Muszę przyznać, że mam dosyć ambiwalentne uczucia względem uszytej ostatnio osłonki przeciwsłonecznej. Sama nie wiem czy ją wywalić do kosza czy dzielnie używać.
Zanim zamontuję ją na wózku Polka już zniecierpliwi się zawsze na tyle, by zacząć kwękać, rozkopywać się i marudzić. Po kilku skrętach okazuje się, że zrobiłam to źle i znów muszę coś poprawiać, zmieniać rozplątywać tasiemki. Zmęczona zastąpiłam kokardy zatrzaskami. Pomysł średni, bo zatrzaski w złych miejscach. Nadal muszę kombinować i owijać, cudować, robić pod kątem albo nie zapinać wcale. Kiedy słońce się przemieszcza przesterowanie osłonki zajmuje wieki. A Pola niezadowolona się krzywi. Dodatkowo często nie widzę mojego maleństwa, bo osłonka najefektywniej działa, kiedy cała jest zaciągnięta. Muszę zaglądać z boków (co i tak jest łatwiejsze niż prężenie się przy parasolce!). Za to kiedy już osłonka zostanie dobrze zamocowana Polka jest zachwycona. Dziś na spacerze śmiała się na głos, kiedy obserwowała jak promienie migotają na kolorowym materiale. Czuła się jak pod projektorem! No i nic nie raziło jej oczu.
Spacer udał nam się... wcale się nie udał! Przy temperaturze 30 stopni mała uspokoiła się dopiero, kiedy ją rozebrałam do body i przykryłam samą pieluszką tetrową. Usnęła na ostatnich 20-tu metrach. A ja teraz mam hipochondryczne wyrzuty sumienia, że dziecko rozebrane przewiało, albo odwrotnie, że ją przegrzałam maksymalnie. Potem podróż do domu, a w aucie klima, dziecko znów trzeba ubrać - płacz. W między czasie korek. Klasyka gatunku - cała Roździeńskiego rozbrzmiewała przekleństwami i permanentną kompilacją jedynka plus sprzęgło. A Pola w płacz. Zjechałyśmy na stację benzynową, myślałam że jest głodna, a ona chciała tylko mojego towarzystwa. Z radości zrobiła kupę. Przewijałam ją na kolanach, bo chciała się przytulać. Płakała, gdy tylko odkładałam ją do fotelika. Dokarmiła i usnęła w połowie trasy, na A4, gdzieś pomiędzy Mysłowicami a Sosnowcem. W domu marudziła - bo kupa, bo mama się krząta, bo głodna, bo śpiąca (standardowe zachcianki 2-miesięcznego niemowlęcia). Żeby sobie dodać trochę płaczu i żałości podniosłam ją radośnie z maty prosto w skośny sufit. Nie uderzyła się mocno, ale wystarczyło by aktywować żal i spojrzenie pełne wyrzutu. Oficjalnie uważam się za najgorszą matkę na świecie! Kto, na miłość boską, wybiera się z tak małym dzieckiem na terenowe manewry w taką pogodę?! Dodam - dzieckiem za ciepło ubranym. Trudno, stało się. Mam tylko nadzieję, że nauczyłam się sporo na własnych dziś błędach. Jutro Polka pójdzie na spacer po ogrodzie ubrana w zacieszny pajac z krótkimi rękawkami. Przykryta osłonką.
O kurczę ! To miałaś wypad marzeń ! Tak ładnie to opisałaś że ( musisz mi wybaczyć ) kilka razy zachichotałam.
OdpowiedzUsuńCo do uderzenia dziecia w głowę, nie martw się, mi też się zdarzyło, na domiar złego ostatnio poklepując ją radośnie w pupkę pominęłam fakt że była mokra bo świeżo przetarta chusteczkami i zwyczajnie ją to zabolało i się rozpłakała, tym sposobem zaliczyła swoje pierwsze w życiu lańsko na pupę !
A ubieranie w upały to po prostu ubieraj tak jak siebie :) Ja dzisiaj byłam w krótkich spodenkach i bluzce a młoda w leginsach i sukience bez bodziaków pod spodem a i tak się zastanawiałam czy jej nie za ciepło bo ja byłam cała zgrzana. W razie czego miej przy sobie cieplejsze ciuchy i wsio :) Spocony karczek = za gorąco. Ale pewnie wiesz w sumie to wszystko tylko ja wiem że kurczę z tymi maluchami to tak na prawdę nigdy nie wiadmo jak ubrać, tzn. niby się wie bo się czytało albo słyszało ale jak to zastosować to już gorzej ;)
A co do daszka to mi by się taki przydał bo musiałam ratować się pieluszką która robiła za takowy ( tez musiałam zaglądać bokiem ) , myślę że kilka przeróbek i będzie idealny !