piątek, 26 września 2014

A kiedy przyjdzie do pracy czas...?

Czy to w ogóle możliwe - zostawić dziecko i wrócić do pracy? Myślałam nad tym ostatnio, bo robota  (i to przednia) wali drzwiami i oknami (no dobra, sama sobie zorganizowałam to teraz narzekać nie mogę!). Niebawem trzeba będzie się brać do działania, a Pola malutka. Nawet, gdybym zaczynała po urlopie rodzicielskim - nadal nie wyobrażam sobie zostawienia jej gdzieś i pójścia na luzaka do pracy.

Gdzie będzie miała lepiej, niż w swoim Paryżu?


Przeglądałam strony żłobków w okolicy miejsca pracy i miejsca zamieszkania. Wszystkie podłe. Barokowy przesyt zabawek, tandety i kiepskiego gustu doprawiony wielce nieatrakcyjnymi sypialenkami dla maluszków. Wszystko wygląda na zdjęciach smutno i nieciekawie. Co z tego, że zabawek cała masa, skoro wszystkie są kiepskiej jakości? Wszędzie oferują zajęcia dodatkowe tudzież permanentną stymulację dziecka: angielski już w żłobku, do tego rytmika, muzyka, plastyka. A gdzie czas na klasyczne bąblowanie?

Taką mam idealną wizję placówki żłobkowej:

15 dzieci i 5 opiekunek. Śliczna sala do spania z pościelą przyniesioną z domu (żeby maluszkowi było przyjemniej). Do tego bezpieczna sala do zabawy z wielką, piankową matą na podłodze, żeby nikomu nie stała się krzywda. Zabawki posegregowane rodzajami i ułożone w dużych, płóciennych koszach wydawane dzieciom przez opiekunki (żeby nie brały wszystkiego na raz). Widzę zorganizowane zabawy mające na celu integrację dzieci i zapewnienie im dziennej porcji rozrywki, ale też dużo czasu na zajmowanie się sobą, kontemplację nogi czy gubienie skarpet. Widzę łazienkę przystosowaną dla maluszków i bezpieczną przestrzeń do przewijania. Widzę też menu na cały tydzień do wglądu wcześniejszego przez rodzica. Przede wszystkim widzę dbałość o detale, także w wystroju wnętrza, bo nawet taki żłobek ma uczyć dziecka estetyki, która będzie towarzyszyła mu do końca życia. Poza tym 800zł czesnego (bo zazwyczaj tyle jest) to nie jest mało i powinno w tej cenie być też ładnie urządzone wnętrze. A nie bure sale wymalowane wyblakłymi farbami i zawalone zabawkami. Nie wiem, czy gdziekolwiek znajdę taki żłobek, dlatego chyba zmienię front i zastanowię się nad jakąś alternatywą. Ten chyba stoi najbliżej moich wymagań, ale finansowo... cóż, ok 1200zł/m-c to byłaby połowa pensji. Nie lepiej pracować na pół etatu w takiej sytuacji?

Mąż pracuje chwilowo na pół etatu. Drugie pół realizuje swój grant naukowy, więc w zasadzie też pracuje, ale w domu (2 dni w tygodniu). Pozostałe 3 jest w robocie. Obie - teściowa i moja mama nie pracują w piątki (a teściowa dodatkowo w czwartki). Może zgodziłyby się pomóc w opiece, póki Pola taka malutka? Wtedy musiałabym tylko jeden dzień w tygodniu jakoś zagospodarować. Myślę, że dobrym pomysłem byłaby opiekunka, która zostawałaby z Polą nawet wtedy, kiedy mąż byłby w domu (celem sprawdzenia pani, przystosowania Poli i dania mężowi czasu na pracę). Płacąc jej średnią stawkę 10zł/godzina i prosząc, by była z Polą cały jeden dzień i 2x po pół dnia, kiedy mąż jest w domu - mamy szansę nie płacić takiej osobie więcej, niż za żłobek. To chyba jedyna opcja, którą mogłabym rozważyć. Nie na darmo ludowe porzekadło mówi: "Mama może wrócić do pracy wtedy, kiedy babcia jest gotowa na opiekę".

A gdyby babcie się nie chciały tak bardzo angażować, co wtedy? Wtedy, myślę, jedyna opcja to negocjować z pracodawcą elastyczne godziny pracy i jakoś podzielić z mężem te 5 dni w tygodniu. Mogę siedzieć w robocie od 6:00 20:00, byle tylko pozostałe 3 dni być w domu z małą.

