A mnie zawsze tej choinki było mało i szczerze mówiąc w dupie mam tradycję i przesądy. Rozdawali w RMF właśnie dzisiaj to co, na ogrodzie mam ją trzymać? Bo swoją choinkę zdobyłam, tak samo jak rok wcześniej, dwa lata wcześniej, trzy lata wcześniej i w końcu cztery lata wcześniej.
Za pierwszym razem na Choinki RMF'u wychodziłam z kawalerki, którą wynajmowaliśmy na Uniwersyteckiej, Była cudowna. Pamiętam ten dzień, taki leniwy i spokojny, pełen szalonego entuzjazmu, kiedy już zdecydowałam się pójść pod Spodek. Dawno, dawno temu widywałam relację, słyszałam coś o tych choinkach, ale zawsze była to rozrywka nie dla mnie. No, bo panience nie przystoi. A tu nagle okazało się, że na folwarku już nie mieszkam, że w zasadzie mam szansę na pierwszą, autonomiczną choinkę. Świerczek - coby być bardziej precyzyjną. A nie sosnę, jak co roku. Bez możliwości negocjacji. W domu choinka zawsze była ojca: on wybierał drzewko, przywoził do domu, jak Bóg przykazał w Wigilię. Pewnie dlatego obaj z moim mężem dogadują się tak wspaniale. Ozdoby były już nasze: moje i mamy. My wybierałyśmy łańcuchy, choinki. Kiedyś, w akcie desperacji (by przyoszczędzić i nie zmieniać wszystkich dekoracji tylko dlatego, że Lady Mama zdecydowała się na kompozycję złoto plus czerwień) pomalowałyśmy bombki sprayem. Złotym oczywiście. Rozwiązanie sezonowe - które swoją drogą wisi na rodzicielskiej choince do tej pory i dwuton złota i rubinu utrzymuje się już z dziesięć lat. Nie, żebym nie lubiła, wręcz przeciwnie. Choinka w domu rodzinnym ma swój specyficzny urok, wspomnień z dzieciństwa, tych lampek metodycznie rozwieszanych pod odpowiednim kątem, tych zabawek coraz bardziej eklektycznych. Cudna jest, wiadomo. Ale własnej mi się zachciało, więc poszłam, wyśpiewałam i wróciłam do domu z tarczą, a dokładniej z drzewkiem i koszem słodyczy od Wedla.
RMF: Czym się zajmujesz?
Ja: Doktoryzuję się z literatury.
RMF:... (po czym bez słowa wręczają mi kosz pełen smakołyków i ze współczuciem poklepują po ramieniu).
Już sama nie pamiętam co śpiewałam, ale obstawiam Przybieżeli do Betlejem. Wygrałam w ten sposób najpiękniejszą choinkę, jaką w życiu widziałam. Zaniosłam ją z dumą do naszej mikro kawalerki, postawiłam na środku, napoiłam wodą i odśpiewałam Choinko Zostań Wśród Nas, co czynię każdego roku na przywitanie nowego drzewka.
Rok później nie zdążyłam na Choinki. Akurat wtedy wypadło mi spotkanie z dziekanem czy innym rektorem. Wydawało mi się wtedy, że to ważne, ale gdy tylko spotkanie się skończyło a choinki zostały rozdane wiedziałam już, że tak tego nie zostawię. Ostatniego dnia konwojowania RMF'u, o godzinie 8 rano, stałam już w ogonku po choinkę na małym rynku w Krakowie.
Ten sam pan z RMF co rok wcześniej: Co robisz w takim razie dzisiaj w Krakowie? (po ustaleniu miejsca zamieszkania)
Ja: No... jestem po choinkę.
Ja: No... jestem po choinkę.
Pan: ....
Wprowadzanie prowadzącego w konsternację zaczęłam więc traktować jako element gry i tak już zostało. Śpiewałam chyba Gdy Śliczna Panna, ale ręki sobie uciąć nie dam. Pewnie gdzieś są archiwa. Długo, kiedy googlowałam swoje nazwisko, choinki RMF wyskakiwały w pierwszej trójce.
Wtedy pamiętam, jechałam z mężem (świeżutkim jak z piekarni Lidla) do tego Krakowa lekko zaniepokojona. W końcu na ten właśnie dzień planowali Majowy czy inny tam Aztecki koniec świata. Niby to bzdura, ale co, jeśli? No, i w imię tego zaciągnęłam mężna na gorącą czekoladę w Tribbece w myśl słynnego carpe diem (swoją drogą, dlaczego knajpkę zlikwidowali - nie zrozumiem). A choinkę wywalczyłam sobie piękną. Z lekkim dysonansem postawiłam ją w salonie naszego poddasza. Przeprowadziliśmy się już wtedy trzeci raz, tym razem do rodziców. Choinka stała trochę jak uzurpator, bo przecież i tak królowała ta na dole. Nasze święta, marginalizowane i trochę traktowane po macoszemu zaczęły i skończyły się na tamtej choince. Symbol i opadające igiełki, nic więcej.
W zeszłym roku byłam już w ciąży, co nie powstrzymało mnie przed wystąpieniem na mikro scence RMF'u. Poszłam, ale nie sama. Na miejsce dokulała mnie Jane, która razem ze mną wyrugowała ze sceny Anię Wyszkoni:
RMF(znów ten sam koleś): To dziewczyny, mam dla was niespodziankę, zaśpiewa z wami Ania, nasza dzisiejsza gwiazda!
