wtorek, 6 maja 2014

Maj rozpoczęty końcem drugiego miesiąca

Dziś 6-ty maja. Po 1-szym i 3-cim niby taki sobie zwykły dzień, ale w rzeczywistości o wiele ważniejszy. Polka kończy dziś równo 2 miesiące. Niby nic się nie zmieniło przez ten czas, bo dni podobne do siebie jak bliźniaki jednojajowe. A jednak wszystko wywrócone do góry nogami, bo przecież Pola rozwija się w galopującym tempie. Tyle pierwszych rzeczy nam się przydarzyło przez ten miesiąc!

1. Pierwsze Święta Wielkanocne, a co za tym idzie najazd rodziny. W Święta wlicza się też wyprawa aż do Zabrza, premiera kilku sukienek. Do tego wesołego Alleluja doliczamy też imprezę urodzinową Wujka z Niemiec, bo dzień po. Pola przeżyła więc bardzo dużo w te 3 dni świętowania.

2. Pierwsze szczepienie Poli. Okupione płaczem malutkiej i jej mamy. (23.04.2014, dzień 48)

3. Pierwsza wyprawa do sklepu z małą dziewczynką. Co prawda tu, na naszą wieś, ale zaliczyłyśmy odzieżowo-dziecięcy, pasmanterię i kwiaciarnię. Pola na wszystkich robiła wrażenie ślicznej, spokojnej córeczki. (24.04.2014, dzień 49)

4. Pierwsze uśmieszki na dźwięki Kubusia Puchatka. Od tego momentu każdy dzień zaczynamy od rodzinnego zaspiewu: "Już pora wstać, wyruszyć z domu..." a malutka śmieje się i raduje. (25.04.2014, dzień 50)

5. Przystanek Śniadanie czyli poranek Poli w towarzystwie innych maluszków (Milly, Kropki, Aleka). I trochę radości dla mamy. Obżarstwo dla taty i dużo radości. (27.04.2014, dzień 52)

6. Pierwszy wyjazd do Wisły. Legendarne majówki w tym roku awansowały do spełnionych przepowiedni. Kiedy pierwszy raz pojechałam tam ja, by poznać znajomych męża, jedna z koleżanek mówiła: "A kiedyś będziemy tu przyjeżdżać ze swoimi dziećmi". Czyżby trzeba było się teraz obawiać, że młode pokolenie niebawem nas wygryzie z Wisłowania? (1.05.2014 - 5.05.2014, dni 56-60).

A nam co przydarzyło się przez ostatni miesiąc? Osobiście wpadałam momentami w paranoję, kiedy Pola reagowała alergicznie na niemal wszystko, co jadłam. Jej buzia przypominała momentami stronę z podręcznika do dermatologii. Panikowałam i smuciłam się widząc kolejne zmiany. Na szczęście chwilowo wszystko się wyciszyło i Pola ma znów piękne, różowe policzki. Stres przelewałam na wszystko. Głównie na męża. Połączony z niewyspaniem owocował coraz to nowymi kłótniami: o brak wiary w siebie (mnie), o opiekę (moją i jego) nad małą, o kontrowersyjne decyzje tekstylne ("W to ją ubrałeś?!". Sytuacja nie sprzyjała zacieśnianiu więzi małżeńskiej. Momentami miałam ochotę zamknąć przed mężem drzwi na kluczy i wymienić zamki. Ten znosił moje humory ze stoickim spokojem. Szukał ich źródła, a kiedy znajdował - zaradzał. Dużo rozmawialiśmy - co ciekawe - o nas. Pierwszy raz skupiliśmy się na sobie, na tym czego od siebie oczekujemy w tej nowej sytuacji. Chyba nigdy wcześniej nie ustalaliśmy tak jasno swoich priorytetów. Może teraz, po tych dramatycznych dyskusjach, skończy się laptopowanie, kiedy tylko Pola zasypia, a w zamian znajdziemy więcej czasu dla siebie samych? Wiosna idzie, czas na miłość!

