poniedziałek, 15 września 2014

Małe jedzonko

Wszędzie na blogach albo o ząbkowaniu, albo o rozszerzaniu diety. Chciałam być oryginalna i puścić posta o konieczności drzemek matki niemowlęcia, ale ostatecznie o oczywistościach pisać nie będę. Mniej oczywiste, choć wszechobecne, jedzonko maluszka - to temat na dziś.

Nie da się zignorować zagadnienia-rzeki, nie sposób nie wypowiadać się, prowadząc bloga rodzicielskiego (bo zwrócono mi dziś na Uczelni uwagę, że z racji zawodu polonistce nie wypada chwalić się "parentingowym" anglicyzmem). Z drugiej strony, poprzedni post dotyczył awersji Polki do jedzenia, szumnych kilkudziesięciu wypitych mililitrów (rozszerzonych w komentarzu do kilkuset), więc - o czym ja w ogóle mogę pisać?

BLW
Bobas Lubi Wybór? Mój bobas lubi święty spokój. Polka, moja cudna kula energii i szczęścia nie ma czasu na jedzenie? Wybór? Jeśli jej dać, wybierze zabawę, podskakiwanie na czworakach, przewroty i zacieszanie z mamą. Wybierze wodę - bo płynie szybciej niż mleko, wypicie zajmuje mniej czasu, nic wtedy nie traci i dalej może "biec" zachłystywać się życiem. Nie pozwalam jej więc na takie wybory - na samodzielność przyjdzie jeszcze czas.

Nie zgadzam się też z głównym założeniem metody BLW - że dziecko to taka miniaturka doroślaka, która sama najlepiej wie kiedy i co będzie jadła. No nie wie przecież! Bobas jak będzie gotowy to wpakuje sam do buzi z rodzicielskiego talerza - głosi naczelna zasada metody. Mój bobas jest najwyraźniej gotowy, bo pakuje sobie do buzi WSZYSTKO, co znajdzie na moim talerzu - kawałek chleba z masłem i dżemem, ser feta, a wczoraj - ciasto jogurtowe. Ja nawet nie zdążyłam się zorientować kiedy kawałek sałaty znalazł się w jej małej buzi. A nie jest jeszcze na to gotowa, bo urodziła się z niedorozwiniętą chrząstką w krtani, o czym zdaje się "nie pamiętać". Zachłystuje się i krztusi jak tylko uda jej się cokolwiek "zjeść" metodą samowolnej kradzieży. A podjadać lubi (co kłoci się z moją naczelną zasadą, zapożyczoną z Przyjaciół, która głosi, że "JOEY DOESN'T SHARE FOOD!" - z tym, że zamiast JOEY'A występuję ja). W związku z tą małą wadą (która ponoć samoczynnie zaniknie do 2-go roku życia i nie ma się czym martwić*) Pola dostaje jedzenie zmiksowane na gładkie puree i takie jest chwilowo dla niej bezpieczne. Mimo, że garnie się do próbowania nowych pokarmów i zgodnie z BLW powinnam zacząć coś jej tam dawać "do zabawy" jedzonka, zwyczajnie nie jest na to gotowa. Nie jest też gotowa na zaufanie matki, że zje tyle, ile potrzebuje. Jej rejestry wagowe mówią same za siebie - decyzje mojej córki do najlepszych nie należą. Jeśli pilnuję jej posiłków, dbam, by wypiła i zjadła (i tak mniej niż powinna, ale co tam!), a ta i tak nie przybiera tyle, ile powinna - po raz kolejny stwierdzam, że BLW nie jest dla nas. Gdybym czekała, aż Pola sama zacznie jeść całe pokarmy i nie podawała jej już od 4-go miesiąca życia (zgodnie z zaleceniem lekarzy) małego co nieco od czasu do czasu teraz byłaby chyba poniżej siatki centylowej. Nie każde dziecko jest więc odpowiedzialne na tyle, by samemu decydować o swojej diecie.

