czwartek, 6 listopada 2014

8 miesięcy

6 listopada oznacza u nas tylko jedno - kolejny miesiąc skończony. Polka zaczyna 9-ty i robi to bardzo energicznie, bo blogowa ksywka "mała torpeda" coraz bardziej do niej przylega.

W ostatnim miesiącu:
- nauczyła się stawać, stać, kucać, robić pierwsze kroczki trzymając się mebli,
- rozszerzyła dietę o kaczkę, cielęcinę, jogurt, parówkę, jajecznicę, bigos (ciut, ciut), rosół gotowany na wołowinie i pewnie coś tam jeszcze, ale nie pamiętam dokładnie jej miesięcznego jadłospisu,
- wyszedł jej pierwszy ząbek,
- je coraz większe kawałki sama
- nauczyła się sama wkładać smoczek do buzi, trzymać butelkę i kubek niekapek (choć nadal nie chce pić z silikonowej końcówki - podmieniam na smoczek),
- będzie ze cztery razy, kiedy zrobiła siku do nocnika (pracuje nad tym głównie mój mąż, o 5 nad ranem, kiedy mała zaczyna dzień - głównie chodzi nam o "dwójkę", ale do tego jeszcze bardzo daleka droga),
- coraz częściej zostaje ze swoimi babciami, kiedy mama powoli oswaja się z pracą lub dzierga doktorat,
- dorobiła się prawdziwej kołdry (o czym w poprzednim poście),
- nauczyła się jakoś stawać w kojcu (a to trudne, bo kojec śliski, uchwytów do wstawania nie ma)
- mówi (całkiem świadomie mówi  ko (kot, koń, generalnie zwierzęta to ostatnio 'ko'), tata (grrrrrr), baba, dzidziś (dziadziuś), ku (hm, mamy nadzieję, że chodzi o kurę, choć generalnie Pola stosuje "ku" do manifestacji zdziwienia światem). Mama pojawia się raz od wielkiego dzwonu, kiedy dzieje się źle. Czasem mówi też "nie" - w dobrym kontekście, ale zupełnie nieświadomie (więc chyba się nie liczy). Poza tym mówi pełne elaboraty w swoim tylko języku. Coraz częściej mówi do czegoś - do jelonków na ochraniaczu łóżeczkowym, do kota, do nas też, ale wiadomo jak jest - rodzice się nie liczą.
- znacząco uspokoiła się w wózku (spacery są znów możliwe). Nadal nienawidzi fotelika samochodowego (jeździ, kiedy śpi).

Co do rejestrów Poli to waży 7860g, mierzy 73cm. Na ostatniej kontrolnej wizycie u pediatry Pola nie przybrała zupełnie nic względem poprzednich 6-ciu tygodni! Lekarka stwierdziła, że sytuacja jest kiepska (bo w międzyczasie z 50 centyla zleciała na 25-ty i zaliczyła dwa spadki wagi), więc zdecydowałam, że wbrew własnemu przekonaniu, zgodzę się podawać jej Ketotifen. To lek antyalergiczny, którego skutkiem ubocznym jest przyrost apetytu. Faktycznie, odkąd Pola zaczęła go dostawać je pięknie. Dziś prawie krzyczała, kiedy nie dawałam jej kaczki zapiekanej z jabłkami wystarczająco szybko (co jeszcze dwa tygodnie temu nie wchodziło w grę). Liczymy (z gastrologiem i pediatrą, choć ja liczę najbardziej), że przez działanie leku żołądek Poli przyzwyczai się do stałych i dużych dostaw jedzenia, mała się "rozje" i zacznie kojarzyć posiłki z fajną atmosferą. W skrócie - liczymy, że jak odstawimy lek to dalej będzie jadła. Niestety, jeśli spadek formy wróci konieczne będą dalsze testy i badania, wyjaśniające ten jej brak apetytu (być może nawet badania inwazyjne, czego absolutnie nie zniosę!). Lekarka uspokaja, że to przejściowe, że dzieci tak mają, że nie jest najgorzej, bo ostatecznie wyszło, że nie przybrała (a nie spadła na wadze). Anemii nie ma, więc jest całkiem nieźle. Oby się poprawiło i jedzenie jej się spodobało. Karmienie małej teraz, kiedy otwiera buzię z zadowoleniem i czeka na kolejny kęs - marzenie. Kiedy skończyły się problemy żywieniowe nie mam już na co narzekać i moje dziecko jest oficjalnie tym bezproblemowym egzemplarzem promocyjnym, o którym się tylko słyszy. No, może jeszcze te wczesne poranki... choć, odpukać, dziś wstała o 6 rano, ząb wyszedł, najedzona jest - może i to się przestawi?

Wiem, że każda mama co jakiś czas wrzuca podsumowania kolejnego miesiąca z życia maluszka i wiem, że to może być zwyczajnie nudne, ale co tam. Dla nas każdy dzień z Polą jest ważny i wyjątkowy, a już każdy kolejny miesiąc - robi z niej coraz większą dziewczynkę, coraz bardziej świadomą świata i jej samej. Kocham ją najmocniej na świecie, coraz mocniej ją kocham i mam wrażenie, że ona zaczyna tą miłość w końcu odwzajemniać (coraz częściej się do mnie przytula, czasem da mi całuska - nieporadnego oczywiście, ale intencja jest). Coraz częściej mnie potrzebuje i to tak, wiecie, świadomie (nie jak osesek, który generalnie mamy potrzebuje). Wyciągnięte rączki - bezcenne. Zasypianie w moich ramionach - ciągle tak samo rozczulające, jak w pierwszej, wspólnej dobie na tym świecie. Absolutne #PolkaLove!

P.S.
Dziewczyny (i chłopaki) - instagram IDPOLKA, Facebook, konkurs!



8 komentarzy:

  1. Wyciągnięte rączki. To jest słodycz! A potem jest jeszcze weselej: wyciągnięte rączki, obejmujące za szyję rączki i teksty w stylu: "kocham Cię mamusiu, mocno" i wilgotne buziaczki. Nooooo to się można rozpłynąć jak stwory robią takie rzeczy :))

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Piękna Pola! A te nieporadne buziaki wyglądające jak "zjem i obślinięTwój nos lub policzek" są rozczulające! :)

    A nam z kolei lekarka, z powodu znikomego przyrostu wagi, zleciła badanie.... na pasożyty! Wyszło negatywnie, ale problem dalej pozostał. Spiszę nazwę tego leku jeśli twierdzisz, że pomaga i zasugeruje go lekarce przy następnej wizycie za tydzień. Zobaczę, co powie.

    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapytaj, może Wam pomoże, choć jeśli jest przyrost, to może lepiej inaczej niż lekiem? Sama jestem przeciwniczką, podajemy, bo innej opcji raczej nie mamy...

      Usuń
  3. Jakie ona ma długie, piękne włoski!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. No i od dziś mi chodzi ten fryzjer niemowlęcy po głowie - może już czas?

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!