Czwartego dnia istniała już jasność, ciemność, lądy i morza, jak to możliwe, ze Poli nadal nie ma? Ach tak, w myśl przepowiedni genezyjskich człowiek na samym końcu. Już zaczynałam oswajać się z myślą o kolejnej oksytocynie i kolejnych, bezproduktywnych skurczach, gdy nagle stał się cud.
Moja siostra, jeszcze bardziej zirytowana czekaniem niż ja wzięła sprawy w swoje ręce. Częstotliwość jej telefonów do lekarza równała się niemal regularnym skurczom partym. Agata pytała lekarkę o wszystko wielokrotnie sugerując jej inne rozwiązanie tej sytuacji. W końcu pani doktor uległa. Powiedziała, że "Na postęp tego porodu musiałybyśmy czekać jeszcze ok 5 dni. Ponieważ zaś pani nie ma tyle cierpliwości, a i ja oszaleję jak pani rodzina będzie tak do mnie wydzwaniać - spróbuję coś załatwić". Chwilę później na wizycie pojawiła się inna pani doktor w zastępstwie profesora. Jej świta była o wiele skromniejsza, ale za to aparycja nieporównywalnie większa. Dr K. W okularach a'la Jaruzelski, makijażu na grubość kilku centymetrów, w tanich blond lokach wyglądała jak emerytowana striptizerka z woodewilu. Próbowała zamaskować swoje 60+ ostatecznie uzyskując efekt wskrzeszonych lat 20-tych minionej epoki. Niemniej jednak zaprzyjaźniona z moją lekarką ostatecznie zaordynowała cięcie cesarskie. Na stole byłam w przeciągu półtorej godziny. Pola urodziła się 6.03.2014 o godzinie 11:35. Po wyjęciu samej tylko główki lekarka zaniemowiła z wrażenia i przyznała słuszność mojej siostrze. Ostatecznie nie urodzilabym takiego kolosa: 4090g! Pola okazała się małym słonikiem z burzą czarnych włosów na głowie. W pierwszej dobie życia wygladala juz jak dobrze odchowane, dwumiesięczne niemowlę. Ze zdziwieniem zaobserwowaliśmy z mężem jak sama podnosi główkę! Niemal od razu przystawiono mi ją do piersi. Przylgnęła do mamy z taką mocą, ze od razu poczułam się najważniejszą osoba na świecie. Nie wiem jak w ogóle mogłam twierdzić cokolwiek o jakości życia. Dopiero Pola nadała wszystkiemu sens i usankcjonowala moje i wszystkich wokół jestestwo. Ta mała kruszyna, moja córka. Jak to możliwe, ze tyle musiałam na nią czekać?!
Sytuacja po cięciu nie należy do najlepszych. To nie prawda, ze jest to pójście na łatwiznę. Biorąc pod uwagę ból i nieporadność - mój poród trwa nadal. Leżenie w bezruchu 12 godzin po znieczuleniu nie zakończyło się szybką rekonwalestencja. Zamiast pomocy usłyszałam od pielęgniarki, ze ona nie jest tu po to, by pomoc mi się przewrócić na drugi bok. Proceder wstawania był upokakrzajacy. Ponaglana do łazienki jak świnia, obolała i krwawiąca zostałam sama pod prysznicem z zimną wodą. Nic dziwnego, że pojawiły się ataki paniki. W nocy zalała mnie fala gorąca i przeświadczenie, ze nie dostanę tu żadnej opieki czy pomocy. Przerażenie potęgowała potrzeba opiekowania się Polą. Zostawienie jej na pastwę oddziału noworodkowego było traumatyczne, bo bałam się tylko takiego samego jej traktowania, jak mojego. Płakałam leżąc nieporadna, ze nikt moim dzieckiem się nie zajmie, ze nie dostanie ona maminego ciepla, ze poczuje się sama i niezaopiekowana. Atak paniki był tak silny, ze w kolejnej dobie chcieli podać mi środki uspokajające (zamiast po prostu zmienić jakość opieki). Ostatecznie, po konsultacji z moim psychologiem, relaksacji i wizualizacji udało mi się przespać piąta noc na porodówce. Pola była ze mną w pokoju a siostry z oddziału noworodkowego przychodziły przystawiać ja do piersi na żądanie. Kolejnej nocy, kiedy ciągle jeszcze wstawanie z łóżka było porównywalne z następnym cięciem, usłyszałam znów, że sama mam wymieniać podkłady na łóżko, karmić "to" dziecko. Jak musiałabym to robić? Siły zerowe, na sali operacyjnej zostało wiadro krwi, ból podbrzusza rozrywa przy każdym ruchu, obkurcza się macica, a dziecko wazy 4 kilo. Zaleceniem lekarskim mam jej nie wyjmować z łóżeczka przez 6 tygodni, żeby rana się dobrze zagoila, ale w 2 dobie po cesarce mam samą siebie oporządzać, wstawać i karmić godzinami w połsiedzącej pozycji? Jasne! Atak paniki wrócił ze zdwojoną siłą. A Pola kwiliła obok spragniona ciepła i mleczka mamy.