Ostatni miesiąc był ciężki, ale też dużo nas nauczył, chyba więcej niż poprzedni. Przede wszystkim zrozumiałam, że nie muszę być przy Poli 24/h. W Wiśle spała niemalże 2 metry ode mnie i nie stało się nic strasznego. Coraz częściej po prostu obserwuję, jak mała zamaszyście walczy z grzechotkami i zabawkami z maty edukacyjnej. Coraz ufniej zostawiam ją też samą z mężem i schodzę na dół szyć. Może niebawem wypuszczę ich samych z domu?

Było też wiele radości, bo Pola w końcu zaczęła do nas gadać. Pewnego dnia zaczęła z radością gaworzyć i nie przestaje do teraz. Czasem zdarza jej się też zaśmiać na pełen głos. Przypadek? Nie sądzę. Położyłam się ostatnio na dywanie i próbowałam oglądać świat z perspektywy leżącego niemowlęcia. Widok zbliżającej się do mnie buzi męża - przezabawny. Nie dziwię się jej radości. Cieszę się też, że my to wszystko sprawiamy. Musi się czuć z nami dobrze i bezpiecznie. Stąd te uśmiechy, radosne posiłki, spokojne drzemki. Pola śpi w nocy coraz więcej, budzi się tyko raz. Potrafi przespać do 7 godzin. A ja to wszystko skrupulatnie notuję. Chyba już czas na zakup porządnego kalendarza maluszka, bo ten prowizoryczny zaczął się już rozpadać. A to dopiero koniec drugiego miesiąca!

Świat Poli trochę senny, świat mamy zasypia razem z małą córeczką. Tak kończymy 2-gi miesiąc

5 komentarzy:

  1. Ale kruszynka z Poli na tym zdjęciu! 2 miechy, no jak w mordkę strzelił, zleciało!

    PS. Apropos szycia - wykombinowałaś już coś przeciwsłonecznego? Bo moja prowizoryczna wisząca w wózku pielucha doprowadza mnie do sząłu! :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłam na DaWandzie taki patent: http://pl.dawanda.com/product/42825534-Oslonka-przeciwsloneczna-Daszek#product_gallery i mam zamiar uszyć sobie coś podobnego, tylko w innych kolorach. Jeśli chcesz to wejdź sobie na stronkę, z której zamawiam materiały http://www.tkaninysklep.pl/bawelniane - będę zamawiać w tym tygodniu dla siebie jakiś fajny wzór, mogę wziąć też dla Ciebie i uszyć Ci taką osłonkę.

      Usuń
    2. Taaaaak, tak, koniecznie, bardzo proszę!!!!
      Materiał taki o: http://www.tkaninysklep.pl/index.php?v=s&pid=005-K261 albo jakiś inny biało-szary, w kropki - no tak jak Ci mówiłam wczoraj - żeby ładny był :) tylko czy on mógłby mieć różową lamówkę/sznureczki, troczki czy inne coś? Widzę to!!! I oprócz osłonki ja oczywiście muszę mieć co pasującego do niej wózkowo-akcesoriowego:)))) Jakieś sugestie? Poduszka może? No nie wiem, ale tak, zaklepuję i zamawiam i poproszę!

      Usuń
  2. No pewnie, że Polcia jest szczęśliwa, bo ma kochających i najwspanialszych rodziców i tylko jej mama musi bardziej wierzyć w siebie, w swoją intuicję i swój instynkt, a wszystko będzie się układać. Nie ma obowiązku być perfekcyjną, trzeba i sobie czasem odpuścić. Od wysypki też się nie umiera i każde niemowlę z pewnością padło ofiarą wielu rodzicielskich błędów, a jednak po świecie chodzą ludzie zdrowi i szczęśliwi. Wiem, że to tak łatwo mówić, ale chyba takie podejście pomaga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że pomaga! Jak byłam jeszcze w szpitalu i czułam się bezsilna po tym całym cesarskim zamieszaniu koleżanka postawiła mnie na nogi jedną frazą: "Jesteś jej mamą i dasz radę zrobić dla niej wszystko". Miała rację :) Miłość napędza. Spadki formy są i to na samo dno Rowu Mariańskiego, ale jak tylko kruszyna się uśmiechnie... Och! Co za power!

      Usuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!