Co więc jemy?
Jemy dużo i pisałam o tym już tu. Jadłospis nieco się zmienił, bo kaszkę Sinlac zaczęłam robić jej na mleku modyfikowanym. Do diety włączyłam jej mięso podając je w zupkach warzywnych. Zmieniłyśmy też mleko na Nutramigen, bo po zwykłym Hippie pojawiła się wysypka alergiczna, Hipp HA powodował biegunkę, trzeba było zmienić. Pijemy już 2-kę i chyba jej mniej smakuje (stąd poprzedni post). Posiłki jemy zmiksowane (A w zasadzie zblendowane), bo takie tylko Pola przyswaja.

Niemniej jednak staram się jej dawać czasem "prawdziwy" (jakby zmiksowane było jakieś wybitnie kłamliwe!) kawałek cukinii czy innego ziemniaczka, bardziej chyba dla zabawy i zajęcia, niż dla chęci nakarmienia jej. Ubabrze się Polka, bo miękkiego, gotowanego na parze warzywka nie jest w stanie dobrze chwycić. Palce umorusane jedzeniem oblizuje. Bardziej pochłania ją grzebanie w talerzu niż jedzenie z racji siadania. Cieszy się tym, że chwyta się tacki i podciąga do siadania, nie tym, że może coś zjeść. Woli podkradać, kiedy nie patrzymy i pakować jedzenie do buzi - jak absolutnie WSZYSTKO wokół siebie (pstrąg czy pieluszka, jeden sort!).

Zainteresowanie jedzeniem przypisuję tu głównie kolorowemu talerzykowi ze Skip Hop. Do kompletu mamy jeszcze miseczkę.

A na talerzu: cukinia, kawałek pstrąga łososiowego (ewenement Biedronki) i ziemniak. Efekty? Ryba na spodniach, cukinia na krzesełku, ziemniak rozdrobniony na kawałeczki i rzucony kotu (chyba). Polka zachwycona!


Przykładowe dania Polki (które już je, i które planuję dla niej na ten i kolejne tygodnie):

- Zupa jarzynowa z mięsem i cukinią
- Zupka z dyni i indyka
- Zupka brokułowa z żółtkiem
- Słodka buraczana zupka jarzynowa
- Królik w kalarepie
- Krem z brokułów
- Risotto z warzywami
- Puree z warzyw (dynia, cukinia, marchewka, pasternak, ziemniak, szpinak)
- Owoce saute lub z biszkoptem (jabłka, śliwki, brzoskwinie, banany, gruszki, melon)

Gotuję jeden posiłek dla całej rodziny, Polce odlewając jej porcję zanim jeszcze dobrze przyprawię resztę. Często gotuję w parowarze (paruję raczej).

Pola je... różnie. Czasem wprost zajada się i otwiera buzię szeroko gaworząc z zadowolenia. Innym razem odmawia współpracy i zaciska usteczka. Wtedy próbuję ją zabawić czy raczej skoncentrować na jedzeniu (no bo bawi się szelkami od fotelika z większym zainteresowaniem). Zjada wtedy kilka zaledwie łyżeczek (swoich małych łyżeczek) i kończymy posiłek. Chcę zawsze, żeby spróbowała posiłku (choćby oszukana filmikiem czy samolocikiem). Racjonalnie przecież jej nie wytłumaczę, że wypada sprawdzić, jak coś smakuje. Jeśli mimo to nadal nie chce jeść to nie, trudno. Czasem próbuję znów (może za dwa, trzy dni zmieni zdanie - zazwyczaj jednak nie zmienia), albo inaczej. Tak było np. z jabłkiem. Surowego nie chciała, przegotowane zjadła całkiem chętnie.

Tu Polka zawzięcie zjada brzoskwinię w kawałku przez siateczkę Canpol'a. Jej mina mówi chyba za tysiąc słów. Czysta determinacja!

Ale walkę i tak wygrała stopa ;)