A jak się nie uda? No... ale uda się! Matki jakoś to sobie organizują, jakoś wracają do pracy. Nie wiem, czy dla wszystkich jest to takie trudne, jak dla mnie? Nawet myśl o zostawieniu Poli z kimkolwiek innym napawa mnie smutkiem i bezbrzeżną rozpaczą. Wizualizuję w głowie sceny w stylu: płaczące niemowlę, bo nie ma mamy, kalkulacja kilkumiesięcznej dziewczynki, że praca jest dla mamy ważniejsza niż ona, zawód w oczach i poczucie zepchnięcia na dalszy plan, smutek małej Poli, że nie ma mnie przy niej. Żeby jeszcze bardziej podziarać się emocjonalnie widzę oczyma wyobraźni podłą, jesienną słotę za oknem i mały nosek przyklejony do mokrej od płaczu szyby - za mamą. Śni mi się to w nocy! A przecież zostało mi jeszcze ok. 5 miesięcy urlopu rodzicielskiego.

I te nasze codzienne (no... prawie!) spacery (LOVE!)


Nie potrafię sobie wyobrazić, że cokolwiek będzie dla mnie ważniejsze, niż bycie w domu z Polą, która ma pod moim okiem bezpiecznie i spokojnie się rozwijać. Fantazjuję o wygranej w totka, żeby było mnie stać na siedzenie z dzieckiem w domu. Oczywiście tylko teraz, bo mimo trudu rozstania z maluchem uważam przedszkole za konieczny etap procesu socjalizacji. Inne dzieci wpływają na rozwój naszych pociech i bez sensu jest trzymać malucha w domu do oporu. W kwestii żłobka jestem jednak na nie. Zależy mi, żeby do tego 3-go roku życia mała Pola dostawała to, co najlepsze, żeby jej poczucie bezpieczeństwa było niezachwiane, żeby czuła się maksymalnie zaopiekowana i kochana. A tymczasem planuję jednocześnie - przeprowadzkę w nowe miejsce, pełny angaż w nowej pracy, wprowadzenie nagle innego systemu opieki. Za dużo!

Niby wszystko to za blisko pół roku, ale to przecież bardzo mało czasu jest, żeby sobie to porządnie zorganizować i zaplanować. Nie sądziłam, że tak szybko dopadną mnie kwestie związane z wyborem placówki dla mojego dziecka, z planem wychowawczym (czy w ogóle chcę taką placówkę wybierać) i z priorytetami w życiu (bo przecież nie samym macierzyństwem kobieta żyje).

No, zawsze jest jeszcze trzecia opcja - zajść w kolejną ciążę przed końcem urlopu rodzicielskiego i odwlec te dzisiejsze rozmyślania o kolejny rok (bo na wychowawczy, bezpłatny urlop nie mamy z mężem możliwości).

Puchaty miś na puchatym dywanie - dobrze jej w domu.


5 komentarzy:

  1. Ja jestem aktualnie na wychowawczym- oczywiście bezpłatnym. Nie jest łatwo, ale inaczej nie szło. Życzę Wam, aby podjęte decyzje były trafione :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu inaczej się nie dało? Nie miałaś nikogo z rodziny do pomocy? Nie chciałaś do żłobka dać małego? A może on nie chciał się rozstawać z mamą? I tak z innej beczki (bo wiadomo, że kochamy swoje dzieci, ale rok w domu to sporo...) - nie wkurza cię już to mamowanie na pełen etat?! Ciekawa jestem ;)

      Usuń
    2. Niestety nie miałam nikogo z rodziny do pomocy, kto mógłby pomóc Nam w opiece nad Krzyśkiem, a gdybym go oddała do żłobka, którego zresztą do niedawna w ogóle nie było w naszej okolicy, to z mojej wypłaty zostawaloby jakieś 400 zł,więc sama rozumiesz- nie opłaca się po prostu. A jeśli chodzi o mamowanie na pełen etat, to mam od niedawna momenty kryzysu, ale albo staram się po prostu wtedy "uciec" na trochę ;), albo tłumacze sobie, że w tym wieku lepszej opieki syn nie będzie miał i to zaprocentuje na przyszlość :). Ale sama nie wiem czy dam radę jeszcze długo- może przyjdzie taki moment, że zacznę dusić się w domu i jednak zdecydujemy się na żłobek?

      Usuń
    3. Taki właśnie jest ten polski pro-rodzinny system: poślij dziecko do żłobka, zostań bez pensji. Albo nie posyłaj i nie pracuj... Może za jakiś czas stanieje ten żłobek? Czasem jakieś dofinansowanie z gminy można dostać czy coś. Poszukaj może?

      Usuń
    4. Może tak, przedszkole już dofinansowali. Poczekamy- zobaczymy jak to mówią :)

      Usuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!