wtorek, 25 listopada 2014

#love

Cały, boży dzień w Katowicach. Dzielnie pracowałam (swoją drogą, znalezienie miejsca z wi-fi i dobrym żarciem graniczy z cudem!). Latałam gdzie popadnie, bez szalika, czapki i rękawiczek. Z miejsca na miejsce: tu zajęcia, tam pismo, tu rozmowa, znów pismo, telefon za telefonem.

W końcu wróciłam do domu. Spojrzałam na moją "rozgadaną" córeczkę, która przyraczkowała do mnie z prędkością światła, swoim dziecięcym głosikiem powiedziała "mama" i wdrapała się na moją nogę. Dopiero wtedy poczułam, jak okropnie było mi zimno przez cały dzień.

1 komentarz:

  1. O a ja dziś prawie nie wyszłam z domu. Znaczy poszłam po chleb. Niektórzy, to żyją O_o

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!