Kiedy czegoś nie chce zjęść ważne, że przynajmniej spróbuje. Ważne też, że się tego nauczyła i zawsze zjada choćby cztery łyżeczki "na spróbowanie". Jeśli dobre to je dalej, jeśli nie ma wyjątkowo ochoty - nie je, dziecka z zamkniętą buzią nie zmusisz!. Uczy się przez to, że siada w foteliku tylko do karmienia, o stałych porach, że wtedy się nie bawi, tylko zjada, że owszem, ma wybór, ale w zakresie danym jej przez rodzica. Trochę to wyszło na wzór W Paryżu dzieci nie grymaszą i w sumie Polka nie grymasi. Nie krzyczy, nie rzuca jedzeniem. Jej "nie" jest zazwyczaj subtelną ignorancją, co w niej cenię, bo histerii nie znoszę. Pisałam ostatnio, że urządziła nam histeryczną odmowę picia mleka przez cały dzień  (tu). Muszę się wycofać z tej diagnozy i własną córkę przeprosić za swój brak zrozumienia. Za radą Rzeszowianki (która bloga nie ma, a powinna!) upewniłam się dziś, czy to aby nie zęby. Otóż  - zęby. Po posmarowaniu dziąsełek Calgelem Pola znów zabrała się do jedzenia (nie tak dużo, jak bym chciała, ale za to bez krzyków, protestów i bólu - najwyraźniej). Ruchy górotwórcze w buzi, do tego przeziębienie (zaraziła i mnie, więc jeśli moje maleństwo czuło się tak, jak ja teraz - rozumiem i pokornie przepraszam), a ja głupia dziwiłam się braku apetytu!

Na wyżynanie się ząbków jeszcze poczekamy, ale pierwszy, faktyczny napad ząbkowania mamy właśnie "na stanie". Nie sprzyja to karmieniu ani butelką, ani łyżeczką, więc chwilowo zadowalam się kilkoma łyżkami zjedzonego obiadku i pokornie czekam na lepsze czasy. A przyjdą. Muszą, bo przecież przy apetytach rodziców i Polki zamiłowanie do jedzenia musi się kiedyś uaktywnić. A jak patrzę na jej jadłospis to jestem spokojna, że je zdrowo, dobrze i smacznie, że wychowam dziecko przyzwyczajone do dobrej kuchni, ciekawych smaków, otwarte na nowości. A jak nie wyjdzie to trudno, marudę żywieniową też dam radę wychować bez stresu i dla niej, i dla mnie. W końcu moja siostra przez całe dzieciństwo jadła tylko śledzie, paluszki i kawior, a teraz nie widać śladu po jej wybiórczej i szkodliwej dla niemowlęcia diecie. Kuzynka jadła przez całe przedszkole i podstawówkę tylko drób - do tego stopnia, że wołaliśmy na nią "Kurczak". Obie mają się dobrze. Ja jadłam wszystko, dużo i chętnie. Podobnie siostra kuzynki. A przecież jedna rodzina, te same metody żywieniowe matek, tak samo zdrowe dzieci - koniec końców.

A jak malutka siedzi z nami przy stole, to zamiast pustej tacki dostaje substytut z Ikei ;) tak dla estetycznego żartu matki i ku uciesze Polki! I z radością jej tylko powtarzam: "Mama Cię nie uczyła, żeby nie bawić się jedzeniem?". Dodam tylko, że mąż patrzy na mnie wtedy z całkowitą dezaprobatą.

Pola w warzywniaku Ikei. Na zdjęciu prezentuje się w swoim krzesełku firmy Baby Mix. Super sprzęt, jestem z niego bardzo zadowolona. Stabilne, lekkie, fajnie i szybko się składa. Łatwe w utrzymaniu czystości. Rozkłada się do pozycji leżącej, regulowana wysokość, dwu warstwowa tacka, pasy bezpieczeństwa w dwóch wariantach - full i bazic (czyli sam dół, jak na zdjęciu, bez ramion). Kolory całkiem fajne - stonowane, ale dziecięce. Dobry stosunek ceny do jakości (ok 300zł).

