czwartek, 20 marca 2014

Pierwszy spacer

Powiedzieli, żeby wyjść za tydzień, ale prognoza pogody twierdzi, że teraz, albo nigdy. No, może nie nigdy, ale przez następny tydzień raczej nie. Oczywiście przyjmę z radością pomyłkę portalu pogodowego, niemniej jednak za długo by czekać z Polką na ten nasz pierwszy, wiosenny spacer. By nie przesadzić i dziecka nie przeziębić dziś uprawialiśmy z mężem powożenie dziecka w ogrodzie. Wyszło wspaniale. Ja odżyłam, bo świeżego powietrza nie czułam już od dwóch tygodni. Pola przysnęła upewniając mnie, że przynajmniej spacery będzie przesypiać.


W wózku mała prezentuje się wybornie. Zapakowana w przejściowy i nieco za duży na nią kombinezon i przykryta kocykiem, który sama dla niej uszyłam - spała spokojnie na ogrodowych wertepach. Ocieplenie kombinezonu poniekąd zmuszało Polę do permanentnego uniesienia rąk w geście afirmatywnym. Wyglądała przez to jeszcze bardziej uroczo. Zaczynam się zastanawiać, czy przy jej gabarytach, ta gondola nie okaże się niebawem za mała! Już teraz kombinezon i kocyk wypełniają ją po brzegi. A gdzie zmieści się Pola za 2, 3 kilogramy? Malutka dopiero co wróciła do swojej wagi urodzeniowej, a już wygląda na duże, duże niemowlę (takie dwumiesięczne).


A tymczasem w ogrodzie wiosna. Przegapiłam gdzieś jej początek. Pamiętam jeden, czy dwa bardzo słoneczne dni, kiedy byłam uziemiona w ligockim CSK. To pewnie wtedy wszystko to się wydarzyło. Jeszcze kilka dni temu zazdrośnie spoglądałam na zdjęcia koleżanki na Facebooku. M. wrzuciła analogiczne stokrotki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że rzecz dzieje się w Barcelonie, gdzie jedyną radością M. (ciężkie czasy) jest wygrzewanie się na plaży w sprzyjających 25 stopniach słońca. A tu proszę, mój ogród też kwitnie. Już tylko wyglądam taty z kosiarką i paralotniarzy leniwie sunących po wiosennym niebie - to u nas stały zestaw wiosennych popołudni.


Tymczasem na drzewie sikorka, o ile dobrze pamiętam. Widać dobrze odżywiona, bo zima była przecież słaba. Nie dość, że dożywiana przez moją mamę to jeszcze bez problemu wyciągała co płyciej zakopane robaczki przez ostatnich kilka miesięcy. Proszę, jaka tłuściutka!


Tu nie jestem pewna. Na gołębia nie wygląda. Nie przylatują do nas. Zaryzykowałabym przepiórkę czy perliczkę, ale kto to tam wie? Ornitologią nigdy się nie parałam, więc sądów o ptakach wypowiadać nie będę. Skoro jednak bażanty chadzają nam przez cały rok po łącze, to czemu nie przepiórki?


Ostatnie chyba krokusy. Pierwsze wysunęły swe kolorowe łebki kilka miesięcy temu i zginęły od nagłych przymrozków. Te idealnie wpasowały się w początek wiosny. Wierząc prognozie pogody - mogą nie doczekać kolejnego tygodnia. Zobaczymy.


Spacerowaniu towarzyszył kot. Nie podejrzewałam go o taką subtelność, a tu proszę, przyłapany na gorącym uczynku! I jemu udzielił się wiosenny nastrój.

1 komentarz:

  1. Ach, co za subtelny kot :) Mam nadzieję, że pogoda się utrzyma, bo baardzo mi trzeba tego słońca i spacerów.

    OdpowiedzUsuń

Im więcej komentarzy tym ciekawiej. Piszcie!