niedziela, 2 listopada 2014

4:30, spodnie, ząb i Pszczyna, czyli niedzielny kogel-mogel

Dzień zaczął nam się standardowo: o 4:30 rano.


Polka daje czadu z raczkowaniem, więc w przypływie dbałości o jej małe kolanka zamówiłam u Natalii z Ekoubranek spodnie z nieprzecierającymi się łatkami na kolanach (do kupienia tu). Jak na razie mamy takie i bardzo sobie je chwalimy:



Tak pięknie rozpoczęty dzień - pobudką przed wschodem słońca i zakupem spodni - postanowiliśmy utrzymać w stanie radosnego huraoptymizmu i "coś zrobić". Jak przystało na matkę, która prowadzi zajęcia z literatury podróżniczej - zaproponowałam wycieczkę. Mimo Zaduszek - niedziela piękna i leniwa. No to pojechaliśmy do Pszczyny, przy okazji potrenować, jak to jest z dwójką dzieci.


Porwaliśmy moją siostrzenicę i dawaj, na spacer po pszczyńskim parku. Jechało się nieźle, choć brak dostępu do Polki zdecydowanie mi nie odpowiadał. Przy każdym jej kwęknięciu karkołomnie zaglądałam co u niej. Powrotna syrena tuż za plecami też była mocno problematyczna, bo wiadomo - dziecko z tyłu, drugie też zapięte w foteliku - nie powie, nie widzi co się dzieje. Ostatecznie znów (bo raz już tak robiliśmy wracając z Parku Śląskiego kilka miesięcy temu) jechałam wciśnięta między dwa dziecięce fotele na tylnym siedzeniu Peugeota 207 - oj czas przejść na dietę zdecydowanie (napisała zagryzając kawę czekoladą). Mimo wszystko podróż i tak była bardzo łatwa i przyjemna - Pola w rewelacyjnym nastroju po porannym ukazaniu się pierwszego ząbka (ja z resztą też). Codziennie (od tygodnia) budziłam się i szukałam na dziąsłach Poli jakichś zmian. Aż tu w końcu palec natrafił na wyraźną harmonijkę dolnej jedynki. Ząbek wystaje na jakiś jeden milimetr i gołym okiem się go nawet nie dostrzeże (no zmuśże niemowlę do siedzenia z otwartą buzią dobry kwadrans, bo mamusia ma wadę wzroku i nic nie widzi w tej buzi małej, no nic!), ale JEST! Pola zachwycona, ja też, czekamy aż sobie urośnie większy. Już nie mogę się doczekać, jak zmieni się jej buzia kiedy uśmiech wypełni się ząbkami! Eh, dorasta moje maleństwo! Coraz większa, silniejsza, tu kucyki, tam ząbek, siedzi, wstaje nawet. Wszyscy mówią, że na Gwiazdkę będzie w stroju elfa prezenty rozdawać, a mnie się wierzyć nie chce, bo to przecież takie maleństwo moje!


No, ale o wycieczce miało być! Uwielbiam takie ciepłe, jesienne dni. Choć i słotną jesienią nie pogardzę. Co zrobić - wyłazi ze mnie ta romantyczna dusza i ckliwie patrzę na wirujące liście. Kolory przepiękne, wszystko takie folderowe - trochę jak prospekt sanatorium po sezonie. Najpiękniej jest na tych spacerach w tygodniu, kiedy nikogo nie ma w parku poza kilkoma wózkowymi szkrabami majestatycznie powożonymi przez babcie. Matek z dziećmi niewiele (przynajmniej u nas na wsi). Co ciekawe - sporo tatusiów. Od poniedziałku do piątku można zatem przechadzać się po parkach i skwerach i udawać, że to moje ogrody pałacowe. Dziś faktycznie pałac, i też przez myśl mi przeszło, że nie miałabym chyba problemów z umeblowaniem takiego metrażu. Hanka praktycznie zauważyła, że sporo sprzątania, więc wróciłyśmy do klasycznych, spacerowych punktów: kaczki, mosteczek, przerwa na kawę.




Kawa w Pszczynie zacna, co mnie przekonuje do zamieszkania tam na stałe. Pan kawiarz zapewnił mnie, że będą tam co weekend, więc przynajmniej z braku kawy tam nie padnę. Widzę to: te spacery, Polka biegająca, ja z kawusią, słońce z nieba. Zimą Americano grzejące w zmarznięte ręce, latem jakaś mrożona kawa, która przyjemnie schładza. I ten dzieciak, a może i dwa, roześmiane dookoła mnie uganiające się za jakimś żubrem czy po arystokratycznych ścieżkach parku.




Pszczyna to piękne miasto i mieszkanie tam bardzo mnie przekonuje. Poaustriacki koloryt tylko mnie dodatkowo motywuje, bo wieje od wszystkiego jakimś takim "ordnungiem". Ulice czyste, park zadbany, pałac jest - nie ma na co narzekać. Pewnie i kilka minusów się znajdzie (np część między naszym mieszkaniem a rynkiem wymaga jakichś kreatywnych rozwiązań, zdecydowanie; daleko do Starbunia i innych hipsterskich-not-so-już-much miejsc w których uwielbiam bywać, nie ma tam akcji typu Przystanek śniadanie czy innych kulturalnych atrakcji organizowanych w przestrzeni miejskiej itp.). Wszystko powychodzi w tak zwanym praniu (o, pralkę trzeba będzie kupić!), ale mam na te generalne porządki ochotę. Trochę się zasiedzieliśmy na poddaszu u rodziców i czas na własny kąt.






Obiecująco to wygląda. 

4 komentarze:

  1. piekne zdjecia uwielbiam Pszczyne !!! zaprosisz?;-) Polka na 1 fotce piekny Rozczochraniec Maly ;-)Dori

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeprowadzamy się pewnie w okolicach Wielkanocy dopiero, ale tak - zaproszę :) Zapraszam od razu do siebie tu, na wioskę.

      Usuń
  2. spiszemy sie ;-) Dori

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano, fajna Pszczyna! I ja pałacem nie pogardzę :)

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!