Dalej idą pytania o spanie, jakość materacyka, kąt podniesienia materacyka, dobór kocyka, ciepłe rączki, zimne rączki, temperaturę w pokoju, nawilżenie powietrza, głośność rozmów w mieszkaniu itp., itd.
Mam ochotę poprosić położną środowiskową, żeby z nami zamieszkała. Moją mamę, żeby była tu 24/h, koleżanki-matki o permanentny monitoring Poli z uwagami. Jednocześnie wszystko chcę zrobić sama i być super mamą.
Za chwilę mąż pojedzie na uczelnię prowadzić zajęcia, później na niemiecki. Na koniec dokupi tych mini pampersów i wpadnie do naszej lekarki po swoje L4 (coby opiekować się żoną po cesarce i dzieckiem). Wróci pewnie ok 20:00, a w tym czasie... będę tu sama! A co, jak wtedy właśnie stanie się to COŚ, czego boją się wszystkie (jak wynika z forów) pierwsze mamy?
Wszyscy (włącznie z podręcznikiem) mówią, że to normalne, że minie, że po jakimś czasie będę wymiatać w niańczeniu noworodka, że hormonalny szał się uspokoi, że zwyczajnie - dam sobie radę. Kiedy jednak patrzę na treść tego posta o kompozycję opartą o liczne powtórzenia, koncepcję wyliczeń i jakość pytań retorycznych mam wątpliwości, czy uda mi się wyrwać z takiego umartwiania się. Głupia, myślałam, że miłość do Poli zamieszka w moim serduszku. Ta tymczasem zagościła też w mózgu skutecznie eliminując wszystkie myśli niezwiązane z niemowlęciem. Nawet sen uważam za niesłusznie należący mi się przywilej, bo przecież nie mogę wtedy patrzeć, czy Pola spokojnie śpi obok, a kot wystarczająco daleko od dziecka. Oficjalnie podziwiam wszystkie matki na świecie, że dają sobie radę. Moją w szczególności. Samotne matki uważam za herosów a położne za półbogów.
Oj tam, dasz radę:))) Cieszę się, że już jesteście w domku.. pamiętaj, że dziecko potrzebuje przede wszystkim Twojej miłości i bliskości. Ktoś mi tak kiedyś powiedział. Cała reszta jakoś sama przyjdzie. Ufaj swojej intuicji :) Będzie dobrze!
OdpowiedzUsuń