Już odbijam ją w trakcie jedzenia (pomaga doraźnie), pionizuję i przytulam (wycisza się). Znów przystawiam do piersi a ona pręży się, wygina ciało w łuk i zanosi krzykiem. Jednocześnie po swojemu skarży się, że jest głodna. Nie wiem co robić! Próbowałam z butelki - jeszcze większy stres, olewam to. Próbowałam z drugiej piersi - niby lepiej, ale też po chwili to samo. W nocy je pięknie, z zamkniętymi oczkami opróżnia całą pierś i usypia. Nad ranem słyszę (i czuję) nawet bąki, więc cieszę się, że wszystko OK. Przy pierwszym porannym karmieniu jeszcze wszystko super. Ok 10 już jest ciężko (przed poranną dżemką), kolejne karmienie w miarę (bo bardzo głodna), następne ciężkie, często zapada potem w sen (popołudniowe nunu). Ostatnie wieczorne karmienie przed pójściem spać graniczy z histerią. Przystawiam - je. 3 minuty - przestaje, krzyk. Uciszanie, uspokajanie, nerwy - 10 minut, znów Pola je - 5 minut. Znowu krzyk, tym razem krócej, tylko 3 minuty, ale znowu po tym je minutę. Znowu krzyk - 15 minut uciszania, uspokajania. Ja mam łzy w oczach, ona woła "mama" (serio!). Czuję, że jestem najgorszą mamą na świecie bo zupełnie nie wiem, jak jej pomóc! Wykończoną Polę przystawiam kolejny raz i chwyta, je pojękując, zamyka oczka i usypia. Ciumka do uspania. Po pół godzinie tulenia mogę ją odłożyć do łóżeczka.
Nie uwierzę, że to kolki. Nigdy wcześniej tak nie miała - nagle by przyszły? W ostatnim tygodniu 3-go miesiąca? Teraz powinny się kończyć! Poza tym kolka męczyłaby ją chyba też poza porami karmienia, prawda? We czwartek pediatra wykluczyła zapalenie ucha, pleśniawki, nieżyt gardła bądź nosa. Na wizycie brzuch był miękki a Pola zadowolona. Przybrała (nawet względem skali tygodniowej), czyli wszystko w porządku. Skąd zatem - pytam - to wszystko? To umęczone, rozżalone dziecko tulące się rozpaczliwie do mamy? Gdzie popełniłam błąd? To przez tą mocną kawę Inkę pitą w ostatnim tygodniu? Czy może przez ciemną kaszę raz zjedzoną? Albo w ogóle w mojej diecie jest coś nie tak? Zmienił mi się zapach albo smak mleka? Próbowałam, różnica (jeśli jest) musi być bardzo subtelna, bo jej nie czuję. Podawałam jej Colinex - nic, Espumisan - nic, Biogaię - nic. Wiem, że zostaje jeszcze Debridad, ale ten jest na receptę i bez wyraźnego zalecenia lekarza nie podam. Raz dałam jej po prostu paracetamol przeciwbólowo (truskawkowy!) - usnęła.
Starałam się usunąć dodatkowe bodźce choć na krótko, ale w naszej rodzinie się nie da:
- 15:00 - mega kłótnia z mężem (przy Poli) - tak, wiem. Nie powinnam była, ale nerwy mi puściły
- 16:30 - wizyta teściów (Pola widziała ich z 5 razy w życiu, może się zestresowała jak prawie obca osoba ochoczo wzięła ją na ręce?)
- 18:00 - herbatka z teściami na tarasie, czyli mini spacer
Jutro zapowiedziała się moja siostra z wizytą na Dzień Dziecka (Cyt.: "Nie musisz się denerwować, będziemy na dole u rodziców". Już to widzę, a raczej słyszę turbo aktywną siostrzenicę moją!).
Ja - kłębek nerwów. Pola pewnie też.
Na poprawę humoru skoczyłam na szybko na targi rękodzieła pod Spodek (wmontowałam się z wyprawą w 2-godzinne spanie Poli w ciągu dnia, wróciłam, jak akurat się obudziła). Wróciłam z super spodniami od Natalii z Ekoubranek.
Śliczne z jasnej dresówki z kotkami na kieszonkach. Jeszcze odrobinę za duże, ale na jesień będą jak znalazł! |
Więcej info i foto tutaj |
Kupiłam też t-shirt dla teścia z okazji urodzin. Z kuli imienia na koszulce widniał napis "Piotruś Pan" i personalia autora. Wydaje mi się, że mu się spodobało, choć teść jest tak oszczędny w emocjach, że nigdy nie wiadomo. Załączam foto bluzy z tym napisem, bo uroczy. Choć to nie kupiony t-shirt to i tak polecam firmę Kurdemol za fiznezję w hasłach drukowanych na koszulkach:
Foto stąd |
Ależ paradoks się tu zrobił. Zatroskana ze mnie matka co to po sklepach biega, kiedy dziecko choruje? Nie do końca. Mąż pogratulował mi dziś bycia właśnie dobrą matką. Powiedział, że najlepsze, co mogłam dla Poli zrobić to oddanie jej jemu i wyjście z pokoju, kiedy miałam już dość i nie wiedziałam co robić ani jak sobie ze wszystkim poradzić. Pola uspokoiła się u męża na rękach i usnęła w ciągu 15 minut. Spała później 2 godziny, w trakcie których obróciłyśmy z Lady do Katowic i z powrotem. Wróciłam silniejsza i chętniejsza do dalszych działań. Jeszcze tylko jutro musimy wytrzymać i w poniedziałek pójdę z nią do gastrologa, bo chyba sytuacja mnie przerasta.
A na koniec absurdy BHP (bo szkolę się eksternistycznie na inspektora BHP na budowie!): "Do środków ochrony indywidualnej zalicza się wymienne składniki środków ochrony indywidualnej, które są istotne dla ich właściwego funkcjonowania, używane wyłącznie do takich środków".
A na koniec absurdy BHP (bo szkolę się eksternistycznie na inspektora BHP na budowie!): "Do środków ochrony indywidualnej zalicza się wymienne składniki środków ochrony indywidualnej, które są istotne dla ich właściwego funkcjonowania, używane wyłącznie do takich środków".