czwartek, 15 maja 2014

Mała śpi, mała je, mała nie je i tak w kółko

Kiedy Pola śpi mama pracuje na pełnych obrotach. Wczoraj, mała usnęła nadzwyczaj szybko. O 20:15 już mogłam zabierać się do tworzenia tekstu na konferencję w Oksfordzie. Nie ma co, trzeba wycisnąć z siebie maksimum erudycji i to w obcym języku. Nie będę przecież za granicą reprezentować kraju jakąś szmirą retoryczną. Po dwóch godzinach 3/4 tekstu było gotowe. Padłam. Polka wyczuła zmęczenie matki lepiej niż owczarek policyjny narkotyki na imprezie klubowej. O 1 AM obudzona nie miała zamiaru zasypiać. Noszona, głaskana usnęła ostatecznie przy maminym barze mlecznym. Odłożona do łóżeczka pospała trzy godziny i znów zażądała matczynego ciepła. Spała, ale końskim targiem - w naszym łóżku. W swoim nie chciała. W efekcie mamusia wstała rano powykręcana jak paragraf, gotowa do działań.

Istniało duże prawdopodobieństwo, że rano przyjedzie koleżanka ze swoim synkiem (-2 tygodnie względem Poli). Alek miał kontrolę w przychodni nieopodal i Agata mogłaby nas odwiedzić. Nie odwiedziła (co jeszcze może się zmienić), ale matka wzięła się za sprzątanie. Małą zapakowałam do chusty i dawaj z mopem niwelować kurz! Po wymyciu schodów, kuchni i połowy dużego pokoju Polka zasnęła ukołysana równym i miarowym tempem sprzątania. Odłożyłam ją do łóżeczka, co umożliwiło mi szybkie zakończenie kwestii porządkowych (swoją drogą sprzątanie mieszkania z 6-cio kilowym niemowlęciem w chuście to lepsze niż godzina na siłce!). Wykorzystując kilka chwil spokoju zasiadłam z zamiarem oglądania któregoś z moich ulubionych seriali, gdy nagle obowiązkowość kazała mi kończyć artykuł. Skończyłam, wysłałam do korekty, mieszkanie posprzątane, naczynia pozmywane, dziecko spokojnie śpi, jest 10:30 rano - co za power!

Co robić dalej? Został mi jeszcze jeden tekst do korekty autorskiej, który miałam odesłać 5 dni temu - zwyczajnie zapomniałam. Obiecałam redaktorom, że odeślę go wczoraj - nietknięty nadal leży na skrzynce mailowej. Zostawię to sobie na wieczór. Bo zaraz Pola się obudzi i będziemy karmić piersią, namawiać do butelki, czytać książeczki obrazkowe, zabawiać małą na macie, przewijać i tak CTRL+C, CTRL+V. A wszystko z radością, bo Polka bawi się z takim zaangażowaniem i tak intensywnie reaguje już na książeczki, że aż miło patrzeć. Moja mała dziewczynka próbuje chwytać obrazki, trzyma książeczkę jedną rączką podczas gdy ja przewracam karty i opowiadam jak nakręcona. Mąż opowiada bardziej abstrakcyjnie. Ostatnio podsłuchałam:
- Gruszka jest słodka. Wiesz co to znaczy słodka? Mleczko mamusi jest słodkie. Dlatego jesteśmy fizjologicznie przyzwyczajeni do jedzenia słodyczy. Dlatego trzeba uważać na gruszki. A te podstępne są tak zaprojektowane, że jak je zjesz to zawsze ci będą smakować. Wszyscy lubią słodycze...
- No... nie wszyscy (wtrąciłam, pomna mojej siostry, która od 6 miesiąca życia wolała śledzie i paluszki).
- Tak, nie wszyscy. Ale nie ufamy Poluniu tym, którzy nie lubią słodyczy. Trzeba na nich bardzo uważać. Nawet bardziej, niż na gruszki!
Córka ostrzeżona przed niebezpieczeństwem związanym z owocami (co działoby się kilka kart dalej, gdzie widnieje rysunek tortu?) wzięła sobie do serca ojcowską radę do tego stopnia, że nie chce jeść nic słodkiego poza piersią mamusi. Butelka poszła w odstawkę, co jest o tyle niekomfortowe, że mamusia już nigdzie pójść nie może. Ostatnie zakupy wmontowałam w wieczorne spanie małej, wróciłam zanim się obudziła (choć sprint po Silesii nie był sielankowym oglądaniem wiosennych nowości, na które liczyłam).

W związku z powyższym od dwóch dni próbuję Polkę znów do butli zachęcić:
- kiedy jest bardzo głodna
- kiedy już trochę zje
- na podmiankę (zamieniam pierś na butelkę)
- kiedy ma dobry humor
- na zabawę (daję jej butelkę by jak wszystko inne po prostu sama wpakowała ją do buzi).
Nie działa nic. Mała napina się, wypluwa, krzyczy, traci humor, męczy się, ulewa co zjadła. Ja równie zdesperowana co ona. Słyszałam, że podobno ktoś inny powinien tę butlę podawać, bo podobno mama konotuje się z automatu: pierś, ciepełko, dobrze. Spróbujemy w niedzielę jak Mąż wróci z konferencji.

A tymczasem wynagradzam małej stresy butelkowe i dawaj z książeczkami opowiadać o gruszkach, jabłuszkach. Nawet jest w jednej z książeczek obraz butli i smoczka (sic!). Może obserwacja pijącego pięknie z butelki Aleka (bo jednak przyjechała Agata!) coś zmieni i mała zaskoczy.

