Pierwszy dzień w domu. W trakcie karmienia sprawdzam na forach internetowych jakie są standardy zachowania noworodka w pierwszych dobach. Kiedy mała śpi czytam o żółtaczkach fizjologicznych, porach i czasie karmienia. W nocy sprawdzam, czy oddycha, czy ma ciepłe rączki, kark. Odetchnęłam dopiero, kiedy strzeliła nam wielką, zdrową kupę babrającą wszystko naokoło z Polą włącznie. Choć i tak tylko na chwilę. Od razu zaczęłam zastanawiać się czy moja laktacja dalej galopuje do przodu, obawiać się nawału pokarmu, niedoboru pokarmu. Karmienie okazuje się trudniejsze niż egzamin z fizyki kwantowej: skąd wiadomo, ile wypiła? Czy ona w ogóle to pije? Może po prostu ciumka pierś niczego nie połykając? Czy dam radę karmić ją na żądanie? Czy bolesność brodawek oznacza, że źle ją karmię? Karmić na leżąco czy na siedząco? Co jeść, żeby dostawała najlepszy pokarm? Czy odbić ją chodząc po pokoju z Polą na ramieniu czy wystarczy jak ją spionizuję? Czy odbijać jak zaśnie podczas jedzenia czy też wsadzić do łóżeczka? Jak zrobi kupę w trakcie karmienia to przewijać czy przeczekać? Bo co, jak uleje - zaczynać karmienie od nowa? A to tylko podstawowe wątpliwości namnożone nawet nie w 24 godziny!
Dalej idą pytania o spanie, jakość materacyka, kąt podniesienia materacyka, dobór kocyka, ciepłe rączki, zimne rączki, temperaturę w pokoju, nawilżenie powietrza, głośność rozmów w mieszkaniu itp., itd.
Mam ochotę poprosić położną środowiskową, żeby z nami zamieszkała. Moją mamę, żeby była tu 24/h, koleżanki-matki o permanentny monitoring Poli z uwagami. Jednocześnie wszystko chcę zrobić sama i być super mamą.
Za chwilę mąż pojedzie na uczelnię prowadzić zajęcia, później na niemiecki. Na koniec dokupi tych mini pampersów i wpadnie do naszej lekarki po swoje L4 (coby opiekować się żoną po cesarce i dzieckiem). Wróci pewnie ok 20:00, a w tym czasie... będę tu sama! A co, jak wtedy właśnie stanie się to COŚ, czego boją się wszystkie (jak wynika z forów) pierwsze mamy?
Wszyscy (włącznie z podręcznikiem) mówią, że to normalne, że minie, że po jakimś czasie będę wymiatać w niańczeniu noworodka, że hormonalny szał się uspokoi, że zwyczajnie - dam sobie radę. Kiedy jednak patrzę na treść tego posta o kompozycję opartą o liczne powtórzenia, koncepcję wyliczeń i jakość pytań retorycznych mam wątpliwości, czy uda mi się wyrwać z takiego umartwiania się. Głupia, myślałam, że miłość do Poli zamieszka w moim serduszku. Ta tymczasem zagościła też w mózgu skutecznie eliminując wszystkie myśli niezwiązane z niemowlęciem. Nawet sen uważam za niesłusznie należący mi się przywilej, bo przecież nie mogę wtedy patrzeć, czy Pola spokojnie śpi obok, a kot wystarczająco daleko od dziecka. Oficjalnie podziwiam wszystkie matki na świecie, że dają sobie radę. Moją w szczególności. Samotne matki uważam za herosów a położne za półbogów.
Oj tam, dasz radę:))) Cieszę się, że już jesteście w domku.. pamiętaj, że dziecko potrzebuje przede wszystkim Twojej miłości i bliskości. Ktoś mi tak kiedyś powiedział. Cała reszta jakoś sama przyjdzie. Ufaj swojej intuicji :) Będzie dobrze!
OdpowiedzUsuń