Polka wstaje. Budzi się obok mnie roześmiana i zadowolona. Całe łóżko dla nas, mąż wrócił do domu nad ranem i padł na kanapę ziejąc alkoholem na pół pokoju (jego pół). Z córeczką gadamy, gaworzymy, śmiejemy się. Sielanka. Mąż chrapie nieopodal, kot rozciągnięty w nogach. Rolety pozaciągane.
Godzina 7:00:
Wstajemy i rozpoczynamy z małą zabiegi pielęgnacyjne, pannica reflektuje na zmianę pieluszki. Ubieramy się odświętnie: bodziak, kiecka, nowe skarpety. Pola zachwycona swoim wyglądam śmieje się w głos do lustra. Przyjmuje dzielnie kropelki z witaminą D3 (już bez K! Jest w końcu duża), kropelki na brzuszek już mniej chętnie. Próbujemy obudzić tatę, ale ten bełkocze i śpi dalej. Niech śpi, pójdziemy z wizytą do dziadków na dół. Tam zamieszanie! Lady już zdążyła upiec ciasto, Ojciec planuje strategicznie przyjęcie gości popołudniem. Śniadanie dawno zjedzone. Mówią, że można się kąpać, bo oni wody już odkręcać nie będą (jak się później okaże - nic bardziej mylnego). Wracamy na górę:
Godzina 8:00
Budzimy tatusia, tym razem skutecznie. Działamy w podgrupach. Mąż nadzoruje Polkę w jej łóżeczku, ja się kąpię. Ja robię śniadanie, mąż się kąpie. Biega między samochodem a naszym poddaszem pakując wózek, nosidełko. Wraca z komunikatem, że na dworze już hica i żebym Poli zdjęła skarpety. Ja zamiast tego ubieram jej ciepłe rajtuzki - w kościele będzie przecież zimno.
Godzina 9:00:
Wyjeżdżamy. Wszyscy spóźnieni, Ojciec wściekły, Lady z gracją, my z mężem w popłochu, Polka z cierpiętniczą miną, bo już jej gorąco. W aucie chwila luzu, klima odkręcona na full. Ja prowadzę. Dojeżdżamy do kościoła w pół godziny. Msza już trwa, ale udaje nam się załapać na "żal za grzechy" - za tydzień chrzcimy. W konfesjonale spotykam swoją siostrę, a to niespodzianka. Obie ciśniemy do księdza po podpisy na karteczkach. Ksiądz nie reaguje, mimo iż obie mamy na karteczce info "Spowiedź rodzica". Ktoś coś pomylił. Mąż negocjuje, żeby siostra wyspowiadała się dwa razy. Msza trwa nad wyraz długo. Ksiądz z ambony streszcza cały nowy numer "Niedzieli". Wcale nie jest chłodno. Upał powoli wdziera się do wnętrza. Nowa architektura, dach z blachy, robi się puszka. Rozbieram Polkę, wychodzimy. Przed kościołem, w pełnym słońcu, tłum kumoszek rozprawia o jakości kazania. Przyłączamy się, rodzina. Chcemy odpalać auto, a w środku miliard stopni. Wracamy do domu ze zmęczoną już Polą z klimą chodzącą na najwyższych obrotach.
Godzina 12:00:
Przyjeżdżają goście. Na dworze parasole przeciwsłoneczne nie działają. Słońce umiejętnie wdziera się na stół i okalające go krzesła. Żar z grilla nie polepsza sytuacji. Polka ukryta na naszym poddaszu dzielnie walczy z temperaturą. Ubrana w cieniutki rampersik żąda jedzenia. Upocona usypia. Nagle z ogrodu odzywa się moja siostrzenica. Siostra woła mnie drąc się na cały dom. Polka budzi się niezadowolona, już nie zaśnie. Schodzimy na dół. Krótkie starcie z ciotką, niezręczne riposty, jesteśmy na dworze. Nie wiem gdzie cieplej - tam, czy na naszym poddaszu. Pola mruży oczy przed słońcem. Nasmarowana kremem błyszczy się jak Edward ze Zmierzchu. Uciekamy do cienia. To niewiele zmienia, bo w gondolce i tak jest gorąco. Powietrze stoi. Stoimy też wszyscy przy stole robiąc rotacje wokół jednego, zacienionego krzesła. Ojciec odpala kominek z grillem i wszyscy współczują mu ciężkiej pracy w pocie czoła. Uciekamy z Polką w dal ogrodu, chowamy się pod drzewami. Mała umęczona upałem nadal nie chce spać. Chce jeść. Karmię przy całej rodzinie. "Czy mam odwrócić wzrok" - pyta wuj."Sam zdecyduj" - stwierdzam umęczona wszystkim i karmię dalej. Ludzie rozchodzą się do zajęć w podgrupach. Polkę przejmuje Lady i wywozi pod drzewa. Po chwili przychodzę, karmię, mała usypia. Odłożona do wózka budzi się od razu. Przewijam a Pola radośnie wierzga z gołą pupą. 15:00 - idziemy do domu, karmię, Polka zasypia.
