami, rurę do pełzania, kręgle plastikowe, klocki Lego Duplo, kilka książeczek, sprzęt do rysowania i inne detale dla większych dzieci, na których się nie znam. Sala cieplutka, wyłożona miękką wykładziną. Pola z radością eksplorowała tam wszystkie niemal sprzęty. Znalazła nawet towarzysza zabaw, niejakiego Dominika, którego rodzice są jednymi z najmniej odpowiedzialnych, jakich udało mi się poznać. Kto, no kto, się pytam, jedzie do hotelu z dzieckiem zaziębionym, zakatarzonym i kaszlącym? Najpierw miła Pani narzeka przez kwadrans, że dziecko jej choruje przez żłobek, bo inne dzieci przychodzą tam chore, a potem sama robi dokładnie to samo zabierając chore dziecko do hotelu i puszczając je siorbiące i chyrlające do wspólnej sali zabaw. Na dodatek cała rodzina postanowiła jeszcze do kompletu wpuścić do sali zabaw swojego uroczego psa. Ja rozumiem miłość do zwierząt i własnemu kotu po domu chodzić pozwalam (bo po nim sprzątam), ale na cudze brudne łapki nie mam ochoty, zwłaszcza w miejscu, gdzie dziecko generalnie wszystkiego dotyka, wszystko bierze do buzi, a pies w najlepsze aportuje piłki z basenu dla dzieci liże moją zdezorientowaną córkę w twarz. Nie, nie, nie! No, ale to nie wina hotelu, a braku pomyślunku pewnej rodzinki z Trójmiasta.

Infrastruktura pro-dziecięca zakłada jeszcze: miejsce na wózek tuż przy recepcji, możliwość wypożyczenia sanek, bobslay'ów i jabłuszek, kijków do nordic walkingu i mini autka dla dziecka do jeżdżenia.

Poza tym wszystkim hotel nie zapomina też o doroślakach i udostępnia gościom:
- ręczniki
- szlafroki
- mini szampony, płyny do mycia ciała i mydło,
- codzienne sprzątanie pokojów z wymianą ręczników bądź pościeli na życzenie
- w cenie pokoju mieliśmy śniadanie i obiadokolację, miejsce parkingowe, wi-fi.


Trzeba im przyznać, że hotelem są ze zdecydowanie wyższej półki. Restauracja to absolutny hit. Dania dopracowane nie tylko kulinarnie, ale także estetycznie. Cieszyłam się jak dziecko, że ktoś będzie za mnie gotował przez 6 dni, ale nie sądziłam, że "obiadokolacje" będą czymkolwiek innym niż domowym wiktem w zbiorowym żywieniu. Nic bardziej mylnego. Hotel Bachledówka (który nie płaci mi niestety, ani zniżek nie daje za te pochlebstwa wszystkie) to eko przedsięwzięcie: wielkie info w łazience o korzystaniu z ręczników, tryb eko nawet na klimatyzacji pokojowej. W kuchni same regionalne produkty dostarczane przez rodziców właściciela: codziennie, o 6 rano przywożą! Jaja od chłopa (wiadomo, góralskie, duże), świeże sery, bundz, oscypek itp. Na środku jadalni stoi wielki regał z domowymi przetworami, które można nabyć w całkiem rozsądnych cenach (np. słoiczek powideł za ok 8zł - można odżałować, a mieć eko-agro-wiktuał). Do kupienia są też domowe nalewki, i te ceny mają nieco wyższe: wino 50zł, śliwowica ok 130-140zł (zależnie od procentów). Nie znam się, ale to chyba dość sporo.


No, ale nikt nam kupować nie każe. Rekompensata są z resztą ceny w menu - całkiem rozsądne. Zupa ok 10-15zł, danie główne ok 20-30zł. Niby dużo, ale jakie te dania są! Bachledówka to jedno z tych miejsc, gdzie przyjeżdża się, bo pracuje tam dobry kucharz (nie odwrotnie). Mimo małego ruchu dostawaliśmy wszystko zawsze świeże i pysznie przyrządzone. Przykładowo dziś na obiad miała być ogórkowa, do tego ryba z ryżem i sałatką oraz deser. Całkiem domowe żarcie się zapowiadało. Tymczasem ogórkowa była pyszną, kremową zupą o wyrazistym smaku ogórków i warzyw towarzyszących, podana w pięknej kolorystyce z płatkiem suszonego bakłażana. Dorsza podano pod krusznoną panierką z migdałów. Do tego risotto z trawą cytrynową i śmietankowa sałatka z selera i rodzynek. Na deser był suflet czekoladowy z kremem budyniowym w środku podlany syropem cytrynowym. I tak goszczą nas każdego dnia przy każdym posiłku. Na śniadanie pani sobie życzy to czy tamto - nie ma problemu, przygotujemy. 



No, ale nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła w tym cudzie hotelarstwa kilku wad (w końcu mają te 3 gwiadki, a nie więcej). Przede wszystkim - ogrzewanie/klimatyzacja w pokoju. Nijak się nie udało nam tego cholerstwa ustawić. Ciągle dogrzewa albo chłodzi, buczy non stop. Dobra - nie buczy tylko szumi. Gdyby trafiło na bardziej wrażliwe ucho - nie do wytrzymania bo włącza i wyłącza się co 5 minut nawet w nocy. System zamontowany pod sufitem - nic dziwnego, że nie jest w stanie optymalnie dogrzać pomieszczenia. Coś spieprzyli w całej tej instalacji. W pokoju potrafiło być jednocześnie duszno, wilgotno i zimno. Ja nie wiem... A do tego brak wentylacji w łazience - to generalnie duży minus. Lekko przeciekający prysznic i brak ręczniczka na podłodze to kolejny minus. Niedokręcona klapa toalety - kolejny. Na szczęście nic z tych rzeczy nie popsuło nam wyjazdu, bo wszystko to detale, ale uważam, że przy tak małym obłożeniu (ok 3 rodziny/cały hotel) powinni byli wszystkiego dopilnować. 

