Mąż od dwóch dni walczy z kilkudziesięcioletnią maszyną do szycia mojej mamy. Łucznik z silnikiem tur 2 nie chciał współpracować. Obudził się z postpeerelowskiego letargu dopiero kiedy został rozebrany i złożony na nowo. Nici nadal nie łączy, ale jesteśmy etap dalej niż do tej pory. Może nie będę musiała jechać do Zabrza po maszynę ciotki!
Po co mi maszyna? Nakupiłam sobie materiałów i mam wobec nich wielkie plany. Wykroje na kocyk, poduszkę już są gotowe i pospinane szpilkami. Zostało mi jeszcze trochę materiału, na zrobienie zabawki sensorycznej, komina na szyję, ochrony na pałąk wózka i maskotki dla małej Poli.
Wzór bawełny będzie kompatybilny ze zwierzęcymi emblematami na pościeli łóżeczkowej:
Spód zrobiony będzie z różowego polaru MINKY:
Dodatkową atrakcją dla małej Poli będą metki zrobione z czterech, kolorowych tasiemek (motywy walentynkowe):
Zastanawiam się tylko nad wykończeniem osłonki na pałąk wózka - rzep, suwak? Kołderka zamykana będzie na suwak, żebym mogła wyjąć ocieplinę latem i nadal używać jej jako kocyka. Podusia będzie segmentowana na ramkę i miejsce na główkę. Zabawka sensoryczna zrobiona będzie klasycznie, jak wszystkie. Zastanawiam się tylko nad maskotką: sowa? Może zamiast sowy uszyję jakieś inne ptactwo?
Życzcie mi powodzenia, bo przedsięwzięcie niełatwe.
powodzenia, piękne masz plany.. tyle Cię nie było na bloggerze, że już myślałam, że Polka postanowiła się ewakuowac :)
OdpowiedzUsuń