Godzina 17:30:
Dzwony kościelne budzą Polę. Mała płacze tak, że przekrzykuje dzwonnicę. Dokarmiam mocno, Pola zasypia.
Godzina 21:00:
Polka budzi siebie i nas. Powoli robi się coraz chłodniej więc zmieniam jej rampersa na piżamkę, przebieram pieluszkę na taką nocną, dokarmiam już w łóżku, zasypiamy obie. Zaliczamy karmienie świadome ok 12:00 i 3:00, karmienie nieświadome trwa prawie całą noc. Mąż odkłada Polę do dostawki, chwilę później budzę się, a mała jest przy mnie. Obie śpimy mocno.
Godzina 5:30:
Pobudka! Pola gotowa do działania. "Kochanie, to twoja kolej" - decyduję i śpię dalej. Mąż zabawia, nosi, zmienia pieluszkę. Przynosi Polę do karmienia ok 7:00. W domu przyjemnie, chłodno. Ubieram małą w rampersa bez rękawków, jest nam wszystkim dobrze.
Godzina 11:00:
Pola już dawno przebrana w sukienkę i majtki z falbanką (popołudniem goście). W domu temperatura skacze do 27 stopni. Na dworze 32, odczuwalne 40. Siedzimy przy wiatraku, w pokoju małej chodzi przenośny wentylator. Schładza do 25-ciu. Na karmienie wyłączam, wzrasta do 27.
Godzina 15:00:
Nie wytrzymujemy i schodzimy piętro niżej. Tam jest chłodniej. Zachwycona Polka zasypia od razu. Śpi do przyjścia gości.
Godzina 17:00:
Przyjmujemy znajomych w ogrodzie. Temperatura ok 30 stopni, powietrze stoi. Ja upocona, Polka też. Wozimy się wózkiem między drzewami, trzymamy Polę pod parasolem. Znajomi z córeczką, wulkanem energii, zachwyceni Polą. Zmieniamy lokal, bo Polka głodna.
Godzina 18:30:
Pola chce zasnąć. Sama dałam chwilę wcześniej małej Oli mikrofon - teraz dziwię się, że mała go używa. W domu jak na koncercie - jest echo, pogłos i krzycząca wokalistka. Polka zasypia mimo to, budzi się na refren. Wzdycha i nie śpi.
Godzina 20:00:
Goście wychodzą, kąpiemy Polę, mała zasypia. Podgrzewam atmosferę w domu gotując spaghetti na kolację. Tak, spaghetti! Z pomidorami! Oglądamy Game of thrones i pałaszujemy węglowodany. Polka śpi nadal.
Godzina 22:00:
Zawiedziona dzisiejszym odcinkiem odpalam kompa, wybieram pomiędzy: blogiem, kąpielą, snem. Ustalam kolejność. Zaraz zamknę się w łazience i wannie pełnej zimnej wody, gdzie pewnie zasnę. Ze zdziwieniem wspominam mój rok we Włoszech, słonecznej Ligurii, gdzie upał dochodził do 40-tu stopni.
Polka marynarska |
Hahhah, jakże to brzmi znajomo a zwłaszcza puenta. jak ja wytrzymałam rok w Sewilli, patelni Hiszpanii, to nie wiem. Dziecka nie miałam, pewnie dlatego :) Dziecko za upałami też nie przepada, nie ma co. Ratuje ją prababcia w wożąca w cieniu w ogródku i fakt, że jest poniedziałek, a wiec mama (ja) w pracy a u mojej mamy a Milly babci w domu pewne miejsca są chłodne niczym przedsionek lodówki.
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno - jak AUTEM do kościoła, skoro kościół za płotem (no sama piszesz że dzwony Polę budzą) - ja nie kumam?
I rajtuzki bo będzie zimno w kościele - rulez! :)
Buźka dziewczyny!
Msza za babcię u zaprzyjaźnionego księdza z rodzinnej parafii mamy hen hen w dali :) u nas... Po mojej interwencji ksiądz poszedł na kompromis - wyłączył muzyczkę ale przyglosnil dzwony. Eh, brak słów!
OdpowiedzUsuńupały są straszne, nasze poddasze tez rozgrzane do niemozliwosci;.. biedne maluchy!
OdpowiedzUsuńNajgorzej, że na dworze tak samo gorąco jak w domu!
UsuńDokładnie, słabe to było, że cały odcinek się dział na murze, co nie? Chociaż po tym odcinku stwierdziłam, że Jon Snow daje radę.
OdpowiedzUsuńTo prawda! Cały czas się zastanawiałam co to za zamieszanie z tym Snow'em. Facet jak facet. Ale jak on tak dziarsko w tej zbroi, z mieczem, odważnie, po męsku - oj, skupiłam się na chwilę na ekranie, oj skupiłam ;)
Usuńod samego czytania można się spocić! :)
OdpowiedzUsuńBo taki ciężki tekst? :)
Usuń