Oczami maluszka cz. 1, "dwukolorowa". W środku znajdują się i białe obrazki na czarnym tle i czarne na białym

Pokazuję na kotka, a Pola odwraca głowę w kierunku naszego kota! Przy piesku domaga się, żebym śpiewała Puszek Okruszek Kukulskiej

Kura i wiewiórka są jej zupełnie obojętne


Oczami maluszka cz. 2, ze ślimakiem, prezentuje tylko czarne obrazki na białym tle

Drzewo pomaga mi "inscenizować" treść Kubusia Puchatka, a głównie frazę "na dąb łasować miód"

Faworytką Poli jest świnka, a raczej mamusia, która chrumka

Cz. 3 z bananem pokazuje obrazki białe na czarnym tle

Marchewki nie lubimy

Poza klasyką gatunku (owoce, warzywa, zwierzątka) książeczki kryją też skarby sytuacyjne - czapka, rękawiczki, sanki, łyżwy, samolot, samochód!


Sama trzyma już swoją pierwszą książeczkę. Matka filolog, ojciec filolog - pękamy z dumy!

16 komentarzy:

  1. No ba, jest z czego pękać, też bym pękała! Mamy tą samą książeczkę z butelką i smoczkiem, ale M. póki co ona zupełnie nie rusza, zresztą poza kwiatami na ścianie ją zabawkowo w ogóle póki co mało co rusza:/ Jam też filolog, także ten, filolodzy łączmy się! I znam ten ból, macierzyński macierzyńskim, ale pracować trzeba. Ps. Fragment o podawaniu butelki by jak wszystko inne wepchnęła do buzi sprawił że roześmiałam się w głos tak, że przyssana do cycka M. się odessała i posłała mi jedną ze swoich min pt. 'WTF are you doin' mamma?' :) Poza tym zasadniczo zgadzam się z tatkiem Polki i nie ufam ludziom którzy nie lubią słodyczy:))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie rozumiem, jak można nie lubić słodyczy?? Imponujące, że Pola już samodzielnie "czyta" swoje lektury!
    Pewnie już wiecie, że w tą sobotę nie będzie pikniku. Pogoda taka nie-majowa. My na dodatek wszyscy trochę przeziębieni, a u Judyty właśnie przeczytałam, że ze względu na pogode piknik przeniesiony na przyszłą sobotę.. peszek ://

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze kombinujesz z tym zachecaniem do butli ja niestety to zaniedbalam glupia bylam i teraz Marta butelki ani tyknie :-\ a wiele by mi to ulatwilo w zyciu ;-) wiec walcz dzielnie poki Przeciwnik maly i nie bije mocno ;-) pozdrawiam Dori ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. I u nas była walka o butlę. Ryk też był, tata też próbował oszukać, pociągnęła ale tylko chwilę i dalej ryk " mamoo cyycaa ! " , aż któregoś dnia się jej odmieniło i załapała. Próbuj, próbuj, kiedyś w końcu się uda :)

    A jak Ty pięknie piszesz ! Aż się boję o mój komentarz bo pewnie stylistycznie totalna lipa, ale pocieszam się faktem że nie o to w komentowaniu chodzi ! ;)
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam Twój komentarz. Nie dość, że mi dał nadzieję to jeszcze schlebił.

      Usuń
    2. ale to prawda że pięknie piszesz :) dlatego Cię w końcu czytam :)

      Usuń
    3. Słodzicie dziewczyny :) Dziękuję.

      Usuń
    4. Ej, ja też myślę że pięknie piszesz!

      Usuń
    5. No i jak miło się zrobiło :D !

      Usuń
  5. Jak piknik odwołany, to może jakaś domówka? Jak się i za tydzień nie uda to trzeba będzie pomyśleć...

    Dori, walczę. Dziś zamówiłam jakieś hiper toper butelki turbo anatomiczne, anty kolkowe i niewiadomo co tam jeszcze.

    Zuza, no bo Polka teraz wszystko cisnie do buzi. Jej dieta wzbogaciła się jednak głównie o piąstkę :)

    No i to jej czytanie Ruby, mnie też zdziwiło ale wygląda bosko jak tak chwyta obrazki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypróbuj butelki tommee tippee dają radę, kształt mają taki piersiasty. Domówkę to sama chętnie bym zorganizowała.. ale moja Kropka ma katar, i Młody też, a ja właśnie siedzę przy kompie z chusteczką wiszącą z nosa (bo nie da się zatamować w żaden inny sposób), tak więc i tak jestesmy uziemieni i lepiej byśmy nie przebywali w pobliżu zdrowych niemowląt.

      Usuń
    2. Taaaak, jestem za domówką, jak nie jutro to za tydzień w przypadku pogody z d.! I kurujcie się Boroczki z tych katarów!!!!

      Usuń
    3. I oczywiście tu zuz czyli ja tylko jako żem ciućmok co zostawił telefon u mamy piszę od Towarzysza Męża:)

      Usuń
  6. Ojejusiu a u nas na odwrót- walczę o cyca, ale jak mi dziecko marudzi po 60 min przy obu piersiach to tylko niezłomna siła woli i moc przeczytanych liter spod znaku laktacyjnego terroru mnie powstrzymuje przed podaniem butli. A te książeczki są ekstra, też Hance zapodam jak zacznie wykazywać jakiekolwiek oznaki inteligencji, którą wszak posiadać musi w genach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też walczyłam. Pola była taka duża, że w szpitalu musieliśmy ją dokarmiać mlekiem z butli. Piesi nie umiała chwycić za dobrze. Położne cudowały na miliard sposobów i z trwogą wypuszczały nas do domu. Śmiały się ze mnie na oddziale jak maszerowałam na neonatologiczny po mleko, że dziecko żąda fast-fooda i że trzeba było McDonaldsa nie jeść w ciąży :) W domu walka trwała do 3 tygodnia. Potem bajka. Walcz dzielnie.

      Usuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!