Minus należy im się też za basen, a raczej brak ratownika na basenie. Nie wiem, jaki mają tam monitoring, ale w przypadku jakiegoś wypadku reakcja obsługi mogłaby być zbyt wolna. Regulamin pływalni nie jest wystarczająco dobrze wyeksponowany a obsługa hotelu nie udzieliła nam żadnych informacji odnośnie basenu. Uważam, że w takich miejscach powinno być 100% bezpieczeństwa i gorszy standard hotelu nie ma tu nic do gadania.

Negatywnie oceniam też menu dla dzieci. Potrawy są tłuste, często smażone, z gatunku "przekupnych" (placuszki). W jednej potrawie pojawia się nawet curry. To wszystko jak dla mnie było dużym problemem. Ogólnie jedzenie w Bachledówce było tak dobrze przyprawione, że Pola musiała sobie odpuścić ich obiadki i jeść własne. Ale kiedy zamówiłam jej rosół z karty dań dziecięcych, i dostałam tłuszcz o smaku bulionu z makaronem - nawet mała Pola się rozpłakała, że musi to jeść. Nie musiała. Takich rzeczy, jak jakość rosołu, nie można zmienić na zamówienie. Niemniej jednak obsługa poinformowała nas, że prosząc o mniejszą ilość przypraw bądź specyficzne przyrządzenie potrawy - szef kuchni jest w stanie przygotować niemal wszystko. To nieco niweluje moje niezadowolenie kuchnią dziecięcą. Nie zmienia jednak faktu, że w restauracji hotelowej preferuje się zdecydowanie slow food. Kuchnia na innym poziomie co restauracja oznacza mniej więcej +15 minut dodatkowego oczekiwania nawet na durną łyżeczkę. Posiłki wjeżdżały na stół za wolno i Polka dostawała już kręćka na swoim krzesełku.

Poza tymi kilkoma rzeczami hotel na serio jest świetny i nam szalenie się tu podobało. Za rok (bo planujemy tam wracać, na pewno!) Pola będzie już mogła jeść pełne dania, więc wyeliminujemy minus w postaci własnych słoiczków dla malutkiej. Może zmienią do tego czasu menu dla dzieci. Poprosimy o cieplejszy pokój, nie rogowy i będziemy już na maksa szczęśliwi. 

Warto jeszcze, na koniec, dodać, że obsługa w hotelu jest bez zarzutu. Kelnerstwo na najwyższym poziomie, recepcja staje na głowie, by zrealizować nasze najbardziej odjechane zachcianki ("Czy może nam pani zorganizować konia", "Dzień dobry, potrzebny mi skaner i drukarka"). Bar mają wyposażony tak, że nawet ja byłam usatysfakcjonowana (Ach, ten Spritz na Aperolu! Powiew Italii w środku zimy). Kelnerzy z okolicy przy śniadaniu zagadują czasem, coś doradzą, poproszeni o wskazówki powiedzą gdzie, co, jak. Pomocni są wszyscy. Strefa wellness daje radę (przetestowaliśmy 2 masaże i na obu prawie zasnęliśmy, co jest najlepszą chyba rekomendacją dla masażysty). Nie dotarliśmy tylko do sauny, ale ja w sumie nie mogę, więc nie ma tego złego. Muza na stołówce dobrana do kotleta idealnie, zastawa przednia, wystrój wnętrza niczego sobie - czego chcieć więcej? Może zniżki na kolejny pobyt? 

Podsumowując: jeśli hotel w Tatrach z niemowlęciem to tylko ten. Dla dorosłych też będzie jak znalazł. Recenzja Bachledówki wypada w ostatecznym rozrachunku na duży plus. Pokój w typie standard okazał się na tyle duży by pomieścić naszą trójkę, łóżeczko turystyczne i zostawić jeszcze sporo miejsca dla Poli na brykanie. Przestrzeń pokoju też jest na tyle przyjazna, że mało jest niebezpiecznych dla raczkującego brzdąca miejsc (dwa rogi). Otwarte półki w szafkach nocnych będą zmorą dla rodziców ciekawskich dzieci. Podobnie mała szafeczka na poziomie podłogi - trzeba było ją zablokować gryzakiem na cały pobyt. Przez to zmniejszyła się nam ilość placu roboczego, a wiadomo - butelki, mleko itp. Mimo to pokój piękny - dwa balkony, jeden zabudowany, drugi ze szklaną barierką (jeden sprawdzi się do wypasania raczkującego dziecka latem, drugi nie). Duże okna, piękny widok. 

Wszyscy (ja, Pola, mąż) polecamy, bo mimo niedociągnięć hotelu wypoczęliśmy, aż miło!


5 komentarzy:

  1. Wypoczynek we troje przed świętami - pozazdrościć pomysłu! A Pola na szczęśliwą na zdjęciach wygląda, przypasowały jej chyba rodzinne wyjazdy :) Świetne zdjęcia!
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę żałuję, że... nie zdecydowaliśmy się na wyjazd w trakcie świąt :)

      Usuń
  2. Ale fajne miejsce! Zapamiętam sobie ten hotel, bo całkiem wyględny, a jeśli na dodatek ma deale z groupona to już zupełnie w moim klimacie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko deale z groupona, ale na tyle światłych menagerów, że są w stanie zaproponować Ci nawet bardziej korzystną ofertę bo w końcu pomijając prowizję i tak więcej zyskają :)

      Usuń
  3. Brzmi super! Zapisuję do zaliczenia!

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!