Bezskarpetna i noszona Polka z tatą, który już wrócił do nas |
Zuzka zaparkowała tam, gdzie byłam, więc poprosiłam o wskazówki i za 10 minut miałam być na miejscu. I tu kolejna dobra rada: koniecznie pomyl prawo z lewo i skręć źle. Wtedy zaliczysz gratisowy spacer wokół jeziora (które stawikiem ogrodowym nie jest no...). Obchodząc akwen koniecznie podejmij decyzję by nie wkładać niemowlęcia do Tuli, bo to przecież tuż za rogiem (jakim rogiem! jezioro przecież). Po blisko godzinnym marszobiegu z dzieckiem na ręku, kłótni z mężem zbliżaliśmy się do celu.
Milly w zaimprowizowanym namiocie plażowym (Bebetto rulez!) |
Jako kolejną atrakcję spaceru polecam koniecznie pokłócić się z jakimś palantem na rowerze. No dobra, wlazłam im na ścieżkę rowerową, ale na miłość boską - miałam małe dziecko na ręku i uważam wjeżdżanie na mnie w takiej sytuacji za nietakt. Jakbym spotkała pieszego na autostradzie to przecież bym nie przejechała z racji innego przeznaczenia drogi. A rzeczony palant jechał za szybko i prawie nas wywrócił - dzieckiem, które na tylnym foteliku zarzuciło prosto na nas. Być może moja rynsztokowa cięta riposta w miejscu pełnym małych dzieci była nie na miejscu, ale uważam się za usprawiedliwioną okolicznościami losowymi.
Polka i Kropka - w przeszukiwaniu torebki |
Ostatecznie udało mi się odnaleźć Ruby Soho i Zuzkę mimo zdechłej baterii w telefonie. Bo wyjazd z domu bez ładowarki mimo komunikatu - Battery too low, 10% left - absolutny must have wyjścia! Dziewczyny czekały na nas rozleniwione i w iście letnich nastrojach. Kwestia stroju jakoś sama się implikuje - i tu wykazałam się mistrzostwem zapobiegliwości. Co koniecznie trzeba przygotować? Wskazany będzie brak kapelusza z daszkiem, który przy pełnym słońcu, na plaży, jest przecież zbędny. Analogicznie sprawa ma się z kremem na słońce - nie zabieramy. Do tego pozwalamy dziecku biegać z gołymi stopami, bo zgubienie skarpet w trakcie spaceru to standard przecież. Podobnie w standardzie znalazła się moja nieumiejętność dostosowania się do pogody. Niby ciepło, ale jakoś zimno. I dziecko ubrane miałam analogicznie - niby ciepło, ale jakoś tak zimno. Czapka była w ruchu jak satelita na orbicie (zdejmowana i wkładana), bluzę, na takie okoliczności wybieramy koniecznie wkładaną przez głowę - to z pewnością ułatwi jej ubieranie i zdejmowanie milion razy w ciągu dnia, bo wiatr, bo słońce zaszło itp. No i finał - polecam z całego serca - do karmienia spakować koniecznie smoczek do kaszki, żeby niemowlę absolutnie nie mogło zjeść swojej porcji mleka. Hit, no hit po prostu.
Aż dziw, że mimo wszystko dzień był udany.
hehe :) a dzień i tak był udany :)))
OdpowiedzUsuńNo pewnie! W końcu jestem królową absurdów :) takie dni to u nas normalka :)
UsuńHehhehee, u Ciebie jak zawsze, z przygodami! Cieszę się bardzo że dotarliście mimo tego że kosztowało mnie to niezjedzenie trzeciego kawałka absolutnie genialnej bezy Ruby :p
OdpowiedzUsuńNo a beza mistrzostwo! Przed zjedzeniem nie powstrzymały mnie nawet orzechy i alergia!
UsuńO rany, gdzie tak pięknie letnie było?:)
OdpowiedzUsuńPogoria, plaża! Najwyraźniej główna, no ale nie dla wszystkich było to oczywiste ;)
UsuńTyle lat na śląsku mieszkałam i tylko raz byłam na Pogorii. Wstyd.
UsuńJa byłam drugi raz dopiero!
UsuńSuper poradnik :)
OdpowiedzUsuńAke za to ile wrażeń :)
No matka roku ze mnie tu, nie ma co :)
Usuń