wtorek, 18 marca 2014

Pierwszy dzień cały tylko z mamą

Choć mąż nadal cieszy się ze swojego L4, które przysługuje mu do opieki nad żoną po zabiegu chirurgicznym - spędziłyśmy cały dzień z Polą same. Zwolnienie lekarskie odebrało mężowi tylko radość chodzenia do pracy, niestety swoim zasięgiem nie objęło już studentów. Zajęcia na Uniwersytecie toczą się wbrew porodom, urlopom macierzyńskim czy zaleceniom lekarskim. Oczywiście, można je odwołać, ale kto wtedy zadba o światłość narodu?

Kiedy zatem mąż wybył w celach służbowych (bo przecież musiał stawić się na pewnym spotkaniu organizacyjnym, a co!), naukowo-dydaktycznych (rzeczone zajęcia) i usługowo-małżeńskich - spędziłam z Polką cały dzień sama. Udało mi się ani razu nie spanikować, wręcz przeciwnie - cieszyć się tylko jej nieporadnymi uśmiechami, małymi rączkami, rozmowami z niemowlęciem. Najpierw opowiedziałam jej, co będziemy robić jutro. Później postanowiłam doprecyzować, co jeszcze możemy robić dzisiaj. Na koniec dokładnie opisałam jak piękna jest jej anatomia, ze szczególnym uwzględnieniem fizjonomii. Ostatecznie Pola zdecydowała, że zaśnie przytulona do mojego brzucha. Spała tak godzinę, a ja bałam się głębiej odetchnąć. Nie tylko w myśl staropolskiego obyczaju "Nigdy nie budź śpiącego niemowlęcia!", ale przede wszystkim, żeby nie stracić tej chwili. Cały malutki pokoik na poddaszu wypełnił się jej równym oddechem a mój świat nagle ograniczył się do maleńkich rzęs i piąstek zaciśniętych na wysokości twarzy. Nie jestem pewna, co bardziej mnie rotkliwiło - małe ciałko Poli tak przyległe do mojego i cała ta mistyka narodzin, czy może jej ufność i spokój, z jakim na mnie leżała. Miałam przez chwilę wrażenie, jakby mój wewnętrzny akumulator ładował się od jej ciepła, a jest Pola małym piecykiem. Grzeje nie tylko ciałkiem, ale przede wszystkim tym, jak wygląda. Każda jej mina, grymas twarzy, gest - wszystko to jest pełne dziwnego ciepła rozlewającego się po całym ciele mamy. Jak to możliwe, że nagle dysponuję takim ogromem miłości?! Nie wiem też, jak mogłam obawiać się, że tego uczucia nie będzie. Pola jest przecież po to, żebym ją kochała.

Kiedy jeszcze szalały poporodowe hormony i każde spojrzenie na małą, śpiącą córeczkę kończyło się rzewnymi łzami wzruszenia - chciałam adoptować wszystkie dzieci świata. Zdziwiona obserwowałam jak w sekundzie aktywowały się wszystkie niezbędne uczucia z pakietu matczynej miłości. Leżałam jeszcze na stole operacyjnym, kiedy położna przyniosła Polę już owiniętą w kocyk, wyczyszczoną i spokojną. Przyłożyła mi córeczkę do skrawka wolnego ciała i pozwoliła nacieszyć się maleńką buzią przytuloną do mojej twarzy. W jednej chwili odpłynęły wszystkie ciążowe niepokoje: czy będę umiała ją kochać, czy zachwycę się widokiem własnego dziecka, czy od razu będzie to Pola, czy może tylko "dziecko" itp.itd. Wystarczył dotyk policzka tej małej istotki by pozbyć się wątpliwości nowicjuszki i zostać mamą. Dziś, kiedy mała drzemała sobie na moim brzuchu nadal byłam zdziwiona tymi emocjami. Z każdym jej oddechem coraz mniej chciałam odłożyć ją do łóżeczka. Spokojne westchnięcia, chrząknięcia niemowlęce wydawały się najpiękniejszymi dźwiękami na świecie. Wcześniej wspomniana ufność małej obezwładniająca. Trwałam tak zatem godzinę, nim odważyłam się poruszyć i odłożyć Polę do łóżeczka. Tam spała dalej, równie spokojnie, nie zauważając nawet, że przewinęłam się przez pokoik dziecięcy z mopem i szmatą.

Teraz znów śpi. Jeszcze chwilę temu kolejną godzinę spała na moim ramieniu, a ja znów cieszyłam się tym, że świat stanął w miejscu. Pamiętam, kiedy 6 lat temu dorywczo opiekowałam się swoją chrześnicą. Przy całej mojej dla niej miłości - patrzyłam jednak na zegarek wyczekując powrotu mojej siostry - no bo o czym tu dyskutować z roczną dziewczynką. Dziś spokojnie prowadziłam konwersację z tygodniowym niemowlęciem i dziwiłam się bardzo, że noszę ją na rękach dopiero trzecią godzinę! Magia.

3 komentarze:

  1. pięknie to napisałaś, ta miłość pojawia się niewiadomo skąd.. po prostu. Cieszę się że u Was tak błogo dzisiaj :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś znów ryczałam z tej miłości. Mówią - hormony, minie. A ja nie chcę, dobrze mi takiej rozczulonej. Nie wiem sama co urzeka bardziej - ta mała istotka przyklejona do mojego brzucha, gdzie była jeszcze 2 tygodnie temu, czy to, że ŚPI! (Ostatnio rzadko nam się to zdarza)

    OdpowiedzUsuń
  3. też taka rozczulona chodzę.. hormony może i tak, ale ja już chyba tak po prostu mam :)

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!