W trzeciej dobie po cięciu mogliby wypuścić mnie do domu. Lekarz jednak już zapowiedział, ze zrobi to dopiero jutro. Ostatecznie, jeśli z dzieckiem będzie wszystko w porządku (co mam nadzieję potwierdzi wizyta lekarska za godzinę) rozważam wypis na żądanie.
Cieszę się, ze Pola jest juz ze mną. Jest najpiękniejszą i najbardziej subtelną istotą, jaką widziałam. Niepodobna do nikogo roztacza wokół swój indywidualizm rozbrajając siła i urokiem. Mimo to pobyt w CSK w Ligocie skutecznie zraził mnie do porodu i zakwestionował wszystkie dalsze plany związane z powiększaniem rodziny. Od pierwszego dnia tu borykalam się z absurdem na miarę parodii. Do tego doszło jeszcze zestawienie pacjenta z podmiotem najniższej potrzeby i odebranie całej magii pierwszym moim chwilom z córeczką. Kto mi to zwróci? Mam tylko nadzieję, że to ja trafiłam na patowe zmiany pielęgniarek, położnych i lekarzy, że innym mamom więcej przypadło z mistyki tego przeżycia, że nikt nie odebrał im wiary we własne siły i to, ze jako matki są zdolne przezwyciężyć każdy ból czy niedogodność dla małych bobaskow.
Wspaniale, że mała (duża!) Pola jest już z mamusią!! Tak bardzo się cieszę, przerwa w pisaniu niepokoiła mnie już trochę..Strasznie długo to wszystko trwało, dobrze, że siostra wzięła sprawy w swoje ręce, doprawdy nie wiem, czemu ci lekarze tak się boją cesarek, gdy dziecię już przenoszone, a na akcję się nie zapowiada. Toż to igranie z ogniem. Jejku, jak mi przykro, że Cię tak potraktowali niegodnie, akurat na opiekę na Ligocie nie mogę narzekać, same miłe położne mi się trafiły, ale z drugiej strony to nie wymagałam zbyt wiele pracy od nich, bo poruszałam się o własnych siłach, więc może nie zaznałam jak to może być w sytuacji gdybym naprawdę potrzebowała pomocy.. Na oddziale bardziej przeszkadzały mi tłumy - 5 położnic na sali plus odwiedzający.. a ja tuż po porodzie przywieziona, odarta z prywatności.. Ale wiesz co, szybko zapomnisz o wszystkim co traumatyczne! Najważniejsze, że Pola już jest po tej stronie brzucha. Wielkie, wielkie gratulacje :))
OdpowiedzUsuńDzięki! Pola już nawet w domu. Uciekłyśmy ze szpitala (mam nadzieję, że nie wypuściliby nas, gdyby coś było nie tak!)
Usuń