Byłyśmy dziś z Polą na pierwszej wizycie kontrolnej u pediatry. Pani doktor zbadała moją córeczkę od stóp do głów i zawyrokowała, że dziecko jest zdrowe i rozwija się dobrze. Na wychodnym ze szpitala Polka ważyła 3820g, a dziś nie tylko wróciła do wagi urodzeniowej, ale przekroczyła ją solidnie dobijając 4480g! Mała przybiera książkowo 220g/tydzień (no, powiedzmy, że średnia się zgadza). A ja niepokoiłam się jej długimi przerwami w jedzeniu, zamiast cieszyć się, że dziecko, ba - NOWORODEK - przesypia ciągiem 4-5 godzin.
Z małego, zielonego pokoju dobiega senne kwilenie. Pola niebawem się obudzi. I co się stanie? Czy słodko zaśnie w trakcie karmienia? Znów będziemy walczyć o odpowiednie uchwycenie brodawki? Poje troszkę i roztoczy wzrokiem naokoło wpatrując się w świat przez kilka kolejnych godzin? Nigdy nie wiem, jak sytuacja się rozwinie, gdyż dzień Poli jest jeszcze mocno nieunormowany. Nie jesteśmy w stanie wpasować się z kąpielą w żadną, regularną porę. Próbowaliśmy zmieścić się w przedziale 18:00-20:00, ale wtedy, kiedy my planujemy kąpiel, mała woli akurat spać. Wcześniej (np. dziś) czuwa bite 7 godzin, więc nie mamy z mężem serca budzić małego głodomora dla takiej błahostki, jak kąpiel. Nie jestem konsekwentną matką. Z miłością wpatruje się w moją śpiącą córeczkę i pozwalam jej dyrygować sobą bez mrugnięcia okiem. Ostatniej nocy Polka zdecydowała, że wygodniej z mamą. Kwękaniem protestowała, gdy odkładaliśmy ją do dostawki (cóż działoby się, gdybyśmy chcieli odłożyć ją do łóżeczka!). Przytulałam malutką aż zasnęła ona i ja. Spała wtulona w moje ramię radośnie chrząkając przy każdym wiertku. W dzień postanowiła kontynuować proces i zasypiała tylko w kontakcie skóra do skóry. Kiedy miała do dyspozycji mój dekolt, pierś, ramię drzemała spokojnie. Gdy tylko główka dotykała miękkiego polaru w łóżeczku czy otwierały się automatycznie i Pola rzucała mi spojrzenie pełne rozgoryczenia i smutku. Łamałam się. Udało mi się ją spokojnie uśpić dopiero ok 18:00. Wcześniejszych drzemek nie liczę.
Dziś w nocy też pewnie się złamię. Dla czyjej, tym razem, przyjemności? Kiedy jej malutka twarzyczka wtula się w moje ciało wszystkie niewygody odchodzą na dalszy plan. Zła pozycja, ścierpnięta ręka, naciągnięta szyja, przykurcz mięśni od karmienia w łóżku i po turecku... wszystko to magicznie znika, a zamiast bólu moje ciało wypełnia ciepło, rozczulenie i miłość. Nawet gdy przyjdzie mi nie spać kolejne 3 godziny i tulić małą do snu - to chyba najlepsze, co może mi się przytrafić.
Moje macierzyńskie wysiłki zostały dziś nagrodzone. Mąż najwyraźniej docenił trud ciąży i porodu. Sam widział, że nie było łatwo. Obrzęki jak u słonia, waga jak u płetwala błękitnego, umęczenie jak u foki cyrkowej. A po wszystkim niczym kangurzyca z dyndającą torbą powoli wracać miałam do formy. Nie jest jednak łatwo. Mimo restrykcyjnej diety waga drgnęła nieco w górę dobijając mi kilka dodatkowych kilogramów tuż po porodzie. Jem rosołki (chude, na eko-kurczakach), jogurty, ser biały, kromki z szynką gotowaną w domu, warzywa gotowane, a waga w górę! Karmię piersią, noszę małą, mimo szwów po cesarce, nie dosypiam, a waga w górę. W sytuacji, kiedy chce się ratować własną sylwetkę, kiedy utyka się w domu z perspektywą kilkumiesięcznej laktacji, kiedy aseksualność własnych piersi nie może być większa - właśnie wtedy przyrost wagi nie jest mile widziany. Obserwując moje zmagania z Polą, widząc, ile już przeszło moje ciało (i ile jeszcze mu zostało do przebycia!) mąż przyniósł dziś do domu małe pudełeczko od jubilera, a w środku klejnocik. Kolor - jak oczy Poli. Te pewnie nieco się zmienią, więc niech będzie - na pamiątkę, żebyśmy zawsze wspominali te pierwsze spojrzenia. Rozmiar idealny na teraz, żeby choć w jeden pierścionek moje opuchnięte jeszcze palce wchodziły. Małe serduszko na spodzie, bo wszystko to z i dla miłości. Żona zachwycona!
kochany mąż :) A niewygody.. no cóż, my również mamy ten problem. Niby chcę odłożyć małą do kołyski, ale jakoś tak się dzieje, że najczęściej i tak zostaje z nami w łóżku. Uwielbiam się do niej przytulać, nic nie poradzę, że ta przyjemność jest dla mnie ważniejsza niż konsekwencja, chcę chłonąć macierzyństwo każdą komórką, pewnie już nie będę miała kolejnego niemowlęcia w domu (dwójka starczy:) więc.. muszę się nią nacieszyć taką malutką, tak szybko urośnie. No więc reasumując nie mam zamiaru się zmuszać do konsekwencji i zimnego chowu, chociaż wiem czym to grozi.. Nasz syn sypia w osobnym pokoiku, ale odkąd pojawiła się siostra budzi się w środku nocy i rozpacza, by spać z nami. Co robić? sama nie wiem. Póki co zdarza się że lądujemy wszyscy czworo w - na szczęście - dużym łóżku. Niesprawiedliwe przecież zostawiać go samego, "SKORO ONA MOŻE". no więc pewnie dopiero za jakieś pół roku, gdy będziemy przeprowadzać Kropkę do pokoju dziecięcego pozbędziemy się obojga dzieciaków z naszej sypialni. A Młody potrafi kopnąć przez sen, długi jest, przemieszcza się szybko i niespodziewanie, co może spowodować nagle kopniaka w oko, albo w kręgosłup.Tak czy siak musimy przeczekać te kilka miesięcy niewygód. Może przez ten czas aseksualność i ociężałość też minie :) uff ale się rozpisałam :) znów:)
OdpowiedzUsuńJak tak czytam to zamarzyłam o wielkim łóżku, które pomieści całą moją rodzinę. Nasze jest wystarczające dla naszej dwójki, niemowlę daje radę się wcisnąć. Za kilka miesięcy ktoś będzie musiał emigrować... mąż? ;)
Usuń