sobota, 8 listopada 2014

W terenie

W ostatni wtorek wyrwałam się z domu. To miał być czas dla mnie - o 11 zajęcia ze studentami (a w tym roku mam wyjątkowo dobrą grupę, więc zajęcia z nimi to sama przyjemność - mimo, że czasem, wiadomo, mam ochotę wysłać ich na przymusowe roboty w kopalni), później klasyka Starbunia i "nowy Stasiuk" w ręce. Kupiłam też Sylwii Chutnik Mama ma zawsze rację i aż kłębi się we mnie, że nie mam kiedy tego przeczytać! Tymczasem zamiast relaksu nad kawusią, latałam od biura do biura organizując festiwal literacki.

Inicjatywa świetna, dla mam także, bo wcześniej wspomniana Chutnik przyjeżdża. 16 grudnia o godzinie 19:00 w Galerii Miasta Ogrodów na Stanisława w Katowicach odbędzie się jej wieczór autorski. Biorąc pod uwagę jej pro-macierzyńskość, liczne publikacje na ten temat, świetne Cwaniary i tą Mama ma zawsze rację, w mojej torebce - no kto, jak nie my? My, mamy, mamy blogująca powinnyśmy się jak jeden mąż (!) stawić na tym wieczorze. A jeśli nie, to chociaż na wykładzie otwartym dzień później, albo na otwartych warsztatach, które też ona poprowadzi - rozpusta, drogie panie (i panowie). Szczegółowy rozkład jazdy festiwalu niebawem, ale wiadomo - śląskie (i near by Śląska) mamy termin sobie rezerwują, w kalendarzach zapisują!


Czy wiecie ile wysiłku kosztuje organizacja wydarzenia kulturalnego? Zwłaszcza, jeśli jest się mamą 8-mio miesięcznego brzdąca, który nie chadza do przedszkola. W ogóle nigdzie nie chadza. W jeden mój wolny od macierzyństwa dzień, zamiast relaksu, o który walczyłam ustalając to z mężem, przyszło mi harować na pełnych obrotach. Przy całej mojej sympatii do polskich pisarzy - kontakty z nimi do najłatwiejszych nie należą. Kombos intelektualisty-humanisty z osobą popularną skutkuje często niedograniem terminów - a muszą grać. Poligrafia festiwalowa - też na mojej głowie (i Jane, która zdalnie, ze mną na linii, stworzyła takie oto - poniżej - cudne logo festiwalowe). Plakaty, które nie ruszą, zanim nie dogadam wszystkich terminów, wypłaty, które nie ruszą bez podpisanych umów, lokale, które trzeba zarezerwować, wszystkich świętych, których trzeba zadowolić - a przy tym nie wyjść na minus finansowy - ba, środków zgromadzić trzeba jeszcze więcej i więcej (taki semi-cytacik z "nowej" Masłowskiej - swoją drogą, recenzję Jak zostałam wiedźmą mojego autorstwa znajdziecie najprawdopodobniej w kolejnym numerze kwartalnika "FA-art", bo wiadomo przecież, że w wolnych chwilach ciągle coś piszę).


Lista zadań do zrobienia pęcznieje z dnia na dzień. Patrzę na korkową tablicę nad biurkiem i sama nie wiem za co się brać: wizyty lekarskie z Polką poupychane w kalendarzu, jak sardynki w puszce, lista festiwalowych rzeczy długa jak Komedia ludzka Balzaka, na środku wielka kartka, która co tydzień mi przypomina, że przecież mam jeszcze do zrobienia zajęcia ze studentami. Na wolne chwile mam zaplanowane takie atrakcje jak basen z Polką, codzienne cuda, ogarnianie samorządu doktorantów i pisanie doktoratu (idzie jak krew z nosa, ale dzięki Teściowej i jej opiece nad małą - przynajmniej jakoś idzie, nie stoi). Zakupy wydają mi się w tym wszystkim ekstrawagancją, dlatego wczoraj, kiedy pojechałam (wracając od dentysty, bo tak o, po prostu, nikt mnie z domu nie wypuści) do M1 w Chelsea kupić klasykę toaletową - zniknęłam na trzy godziny, z czego dobre pół delektowałam się dwoma, boskimi pralinkami w lokalnym Chopinie. Pokazałabym Wam na zdjęciu, jakie były cudne, ale zwyczajnie je zjadłam. Cafe Chopin to jednak pikuś, przy specjałach serwowanych w 8 stolikach na katowickiej Jagiellońskiej. To moja prywatna jaskinia wytchnienia - w przerwie od ganiania za festiwalowymi rzeczami, akademickiego dyskursu, innych rozrywek - we wtorki, kiedy to jestem w Kato, nie w domu.