*Nie ma się czym martwić? Cóż, post factum, bo dopiero niedawno, uprawiając samowolny research w złowrogich i potępianych przez lekarzy Internetach odkryłam, że tej niewielkiej wadzie zawdzięczamy blisko trzymiesięczny horror karmienny, Polki krzyki, niechęć do piersi, awersję do butelki i cały ten żywieniowy hardcore (tak a'prophos makaronizmów...). Niedorozwój chrząstki krtani może powodować u niemowląt trudności z przełykaniem, zwłaszcza szybko płynącego mleka (np. z piersi mamy, butelki), może powodować też refluks przełykowo-żołądkowy (czyli problem Poli z okolicy 4-go miesiąca) i kolki (same here). Objawy nasilają się od 4-go do 9-go miesiąca, w okresie największej, fizycznej aktywności niemowlęcia, czyli dokładnie wtedy, kiedy zaczęły się nasze problemy. Cieszę się, że znalazłam rozwiązanie zagadki, ale irytuje mnie, że nikt w szpitalu nie przygotował mnie na problemy, które mogły się pojawić i nikt nie wytłumaczył, jak sobie z nimi radzić. A można było, bo wystarczyło np. przed karmieniem odpuszczać mleko, od razu przejść na butelkę ze smoczkiem o bardzo wolnym przepływie (a nie po 5-ciu miesiącach dopiero itp.), przerywać karmienie na odbijanie w trakcie jedzenia. Stosując te trzy proste zasady od początku karmienia uniknęłabym Poli krzyków, bóli brzuszka, mojej histerii i dalej sielsko karmiłabym ją piersią! Magia polskiej służby zdrowia - brak informacji. Bo matka to, jak wiadomo, ekspert wszechrzeczy i precyzować nie ma co. 

6 komentarzy:

  1. Olga, jeśli chodzi o posty o jedzeniu (i bólach brzuszka!) to Ty w blogosferze wiedziesz absolutny prym:)

    Wiesz, BLW jest dla dzieci kompletnie zdrowych, bez żadnych anatomicznych komplikacji - wręcz autorki same mówią, że niekoniecznie przy niektórych dzieciach się sprawdzi, więc może dla Polki akurat to niehalo, sama wiesz, jako że jesteś jej mamą, a wiadomo że mama wie najlepiej. Ale nie dyskredytowałabym metody samej w sobie - piszesz, że dziecko nie wie co jest dla niego dobre - no jasne że nie wie, ale jak nie spróbuje, to się nie dowie. W badaniach wszystkie dzieci odżywiające się według BLW, mimo tego że miały kompletnie różne diety, miały idealne wyniki - tak więc, wbrew temu co twierdzisz, jednak dzieci chyba wiedzą co im służy.

    Cztery łyżki na spróbowanie to też sporo - ja po jednej łyżce flaków wiedziałam, że absolutnie więcej nie przełknę. Ale może dzieci mają inaczej, nie wiem, nie znam się.

    Acha, i Sinlac to syf, ma mega dużo cukru! Żadnych zdrowych ekwiwalentów Polka nie chce?

    Zdjęcie ze stopą - absolutne love! <3

    I ja też złapałam katar od Mill, kurka wodna, słabe to, nie? Ciekawe czy teraz tak już się będziemy wszystkie kisić w tych samych wirusach!

    Ściskam mocno obie dziewczynki!

    z.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieciaki są różne, ale mnie doświadczenie z Polką (i innymi dziećmi w rodzinie) nauczyło, że zanim bobas się nauczy na swoim błędzie to analogicznych popełni jeszcze sporo. A zaksztuszanie się to nie trening a zagrożenie. Teraz (6, 7 m-c) dzieciaki po prostu pakują wszestko do buzi i nie zawsze znaczy to, że czas na posiłki bo zwyczajnie bobas się może zadławić (mój bobas).

      A Sinlac nie taki zły, jak go malują ;) doczytałam, dopytałam i to dobra kaszka na początek. Wybrednej Poli nie będę jakąś podłą owsianką męczyć. Nawet mnie te kaszki eko-sreko nie makują, a mam opinię labradora, który je wszystko :)

      Usuń
    2. Jak wybrednej Poli, jak piszesz że niczym w Paryżu nie grymasi?:)))))

      Usuń
    3. Moja mea culpa stylistyczna ;) No spróbowała i nie chce jeść, ale odmawia subtelnie, bez krzyków i scen. Po prostu udaje, że sprawy nie ma. Wybredne dziecko wcale nie musi grymasić :) Słowo wybredny, moim zdaniem, nie słusznie jest kojarzone pejoratywnie. To po prostu taki master level selektywności. A grymaszenie to ewidentne okazywanie niezadowolenia w sposób nie ujęty w savoire vivre ;)

      Usuń
  2. BLW teoretycznie mi się podoba, chociaż nie widzę też problemu by szanować niemowlę i podawać mu papkę łyżeczką.. zwłaszcza gdy niemowlę szeroko otwiera oczy i cieszy się każdą łyżeczką :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A może po prostu ja źle gotuję?!

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!