Moja babcia piekła najlepsze pączki. Mnie przeraża gar rozgrzanego tłuszczu i wolałam dziś kupić zwykłe, drugorzędne pączusie w ogólnospożywczym na osiedlu. Babcine pączki były malutkie i tak słodkie, że nie potrzebowały już ani lukru ani cukru pudru. Jadło się je garściami, bo babcia zawsze szła na ilość. Jak robiła - to w setkach, tysiącach!
Dziś na świecie ogólnopolska radość pączkowa. A te przestały być dostępne już tylko w dwóch wariantach. Kiedyś jedynie z lukrem lub pudrowane dziś roztaczają swe uroki w najróżniejszych formach. Ja nadal uwielbiam te z różą albo konfiturą obficie polukrowane. Dałam sobie dziś dyspensę i zjadłam ich aż 6 (i pewnie jeszcze jakieś się trafią). Małą taka ilość cukru pobudziła i to bardzo, kto wie - może się z wrażenia urodzi? Spacer do spożywczego i na pocztę też nie należał do najprostszych - może zadziała konglomerat wysiłku i cukru?
A Wy? Jakie pączki lubicie najbardziej? Amerykańskie, policyjne
doughnuts dostępne np. w Lidlu, czy może czekoladowe od pani Danusi z budki na osiedlu?
|
Klasyczne, moje ulubione! |
|
Zestaw dziecięcy :) |
|
Upudrowane jak Maria Antonina! Jedzone na wietrze zapewniają niezapomniane wrażenia wirującego cukru pudru tuż przed nosem... |
|
Mini-doughnuts upstrzone na kolorowo |
|
Różowe i eleganckie pączusie :) |
ja najbardziej lubię z różą, lukrem i skórką pomarańczową. Pamiętam takie z dzieciństwa z cukierni u Bilkle to dla mnie po prostu ideał pączka! Ale właśnie namówiłam męża by zaczął robić to: http://www.kwestiasmaku.com/kuchnia_polska/tlusty_czwartek/paczki_pieczone/przepis.html
OdpowiedzUsuńZ dedykacją dla wszystkich przerażonych rozgrzanym tłuszczem :))) you are welcome :))