Dekoracja listopadowa - wrzosy, dynia. Czego chcieć więcej? Chyba tylko Spagjetti Carbonara. Albo Spaghetti z cukinią i gorgoznolą, które jadłam ostatnio. A na deser Creme Brule podany z musem jeżynowym i jedną, samotną jeżynką wieńczącą dzieło. Achhhhh....

I te ich herbaty! Jaśminowa z mango czy inne tam połączenia - wszystkie profilowane: na uspokojenie, na orzeźwienie, na zmęczenie, na radość - pani właścicielka za kasą dobiera je idealnie. W ogóle obsługa tam taka przyjazna, że czuję się jak u rodziny (hm... być może fakt znajomości owej właścicielki z moją kuzynką-stałą-tam-bywalczynią ma coś do rzeczy?)

I jest prasówka, całkiem mądra, nie jakieś tam faktoidalne bzdury. Często wolę się chwycić za jakąś "Politykę" czy "Focus" i nadrobić, co w świecie, podczas tych chwil dla siebie. 
Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że 8 stolików jest o niebo lepsze niż Starbuń (sami zobaczcie tylko co mają w menu, ciągle zmienianym i dostosowanym do świeżych, sezonowych składników - na fb zobaczcie). To, wbrew pozorom, nie recenzja na zamówienie. Z restauracjami z regionu nie współpracuję. Szkoda to, ale może i lepiej, bom tak niepohamowana w obżarstwie, kiedy w grę wchodzi dobre jedzenie... Skutki mogłyby być katastrofalne, a nie stać mnie już na wymianę garderoby o rozmiar w górę! Z resztą i czasu na łażenie po sklepach zero, więc trudno już, jedna porcja serniczka będzie (o ile będzie).

Trochę się już nie mogę doczekać tego kolejnego wtorku - zwłaszcza, że ten będzie dopiero za dwa tygodnie! Ach te święta narodowe, każdemu pokrzyżują plany. Może, mimo wszystko, uda mi się i w tym tygodniu wyskoczyć samej to tu, czy tam. Opieka kogoś (mąż, Teściowa, Lady Mama) nad Polką w domu to oczywiście duże odciążenie i bardzo sobie cenię każdą pomoc, ale wyjście z domu bez dziecka ma swoje zupełnie inne strony, taką nieopisaną wolność, nieskrępowanie myślowe, czynne też - bo muza puszczona na wielki głos czy leniwy window shopping - tego z Polką w wózku obok nie zrobię. Nie będę też nieodpowiedzialnie szybko prowadzić (co lubię), albo latać z niemowlęciem od urzędu do urzędu, w galowej garsonce i na obcasach - no nie widzę tego. Więc, with all the love in the world, chcę z domu!

A Wy? Mam nadzieję, że też wam się czasem wyć chce i poza tym domowym grajdołem być. Prawda?

O.

4 komentarze:

  1. Aż żal mi, że 16-go nie będzie mnie na pd. Czytałam "Cwaniary", lubię:) Pytanie z innej beczki? Koleżanka filolog polski? Jak tak to witam koleżankę po fachu;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż żałuję, że tak daleko mieszkam, chętnie bym się wybrała na Twój festiwal :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś czuję, że kolejna edycja będzie "obwoźna". Zimowy Tabor Literacki - widzę to!

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę, będę! Oczywiście że będę!

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!