Ja: A mogłaby nie (do mikrofonu na pół Spodka, wiadomo)? Bo to jest dla mnie taka trochę osobista sprawa.
Ja: A mogłaby nie (do mikrofonu na pół Spodka, wiadomo)? Bo to jest dla mnie taka trochę osobista sprawa.
Pan z RMF: ...
Ania Wyszkoni: ...
Ta choinka okazała się nerwową. Ubierałam ją do czwartej nad ranem, bo wszystko miało być tak bardzo idealnie. Wycinałam ozdoby z papieru i oskarżałam męża o brak względu na świąteczną atmosferę. Z resztą, zeszłoroczne Święta to i tak był niewypał. Czułam się jakaś taka zapomniana i pominięta. Na choinkę łypałam z ukosa, jakbym z nieudanym początkiem sezonu wiązała całą późniejszą atmosferę. Co nie przeszkodziło mi w zaprzyjaźnieniu się z choinką. Płakałam jak bóbr, kiedy mąż ją ciął na kawałki i wynosił do spalenia.
W tym roku pojechała ze mną siostra. Przytaszczyłyśmy obie nasze małe dzecięta i chwytem "na niemowlę" odśpiewałyśmy kolędę w preferencyjnej kolejności. Z resztą, nie wyobrażam sobie marznięcia na dzisiejszym, przejmującym wietrze, z marudną Polką na rękach. Mała zniosła wystąpienie nad wyraz dobrze, mimo głośnej muzy i tłumu obcych ludzi. Dziś również Pan z RMF nadział się na moje specyficzne poczucie humoru:
Ja: Czy możecie mi podpisać płytę?
Ja: Czy możecie mi podpisać płytę?
Pan: Pisaczka nie mamy.
Ja: Co, taki budżet?
Pan: ...
Zaraz, zaraz - jaką płytę? Zapomniałam w tym wszystkim dodać, że co roku wchodzę do top three i można na mnie (jak i dziś, o tu) głosować. Z moim wykonaniem nagrano więc płytkę i wydano wespół z choinkami i koszem od Wedla, na odchodne obwieszając jeszcze trzema smyczami.
Mimo pretensji męża, choinkę w domu już mam. Teraz pozostaje tylko szybko uwinąć się z Festiwalem, i można stawać za stolnicą piec pierniczki.
Jaka jest choinka w tym roku? Obawiam się, że wyjdzie nam zagonione drzewko, bo czasu przed Świętami mniej niż kiedykolwiek wcześniej. Mam też nadzieję, że choinka będzie naszym światełkiem w mroku spraw codziennych i pomoże nam oderwać się od problemów, potaplać się trochę w blasku świątecznej tandety, bo inaczej zwariuję. Wszyscy wpieprzają się we wszystko i najchętniej wyjechałabym na te Święta do tej Bachledówki, z której dopiero co wróciliśmy. Rodzina działa na nerwy, jak nigdy jeszcze, nie szanuje ani grama prywatności, autonomii, włazi z butami w każdy absolutnie obszar naszego życia. Gdyby jeszcze było to od czasu do czasu wszystko, ale non stop, można zwariować - słowo. Posiadówa przy stole też średnio mnie kręci. Na elegancką kieckę nie mam ochoty. Mam za to chęć na książkę, sernik, i zamnięty na klucz pokój przed kurtuazyjnymi gadkami o pogodzie czy innym tam cudzie natury. Gdyby nie Polka to zwyczajnie bym się upiła.
Mała też ma święta jeszcze w głębokim poważaniu. Idea niewiele jej mówi. Dogmatów wiary jeszcze nie ogarnia, więc zakładam, że cały temat traktuje raczej przypadkowo. I też wiem, że wolałabym solo, w domu, z rodzicami, wyspać się porządnie. Jeszcze nie czas na jej świętowanie pełną parą. Mój najwyraźniej też, bo w tym roku, jak i rok wcześniej, Boże Narodzenie obchodzić będą moja Mama i Teściowa, ja nie. I coraz lepiej mi z tym tumiwisizmem.
O.
Haha, dobra choinkowa historia i prawdziwa nowa świecka tradycja:) A swoją drogą choinki piękne, ja zawsze myślałam, że takie "pipki" małe rozdają;)
OdpowiedzUsuńMożna dostać i takie, i takie. Odważnym dają większe :)
UsuńTriBeCa jest, tylko teraz ją przenieśli z Rynku na Plan Szczepański (rzut beretem dalej).
OdpowiedzUsuńO, cudownie! A ja tyle lat o suchym pysku :)
UsuńI ja!!!!!!! Uwielbiałam Tribecę, za czasów studiów spędzałam tam zdecydowanie za dużo czasu... Dobrze że się uchowała! Koniecznie muszę zajrzeć do tej nowej :)
UsuńOlga, wymiatasz, serio!
OdpowiedzUsuńJak ja bym zaśpiewała to weszła bym do 'top 3' niewątpliwie... od dołu!
Ale za rok z Tobą pójdę, ogrzać się w świetle sławy :pppp
Za rok będziemy w drugich ciążach z dziećmi w wózkach - nie trzeba będzie nawet przychodzić, do domu nam te choinki przywiozą!
Usuń